„Ruskie serwery”, czyli dopilnować nadchodzące wybory

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Słów kilka o tzw. „ruskich serwerach”. W związku z pierwszą od 25 lat rozdmuchaną na taką skalę aferą szpiegowską, co wnikliwsi komentatorzy zapytują, czy rosyjski wywiad nie ma wpływu na działalność państwowej Komisji Wyborczej, a mówiąc precyzyjnie, czy wykorzystując cyber-sztuczki może zmanipulować – zmienić wynik wyborów. Odpowiedź każdego, starającego się myśleć człowieka powinna brzmieć – nie wiem. Spieszę z odpowiedzią. Otóż jedynym krajem, który w pełni rozbudował system e-wyborów jest Estonia. W dużym skrócie „wkłada się” do peceta dowód osobisty, klika i głosuje. Żeby sprawdzić szczelność zabezpieczeń elektronicznego głosowania rząd estoński zaprosił kilku młodych, zdolnych amerykańskich studentów informatyki, by spróbowali wejść do systemu. Cała sprawa zajęła im kilka godzin i nie dość, że weszli „do środka”, to jeszcze zaczęli bawić się danymi. Rząd Estonii wpadł w przerażenie i teraz chce zlikwidować e-wybory.

U nas problem polega na tym, że stosunkowo trudno jest sprawdzić, czy komputerowe liczenie głosów oddaje faktyczny wynik elekcji. Należałoby najpierw sfotografować lub zrobić kopię listy wyników z każdej Komisji Wyborczej. W przypadku głosowania na kandydatów do Parlamentu Europejskiego było ich około 27 tysiecy. W wyborach samorządowych tych komisji będzie trochę mniej (odpadną te za granicą), ale i tak będziemy się poruszać w obrębie mniej więcej 25 tysięcy. Potem należy (PiS posiada taki program komputerowy) zliczyć wszystkie wyniki i porównać je z tymi, przetworzonymi przez tzw. „ruskie serwery”, czyli oficjalnymi. Wg zespołu Anny Sikory, który z ramienia Prawa i Sprawiedliwości starał się monitorować ostatnie wybory do PE udało się to w ok. 70%. To dużo, ale jednak za mało, żeby stwierdzić, czy serwery PKW liczą prawidłowo. Trzeba osiągnąć 100%, a to będzie trudne. Trudne, ale nie niemożliwe.

Do tego dochodzą jeszcze inne kłopoty. Na przykład na warszawskim Mokotowie, gdzie głosuje dobre ponad 100 tysięcy ludzi podczas ostatniej elekcji okręg obsługiwało tylko 4 informatyków. Tak więc przedstawiciele poszczególnych Komisji Wyborczych stali z workami na plecach w kolejce. Na terenie całej Polski zdarzały się przypadki, że jeśli liczba głosów w workach z danej komisji nie zgadzała się, zamiast je przeliczyć od nowa, ”naginano” wynik, tak by można było go wprowadzić do systemu. Poza tym, nawet gdyby kontrola wykazała rozbieżności, czyli wadliwe funkcjonowanie serwerów trudno by było powrócić do status quo ante, ponieważ worki z głosami zamiast leżeć cierpliwie w piwnicach komisji są niszczone, zanim sąd wyda wyrok, czy w danej komisji głosowanie przebiegło prawidłowo, czy też nie.

Pole do nadużyć, jak widać, wcale nie jest takie małe, a jak mówi Prawo Murphy’ego, jak coś może pójść nie tak, to raczej pójdzie. Zresztą zaufanie jest dobre, ale kontrola jeszcze lepsza. Dlatego nadchodzące wybory samorządowe stanowią ostatnią okazję do sprawdzenia tych nieszczęsnych „ruskich serwerów” i innych nieprawidłowości jakie występują podczas nie trzymających europejskich standardów wyborach w Polsce. Podczas wyborów do Sejmu, będzie już za późno na przeciwdziałanie.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.