Komornik we „Wprost” – to naprawdę krok w bardzo złą stronę

fot, wPolityce.pl/TVN24
fot, wPolityce.pl/TVN24

Niezależnie od tego, co kto myśli o „Wprost”, jego obecnym kierownictwie, Nisztorze, Kulczyku i Giertychu informacja o wejściu komornika do redakcji tego tygodnika jest bardzo złą wiadomością.

Złą dla wszystkich, którym leży na sercu już nawet nie tylko wolność mediów w Polsce, ale wręcz wolność w ogóle.

Bo linia ataku na „Wprost”, wytyczona przez Romana Giertycha wiedzie wprost do sytuacji, w której media zostaną realnie całkowicie spętane.

Przypomnijmy, o co chodzi: tygodnik ten ujawnił zapis nagrań dokonanych na spotkaniu, w którym uczestniczył Giertych, obecny dziennikarz „Wprost” Piotr Nisztor, autor nigdy nie wydanej książki o Janie Kulczyku, oraz dziennikarz Jan Piński. Giertychowi chodziło o udaremnienie tego wydania. Mówił w czasie spotkania, że jest zainteresowany sprawą, bo można by zrobić pieniądze na przygotowywaniu książek kompromitujących różnych znanych i bogatych Polaków (nie tylko Klulczyka) i szantażowaniu ich, by zapłacili za to by publikacje te nie ujrzały światłą dziennego. Tak też opisał sprawę „Wprost”.

Giertych twierdzi jednak, że działał wtedy jako adwokat, wynajęty przez przyjaciela Kulczyka, którego nazwiska zdradzić nie może, zainteresowanego tym, żeby nieprzyjemna dla ojca miliardera pozycja nie znalazła się na półkach księgarskich. I że żeby „zalegendować” tę sytuację, opowiedział rozmówcom nieprawdę. Cały plan zarabiania na niewydanych książkach dotyczących miliarderów był tylko „ściemą”, służył uzasadnieniu chęci przejęcia praw do publikacji Nisztora.

Giertych kłamie czy mówi prawdę? Nie wiem, i nie jest to dla mnie ważne. Ważne jest to, że „Wprost” nie wyciągnęło z nagrań nielogicznych wniosków. Przedstawiło spotkanie zgodnie z ich treścią. To nie zawsze jest gwarancją, że opisywana przez dane medium sprawa rzeczywiście wyglądała tak, jak wydaje się dziennikarzom. Istnieje bowiem jeszcze kontekst, w którym rozmaite wypowiedzi mogą mieć różne znaczenie, możliwość że ktoś nagrywany kłamie itd. Ale – powtórzmy – „Wprost” zachowało się wprawdzie wobec Giertycha napastliwie, ale nie przekłamało treści nagrań.

Jeśli więc teraz byłemu wicepremierowi uda się doprowadzić do wyroku, niekorzystnego dla tego tygodnika, to oznaczać to będzie, że w przyszłości każde medium zastanowi się nie dwa, tylko dwadzieścia dwa razy, zanim opublikuje cokolwiek. Bo przecież zawsze któryś aktor opisywanych wydarzeń, nawet jeśli zostały one nagrane, będzie mógł nie tylko twierdzić że tak naprawdę wyglądały one inaczej (bo kontekst albo bo kłamał) – do tego ma prawo i teraz. Ale będzie mógł uzyskać ukaranie medium za to tylko, że przedstawiło sprawy zgodnie ze stanem, który w momencie publikacji był możliwy do ustalenia.

Dodajmy, że Giertych zapowiadał też pozywanie pism, które wyłącznie ZACYTOWAŁY „Wprost”. A to już kaganiec na całą prasę.

Wszystko to razem nieuchronnie zmierzałoby do systemu totalnej bezkarności elit, totalnej bezsilności mediów i totalnej niewiedzy społeczeństwa. Wizyta komornika w redakcji „Wprost” to krok w stronę takiej właśnie sytuacji.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.