Ewie Kopacz wymyślono (przy jej sporym udziale) prosty patent na społeczną akceptację. Po pierwsze, ma podkreślać, że jest lekarzem, a to wciąż szanowany zawód. I konkretny. Znacznie bardziej niż historyk - jak było w wypadku Donalda Tuska. Po drugie, podkreśla, że jest z prowincji, a ogromna większość Polaków pochodzi z jakiejś prowincji. Po trzecie, jest zwykła jak przeciętni Polacy. Przez lata pracowała jako lekarz, czyli zna życie, a politykiem jest stosunkowo od niedawna. Po czwarte, nie ma nic wspólnego z liberalizmem, więc nie dotyczy jej głośny podział na Polskę liberalną i solidarną. Po piąte, kreuje się na osobę nieideologiczną, dla której liczy się tylko praca i pragmatyzm. Wreszcie, po szóste, podkreśla swoją kobiecość, co ma wzbudzić solidarność kobiet i zrozumienie mężczyzn w świecie polskiej polityki jednak zdominowanej przez facetów.
Wizerunek wymyślono Ewie Kopacz całkiem sprytnie, bo mimo że od wielu lat jest eksponowaną postacią establishmentu, udaje, iż z establishmentem nie miała nic wspólnego. Mimo że współdecydowała o tym, jaka jest Polska po 2007 r., udaje, iż nie miała na rządy Donalda Tuska większego wpływu, o ile jakikolwiek. Pomimo tego, iż była jednym z najważniejszych ogniw propagandy sukcesu, odcina się od niej, przedstawiając się jako uosobienie pracy organicznej. Innymi słowy, Ewa Kopacz kreuje się na kogoś, kto pod każdym względem jest anty-Tuskiem, choć dotychczas była co najmniej „mniejszym” Tuskiem. Wydawałoby się, że kreacja Ewy Kopacz jest zbyt odległa od prawdy, żeby Polacy to kupili. A jednak mamy już wiele sygnałów, że wielu to kupuje. Bo polityczna pamięć ludzi jest krótka, a ich nastawienie w ogromnej mierze kształtują największe stacje telewizyjne.
Ewa Kopacz jest lansowana jako „nasza kobieta z prowincji”, z konkretnym zawodowym życiorysem, która jest swojska, bliska i empatyczna, choćby ta empatia była wyłącznie zagrana. Prezentuje się jak ktoś, do kogo można zadzwonić, poradzić się, a w razie potrzeby doczekać jej wizyty w domu. Oczywiście to wszystko są wizerunkowe wymysły, ale ludziom wystarcza takie wyobrażenie, bo przecież nie wypadałoby dzwonić do kogoś, kto jest premierem i ma tyle spraw na głowie. Liczy się wdrukowane przekonanie, że Ewa Kopacz kimś takim mogłaby być. W kształtowaniu tego wizerunku wykorzystano to, że Ewa Kopacz mówi jak absolutna amatorka w polityce, a wiele spraw wyjaśnia „kuchennym” językiem. Postanowiono więc zrobić z tego atut, dlatego nowa premier trzyma się z dala od metapolityki i nie „teoretyzuje”. Ma być połączeniem matki, lekarza, gospodyni, kucharki, koleżanki, która dopiero co wyszła z gabinetu lekarskiego, odwiesiła ścierkę, położyła wnuka albo nastawiła rosół.
Popierający Donalda Tuska ludzie wolnych zawodów, intelektualiści czy twórcy gładko przełknęli „kuchenny” czy „domowy” wymiar nowej premier, choć ich ten „format” trochę razi. Najważniejsze jest to, że jej rządy gwarantują przetrwanie dotychczasowego sposobu sprawowania władzy, oznaczającego dla nich ewidentne korzyści, czyli zlecenia, granty, zaproszenia i honory. Można się nawet wkrótce spodziewać teoretycznego uzasadnienia tej „kuchennej” filozofii władzy, bo prorządowi intelektualiści i twórcy nie takie łamańce już robili. Będzie więc „uszlachetnianie” premierowania Ewy Kopacz opisem, który uczyni z jej rządzenia nieledwie przełom kopernikański, choć jest to bardzo skromny „mały realizm”. Nie jest przy tym ważne, czy Ewa Kopacz coś zrobi (jeśli zrobi, to tym lepiej), bo najważniejsze jest to, jak będzie postrzegana w roli premiera, I jest ważne, żeby ten obraz różnił się od sposobu kreowania Donalda Tuska.
Strategia marketingowa i PR-owska rozciągnięta wokół Ewy Kopacz ma zrobić z niej mrówkę albo pszczołę, która formalnie jest królową w mrowisku albo w ulu, lecz się nie wywyższa i pracuje razem ze zwykłymi robotnicami. To oczywiście łzawy, sentymentalny i czytankowy obraz szefowej władzy wykonawczej, który ma pokazać, że tym razem, w przeciwieństwie do epoki Tuska, rządzący nic nie kombinują na boku, nie są przebiegli, cyniczni i nie dybią na nasze prawa, wolności oraz stan posiadania. Z prawdą nie ma to raczej nic wspólnego, ale pod osłoną takiego wizerunku można kręcić nawet większe „lody” niż za czasów Tuska. Opinia publiczna będzie karmiona sentymentalnymi bajeczkami o pracowitej pszczółce Mai (pardon: Ewie), która jest tak zarobiona dla wspólnego dobra, że nie tylko nie zrobi Polakom „koło pióra”, ale nawet o tym nie pomyśli.
A kiedy większość zorientuje się, jak jest naprawdę, będzie już za późno, żeby odkręcić to, co zrobiono albo będzie bardzo trudno to uczynić. I o to właśnie chodzi w operacji pod tytułem „kobieta premier Ewa Kopacz”.
———————————————————————————————
Polecam wSklepiku.pl atrakcyjny podręcznik z psychologii kłamstwa napisany przez najwybitniejszego na świecie badacza tej problematyki.
„Kłamstwo i jego wykrywanie w biznesie polityce i małżeństwie”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/219761-o-co-chodzi-w-operacji-kopacz-pani-premier-odgrywa-pracowita-pszczolke-urodzona-ledwie-kilka-tygodni-temu