Teraz, po oświadczeniu Donalda Tuska, możemy być już spokojni. Putin w żadnym razie nie proponował rozbioru Ukrainy. Taka myśl, nawet przez sekundę, nie zagościła w jego głowie.
I Tusk także to może potwierdzić, przysiąc, a nawet zagwarantować zapisem notarialnym. Po pierwsze nasz nowy przewodniczący od świeżego powietrza w Europie i zdrowej wody na całym świecie, nie rozmawiał w cztery oczy z Putinem. Wszelkie doniesienia na ten temat rozmaitych gryzipiórków, a nawet oficjalne protokoły dyplomatów, nie mówiąc o ich wspomnieniach, są sfałszowane od pierwszego akapitu po ostatni.
Można przypuszczać, że fantasmagorie Sikorskiego, to dobra okazja, by odwołać wszelkie inne kłamstwa upowszechniane w związku z pierwszą wizytą polskiego premiera w Moskwie. Ustalmy odważnie – nie tylko rozmowy z Putinem nie było. W ogóle nie było żadnej wizyty. Do Rosji udała się delegacja jakichś przebierańców, udająca zestaw złożony z Tuska, Sikorskiego, pewnie Grasia i innych wybitnych myślicieli zwanych rządem RP. Polski premier siedział w tym czasie przy ul. Parkowej. Jasne, że z Sikorskim et consortes.
I tam właśnie obmyślali plan wielkiego skoku Polaków ku szczęśliwej dla nich przyszłości. Przecież nie można było się godzić na dalszą degrengoladę losu chorych, na rozpanoszoną korupcję, na dalsze kolesiostwo, zatrudnianie w państwowych firmach licznych rodzin z synami na czele i zezwalać na to, by różne zależne firmy płaciły krocie na konta córek. Pod pozorem zakupu reklamy na ich internetowych stronach. I podobnymi problemami zajmował się wówczas premier Tusk. Jego noga w Moskwie nie stanęła. A czułe rozmówki na sopockim molo? Jakie czułe? Nasz dzielny premier przypomniał wtedy Putinowi o następnej dacie, znaczy 17 września. Władimir Władimirowicz jednak nie miał przy sobie kalendarza, więc nie bardzo mógł skojarzyć, o co idzie. Podobne obrzydliwe kłamstwa padły przy słynnych żółwikach. To była demonstracja siły premiera. Pokazał publicznie, że jego kułaki wcale nie są skromniejsze od należących do rosyjskiego władcy. I stąd ten radosny uśmieszek.
Zdążajmy zatem do konkluzji. Nie było gadki o rozbiorze, tym bardziej o Lwowie. Nie było żadnego spotkania, bo w jaki sposób mogło do niego dojść, skoro w ogóle nie było wizyty. Wszyscy kłamią. Wszyscy, a Sikorski stracił roz…, przepraszam pamięć. Dobrze, że tylko na jedną dobę. Aż strach myśleć, co byłoby, gdyby ten stan się przedłużył. I laska marszałkowska pomyliła mu się z … Lepiej nie przewidywać. I zapamiętajcie – nie było rozmowy, nie było wizyty. A pan premier jest. I być może sanitariusze w jego pobliżu także. Choćby i belgijscy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/219377-nie-bylo-rozmowy-nie-bylo-wizyty-ale-ja-jestem-w-brukseli-sanitariusze-moga-tez-sie-pojawic