Krótka historia kampanii samorządowych. Wspomina Tomasz Koziński

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Rozmowa z Tomaszem Kozińskim byłym Wojewodą Mazowieckim i burmistrzem Pragi – Południe.

Ryszard Makowski: Kampania samorządowa ma swoją specyfikę. Jak się zmieniały metody zbierania głosów od pierwszych wyborów w 1990 r.?

Tomasz Koziński: Decydujący wpływ miało pojawienie się mediów elektronicznych. Na początku lat 90. nikt nie słyszał o internecie, telefonach komórkowych i SMS – ach, o portalach społecznościowych. Królowały sztrajfy naklejone gdzie się dało. Na płotach, słupach, sklepach. Nacisk się kładło na osobiste dotarcie do elektoratu. Sam jeździłem na rowerze od przystanku do przystanku i rozdawałem ulotki, zamieniając parę ciepłych słów i reklamując swoją skromną osobę.

Ulotka jest chyba do dziś podstawowym orężem w walce  o wyborców.

Tak, z tym, że jest broń obosieczna. Z jednej strony informuje, zachęca. Z drugiej strony drażni, gdy znajdujemy ich nadmiar w skrzynce pocztowej albo na klamce drzwi wejściowych. I bywa, że sympatyczne zdjęcie kandydata, często wspólne z rodziną, by ocieplić wizerunek leży deptane na klatce schodowej. Podobnie niestety jest z mailingiem. Jeszcze piętnaście, dwadzieścia  lat temu brzmiało to światowo, gdy na pytanie: „A ty jak robisz kampanię?”, padała odpowiedź: „Mailingiem”. Dziś wiemy, że spam też nie jest mile widziany.

Swego czasu modne było chodzenie po domach.

Sztab wyborczy Lecha Kaczyńskiego podczas kampanii samorządowej w 2002 r. uległ pokusie by zawiadomić jak największą ilość mieszkańców osobiście. Poprzestano jednak na paru blokach,  bo było to niezwykle czasochłonne. Metodę „od drzwi do drzwi” twórczo rozwinął jeden z kandydatów AWS. Liczne notatki prasowe, ukazujące się przez kolejne dwa tygodnie opisywały  jak został dotkliwie poturbowany na Pradze gdy odwiedzał mieszkańców. Przestał się pokazywać publicznie. Do dziś nie wiadomo czy ze względu na szpetne ślady po pobiciu, czy ze względu na ich brak.

Znane nazwisko ułatwia dostanie mandatu.

To jest ewidentne, słynne postacie kultury czy sportu mają handicap. Spotykamy się także z „podróbkami”. Ktoś kto nazywa się jak znana piosenkarka czy naukowiec, korzysta z tej zbieżności. Czasem osoby mające charakterystyczne nazwisko starają się je wkomponować w hasło. Pamiętam taki przypadek. Przyjmijmy, że ktoś nazywał się Zabawa (w rzeczywistości było to inne nazwisko). Ów kandydat wydrukował plakat z radośnie brzmiącym hasłem „Zabawa w AWS-ie” i dodał do tego swoje roześmiane zdjęcie. Jednak wyborcy tego nie kupili.

Chcą być traktowani poważnie.

Z pewnością. Tandetne chwyty działają jedynie doraźnie. Przed laty kandydatka, będąca dojrzałą kobietą, publikowała swoje zdjęcie z okresu matury. Zresztą atrakcyjne. Jej kariera trwała tylko jedną kadencję. Wyborcy przecierali oczy widząc oryginał.

Ważną rolę odgrywa też miejsce na liście.

Jedynka bierze zawsze, pierwsza kobieta na liście bierze prawie zawsze, a ostatnie miejsce na liście jest równe trzeciemu. I to się nie zmieniło. Tym bardziej, że dla startujących są ustalone limity finansowe. Dobre miejsce na liście nie jest gwarancją elekcji. Ważna jest jeszcze rejestracja. Niegdyś pewien komitet koalicyjny ustalił inne listy a inne zarejestrował. Droga z siedziby komitetu do biura komisji wyborczej musiała wyglądać naprawdę interesująco.

Przypadek Jacka Kurskiego pokazał, że bilbordy nawet w dużych ilościach mogą nic nie dać. Co więc robić, żeby wygrać?

Przede wszystkim trzeba mieć swoje środowisko. Polityczne, bądź reprezentować jakąś organizacje. Dobrze jest być znanym, ze swojej działalności na rzecz miejsca, z którego się startuje. Trzeba mieć program, nie koniecznie całkowicie realny, ale chwytliwy.

Ostatnimi laty jednak zmiana rządzących, pomimo ich rażących błędów, odbywa się bardzo ślamazarnie.

Przewaga radnych i osób sprawujących władzę, nad pozostałymi kandydatami jest olbrzymia. Tuż przed wyborami oddają liczne inwestycje. Wykorzystują wszelkie uroczystości do promowania się. I mają rzesze urzędników, którzy w własnym interesie ich poprą.

Czyli co pozostaje? Kupować głosy?

Niestety bywają takie przypadki. Z mojej praktyki wynika, że trzeba być aktywnym i wierzyć, że da się wygrać mimo wszystko.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych