Prof. Musiał: "Berlin jest postrzegany przez elity jak niegdyś Moskwa – jako rozdawca fruktów". NASZ WYWIAD

auswaertiges-amt.de
auswaertiges-amt.de

Kilka tygodni temu dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas dowiódł na łamach tygodnika „wSieci”, że Polska nie zrzekła się odszkodowań wojennych od Niemców. Nie ma śladu prawnego po tym rzekomo - jak twierdzą Niemcy - zrzeczeniu się własnych praw; ani w Polsce, ani w ONZ, nigdzie.

CZYTAJ WIĘCEJ: Polska może żądać od Niemców 850 mld dolarów odszkodowania! Sensacyjne wyniki śledztwa „wSieci”

Jednak Grzegorz Schetyna, nowy minister spraw zagranicznych, ale z tej samej ekipy PO, rzekł w „Kropce nad i” bardzo stanowczo:

Ta kwestia jest zamknięta. Takich rozmów nie będzie

CZYTAJ WIĘCEJ: Grzegorz Schetyna zaklina rzeczywistość: Odszkodowania dla Polski? Ta kwestia jest zamknięta!

Dlaczego polskie władze tak łatwo rezygnują z obrony polskich interesów pytamy prof. Bogdana Musiała, historyka, niemcoznawcę,

Dlaczego obecne władze mają taką łatwość rezygnowania z narzędzi politycznych w relacjach z innymi państwami, zwłaszcza z Niemcami? I nie chodzi tu jedynie o sprawę należnych nam odszkodowań wojennych, ale też o inne sprawy.

Niemcy są najważniejszym partnerem, tak jest to postrzegane przez rząd w Warszawie. I szukanie konfliktów – z punktu widzenia Warszawy, to oczywiście jest konflikt, nie byłoby zbyt korzystne. Ale to wszystko niekoniecznie jest wszystko tak, bo prawo jest prawem, fakty są faktami, a szkody są szkodami, które trzeba naprawiać. Moje przekonanie jest takie, że jeśli Polska nie będzie swych racji broniła i ich dochodziła, to nie będzie postrzegana jako poważny partner. Ta tradycja powstała jeszcze za rządów Donalda Tuska, żeby każde żądanie spełniać, aby być spolegliwym, posłusznym, nie konfliktować się politycznie z Niemcami itd. Ta polityka Tuska miała dla niego w konsekwencji bardzo korzystny efekt: dostał posadę. Ale na pewno to nie jest dobre dla Polski, to co robił. W interesie Polski jest zdecydowana postawa. Oczywiście nie chodzi tu o szukanie sztucznych konfliktów, ale dochodzić swych praw przy pomocy politycznych i prawnych narzędzi. Jest przecież coś takiego jak prawo międzynarodowe i można, a nawet należy z niego korzystać. Są prawnicy, którzy nie byli nigdy kapusiami i można z ich usług skorzystać, są międzynarodowe trybunały, które mogą to rozstrzygnąć.

Żyje pan między Niemcami, ma pan wielu kolegów pośród nich i wie pan na pewno, że są to ludzie, którzy cenią sobie stanowczość drugiej strony sporu, szanują postawy dowodzące własnej wartości.

Owszem, ale nie dotyczy to tylko Niemców, ale wszystkich ludzi. To normalna postawa człowieka, który nie zaburzeń osobowości, że szanuje tych, którzy się sami szanują i dbają o własne interesy. A Niemcy jako państwo, czy ich rząd, nie mają zaburzeń osobowości. Czyli jeśli ktoś im wciąż ustępuje, to nie jest postrzegany jako poważny partner.

Niedawno włoski trybunał konstytucyjny uznał, że Włosi mogą przed własnym sądami żądać od państwa niemieckiego odszkodowań za zbrodnie z lat wojny. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał wówczas artykuł stawiający Polskę za wzór, bo choć ich obywatele doznali więcej krzywd niż Włosi, to nie mają takich żądań. Poczułem się poniżony przez „FAZ”…

No i słusznie się pan tak poczuł, bo to było poniżające dla nas. Polska została przez tę gazetą pokazana jako taki mocno spolegliwy twór.

Z czego wynika ta polska spolegliwość, a której to spolegliwości nie mają inne nacje, np. Włosi?

Włosi nie mają traumy komunizmu. Nie mają poczucia, że zostali poniżeni, znają swoją wartość i wiedzą, że własnych interesów się po prostu broni, bo nikt za nich tego nie zrobi. Polska ma taką tradycję, a nie inną. Od 1945 r. była kolonią i tzw. elity rządzące wychowały się w takiej postawie, jakby tu powiedzieć…

Zgiętego karku?

Tak, właśnie. To ogromny problem Polski, niestety. Donald Tusk to był taki skrajny przykład tego. To było aż nieprzyjemne. No ale dzięki temu odniósł osobisty sukces, nie jako premier Polski, lecz prywatnie. A to właśnie jest częstą normą w byłych koloniach: na miejscu interesu państwa, narodowego, królują prywatne. Berlin jest przez polskie elity postrzegany jak niegdyś Moskwa – jako rozdawca fruktów i perkalików. Więc tak ważne staje się dla niektórych przypodobanie się w nadziei, że skapnie coś ze stołu. To postkolonialna mentalność, z której polskie elity jeszcze się nie wyrwały.

Rozmawiał: Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych