Wolski o podróżach posłów: Bezkarność sprawiła, że coś co było malutkim szwindelkiem urosło do pokaźnych rozmiarów. WYWIAD

Fot. PAP/Jakub Kamiński
Fot. PAP/Jakub Kamiński

„Pewnie ci, co nie jeździli i nie korzystali z pieniędzy podatników, gdzieś głęboko w duszy, uważali się za frajerów. Nikt otwarcie nie powiedział, że tego nie wolno robić. Więc wszyscy podeszli do tego według słynnej zasady Wilczka i Rakowskiego, że co nie zabronione, to dozwolone” – mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Marcin Wolski, pisarz i satyryk.

wPolityce.pl: Tunezja, Birma, Mongolia, Pakistan, Tajlandia, Uganda. To tylko niektóre egzotyczne wycieczki jakie zafundowali sobie posłowie. Hofman, Halicki, Iwiński, Radziszewska i wielu innych - jak się okazuje - posiada na dodatek cudowny dar bilokacji. Byli jednocześnie na zagranicznej delegacji i sejmowym głosowaniu. Czy to oznacza, że wreszcie dołączyliśmy do Europy i mamy światowych posłów?

Marcin Wolski: Ja należę akurat do ludzi ciekawych świata. Tyle, że podróżuje za własne pieniądze. Te całe podróże posłów nie są dla mnie więc równoznaczne z światowością. To jest raczej taki post-peerelowski syndrom, że jeśli można brać, to trzeba. Po prostu. I takie przekonanie, że to co państwowe to darmowe. Pewnie ci, co nie jeździli i nie korzystali z pieniędzy podatników, gdzieś głęboko w duszy, uważali się za frajerów. Nikt otwarcie nie powiedział, że tego nie wolno robić. Więc wszyscy podeszli do tego według słynnej zasady Wilczka i Rakowskiego, że co nie zabronione to dozwolone. To narastało latami. Ponieważ raz się udało, drugi i trzeci, więc proceder trwał. Nie zdziwiłbym się zresztą, gdyby najwięcej czerpali z sejmowej kasy ci, którzy teraz wdziewają szaty katonów. Poza tym istniały moim zdaniem bardziej i mniej defraudanckie numery. Takim mniej defraudanckim numerem jest wykorzystanie mil nabitych w przewozach oficjalnych celem darmowych wycieczek dla całej rodziny. Sytuacja jest o tyle absurdalna, że może się okazać, pod koniec kontroli Sikorskiego, że mamy pusty sejm.

No właśnie. Może się czepiamy? Może nasi posłowie powinni się dokształcać i zdobywać wiedzę na temat demokracji na Jamajce. I rozwijać współpracę z parlamentarzystami na Filipinach..

Nie widzę absolutnie żadnego powodu, by posłowie spotykali się akurat na Bahamach, by rozmawiać o sytuacji na Ukrainie. W ogóle nie powinni się spotykać poza Warszawą czy Brukselą, bo od tego są telekonferencje i wideo-łączę. Ale to jeszcze nie jest przestępstwem. To jest marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Zupełnie inną sprawą jest takie dorabianie – w stylu peerelowskim - posłów na zagranicznych wyjazdach służbowych. Zaniżanie klasy w samolocie, zgłoszenie podróży samochodem, a potem lecenie samolotem, o wiele taniej. A różnica wędruje do kieszeni. Bezkarność powodowała, że coś co było na początku malutkim szwindelkiem urosło do pokaźnych rozmiarów.

Czyli wyjazdy posłów za karę już tylko do Grójca, Koziej Wólki i Ostrołęki?

Nie. Niech jadą na te Filipiny. Ale wówczas, gdy jest to uzasadnione. Choćby gdy odbywają się tam wybory i nasi posłowie maja je monitorować. Szczególnie jeśli mamy co do uczciwości tych wyborów poważne zastrzeżenia. Natomiast niech na litość Boską nie jadą tam na zarobek!

Rozmawiała Aleksandra Rybińska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.