Sellin: "Tusk milczy bo musiałby powiedzieć prawdę. Stawiam tezę, że taka propozycja ze strony Putina padła". NASZ WYWIAD

fot. J. Michalski/wPolityce.pl
fot. J. Michalski/wPolityce.pl

Prędzej czy później Donald Tusk będzie musiał odpowiedzieć na te pytania - czy była taka rozmowa, czy padła taka propozycja ze strony Putina i co z tą wiedzą zrobił - co z tą propozycją Putina zrobił

— mówi Jarosław Sellin, poseł Prawa i Sprawiedliwości, komentując burzę, którą wywołał Radosław Sikorski słowami, że Putin proponował Donaldowi Tuskowi udział w rozbiorze Ukrainy.

wPolityce.pl: - Dwa dni po kompromitacji marszałka Radosława Sikorskiego mamy w głównych mediach dziwną ciszę na ten temat. Jak z perspektywy tych dwóch dni ocenia Pan jego zachowanie, wystąpienia?

Jarosław Sellin: - Uważam, że szkody wyrządzone Polsce są duże. Wbrew temu, co chcą politycy Platformy - czyli zamknąć już ten temat, żeby przestał on już istnieć, to ten temat jednak żyje i żyć będzie. Został on już obficie zauważony w mediach zagranicznych i jest mnóstwo pytań, na które nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Co więcej, tych odpowiedzi nawet nie tyle powinien udzielić Radosław Sikorski - bo on się w ciągu jednego dnia tak często mylił w zeznaniach, w 4 różnych wystąpieniach medialnych, że nie ma co już go pytać o prawdę, bo zapewne w tych sprzecznych zeznaniach jest wiele nieprawd - tylko tych odpowiedzi należy szukać u Donalda Tuska. A on wciąż milczy.

To, że nie możemy nawet ustalić faktów jest też dowodem na to, jak wygląda stan państwa po siedmiu latach rządów Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. Czy wizyta premiera polskiego rządu w stolicy naszego największego sąsiada, która miała miejsce zaledwie 6 lat temu odbyła się w takim trybie, że doszło do spotkania w cztery oczy, czy nie było takiego spotkania? Czy jest notatka z tego spotkania, czy też nie ma takiej notatki?

To potwierdza tezę, którą powtarzam od wielu lat, że Platforma Obywatelska jest formacją polityczną, która ma bardzo nisko ustawiony instynkt państwowy. Prawdopodobnie, ona nawet nie rozumie konieczności trzymania się pewnych procedur, choćby robienia notatek, dla „pamięci” urzędu - żeby wiedzieć w czym się uczestniczyło i co się ustaliło.

Ale prędzej czy później Donald Tusk będzie musiał odpowiedzieć na te pytania - czy była taka rozmowa, czy padła taka propozycja ze strony Putina i co z tą wiedzą zrobił - co z tą propozycją Putina zrobił - i wewnątrz kraju, jeśli chodzi o poinformowanie głowy państwa polskiego, czyli prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wobec naszych przyjaciół, sojuszników, wobec których prowadziliśmy wówczas jeszcze aktywną politykę, czyli Ukraińców i wobec naszych formalnych sojuszników będących w NATO i Unii Europejskiej.

A Pana zdaniem dlaczego Tusk milczy i jak można go teraz nakłonić do mówienia? Przecież do tej pory to on wychodził do mediów i rozbrajał wszelkie miny wokół Platformy i rządu. Tym razem czegoś się boi?

— Myślę, że Tusk milczy bo to jest sytuacja dla niego bardzo niewygodna. Musiałby przynajmniej postarać się powiedzieć prawdę. A ja stawiam jednak tezę, że prawda jest taka, że taka propozycja ze strony Putina naprawdę padła i taka rozmowa naprawdę miała miejsce. Musiałby do tego się przyznać i powiedzieć, co z tą wiedzą wówczas zrobił. Prawdopodobnie nie zrobił z tym nic. Prawdopodobnie nie odpowiedział zdecydowanie Władymirowi Putinowi na tę ofertę a powinien był tak zareagować.

Po drugie, wydaje mi się, że Tusk prowadzi taką świadomą politykę jak najszybszej izolacji od polskiej polityki. On naprawdę uznał, że przez najbliższe pięć lat będzie tylko takim zewnętrznym obserwatorem tej polityki i zajmie się wyłącznie urządzaniem agendy polityki europejskiej i dopiero przed rokiem 2019 zastanowi się, czy jest sens i w jakich okolicznościach wrócić do polityki polskiej.

A może, boi się pytań o swoją politykę resetu z Rosją, która, jak mówi prof. Nowak, w świetle enuncjacji Sikorskiego „ocierała się o zdradę”?

— Na pewno trzeba go zapytać o to, jak można było, po usłyszeniu takiej propozycji prowadzić tę politykę resetu. Jak można było mówić o „naszym człowieku w Moskwie” i w rewanżu otrzymywać informację o „ich człowieku w Warszawie”? Jak można było proponować Rosji wejście do NATO, jak w takiej sytuacji można było proponować obronę integralności terytorialnej Rosji, jeśli by weszła do NATO, co oznacza, że polscy żołnierze być może musieliby walczyć nad Amurem, a może na Kaukazie, w obronie granic imperium rosyjskiego. Jak można było jeszcze po Smoleńsku takie propozycje powtarzać i podpisywać umowy o współpracy polskiego wywiadu wojskowego z GRU? Jak można było podpisywać umowy, już w trakcie trwania Majdanu, pod koniec ub. roku o koordynacji polityki zagranicznej Polski i Rosji do roku 2020? Jak można było, już w trakcie trwania Majdanu proponować rok kultury Rosji w Polsce? Itd.

Jest więc szereg pytań o polską politykę wschodnią w czasie rządów Donalda Tuska - o ten strategiczny wybór, że na Wschodzie ważna jest tylko Rosja, a kraje leżące między nami a Rosją są drugorzędne, bo takiego wyboru, tak naprawdę rząd Donalda Tuska dokonał. I dlaczego w ogóle to zrobił? Ja stawiam tezę, że za taką strategią wcale nie kryła się jakaś głęboka myśl - geostrategiczna, polityczna - ona była potem ubierana w teorie Radosława Sikorskiego, że trzeba odejść od polityki jagiellońskiej, w bardziej realistyczną, żeby prowadzić taką mniej ambitną politykę na Wschodzie,  itd. Ale punktem wyjścia byłą zwykła, prosta, prymitywna rzecz - robimy wszystko odwrotnie niż Lech Kaczyński i robimy wszystko odwrotnie niż rząd Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005 - 2007. To był punkt wyjścia tej polityki wschodniej.

Krótko mówiąc uznano, że nawet polityka zagraniczna - której kierunki powinny być pewną świętością dla każdej ekipy, biorącej odpowiedzialność za Polskę, że pewne rzeczy są niezmienne - to nawet ona miała służyć eskalowaniu konfliktu wewnętrznego w Polsce i spychaniu do narożnika głównego oponenta politycznego, jakim był PiS i jeszcze wówczas urzędujący prezydent Lech Kaczyński.

Prawo i Sprawiedliwość domaga się teraz dymisji marszałka Sikorskiego. A dlaczego w ślad za Pana pytaniami i takimi ocenami jak prof. Nowaka - że to była polityka ocierająca się o zdradę - nie żąda postawienia ówczesnego premiera Donalda Tuska i ówczesnego szefa MSZ Radosława Sikorskiego przed Trybunałem Stanu?

— Myślę, że prawdę na temat korzeni tej polityki wschodniej i genezy tych decyzji, które wówczas podejmowano poznamy dopiero po zmianie władzy w Polsce. Wtedy będzie można, na podstawie prawdy, którą wówczas poznamy wyciągać wnioski i ewentualnie postulować jakieś daleko idące rzeczy. Dzisiaj jest na to po prostu za wcześnie.

A według Pana to już jest koniec kariery politycznej Radosława Sikorskiego, czy też uda mu się jakoś przetrwać ten kryzys?

— Wiadomo, że jest potężny przemysł obronny każdego polityka Platformy Obywatelskiej, który tworzy problemy, albo sam wprowadza się w jakieś kłopoty. Nie wykluczone, że ten przemysł znowu osiągnie swój cel, tzn., że Radosław Sikorski będzie dalej osobą pełniącą ważne funkcje w państwie.

Myślę jednak, że z punktu widzenia takiego realnego wpływu na politykę, zarówno wewnątrz kraju, pewnie też wewnątrz Platformy, a tym bardziej jego aspiracji międzynarodowych, które zawsze silnie przejawiał - to te aspiracje są już mocno nieaktualne. Nie sądzę, żeby ktoś np. chciał jeszcze z nim jakoś szczerze rozmawiać, wiedząc, że to jest polityk, który za jakiś czas może ujawnić nieprzyjemną, kuluarową, poufnie przekazywaną informację.

Rozmawiał Krzysztof Karwowski

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.