Podręczne kalendarium polskich zmagań z osobistym sukcesem premiera Tuska

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Z olbrzymim, osobistym sukcesem premiera Donalda Tuska – jak to raczył wtedy określić rozegzaltowany do czerwoności minister Sikorski – borykamy się już od grudnia 2008, kiedy to premier podpisał pakt klimatyczno-energetyczny. Sam premier Tusk zmuszony był zawetować swój sukces już w czerwcu 2011 roku. Dzisiaj pałeczkę w zmaganiach przejęła premier Ewa Kopacz, która także miota groźby weta pod adresem Unii Europejskiej.

Wokół pakietu klimatyczno-energetycznego narosła w Polsce gęsta aura podejrzeń, niedomówień, przeinaczeń i zwyczajnych kłamstw. To efekt właśnie paradoksalnego stanu rzeczy, w którym ekipa Tuska, autorzy rzekomego sukcesu, za wszelką cenę usiłują wyprzeć się odpowiedzialności za swoje dokonania. To naprawdę ewenement w dziejach, że autor sukcesu dobrowolnie zrzeka się praw autorskich.

Z drugiej strony trudno mu się dziwić, gdyż dla Polski konsekwencje zobowiązania, jakie swoim podpisem Tusk zaakceptował i podjął, są katastrofalne. W związku z tym partia miłościwie nam panująca szuka przysłowiowego „frajera na kajak”, żeby przykryć własną, fatalną nieudolność i ignorancję. Najlepiej do takiej roli zawsze pasuje jakaś poprzednia władza, a że Platforma w programie jako żelazny punkt ma walkę z PiS, zatem nie miała kłopotu z wytypowaniem obiektu.

A ponieważ jeszcze poręczniej jest zrzucić winę na kogoś, kto się bronić nie może, więc wybór partii Tuska padł na zmarłego tragicznie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. „Ich kultura nie zabrania robić takie polowania”. To wiemy już skądinąd. Za pretekst wystarczyło, że prezydent Kaczyński pod koniec rządów PiS miał pewien udział w początkowym okresie formułowania celów pakietu.

Już za niespełna tydzień premier Kopacz udaje się na kolejny szczyt do Brukseli, poświęcony właśnie sprawom klimatyczno-energetycznym. Można z dużą pewnością przewidzieć, że łaknienie sukcesu przez panią premier będzie podobne, jeśli nie silniejsze niż pragnienie Tuska kilka lat temu. Jednak o sukces będzie trudno, gdyż propozycje przygotowane przez Komisję Europejską są równie katastrofalne dla Polski: „Redukcja do 2030 roku emisji CO2 o 43 procent, licząc od roku bazowego 2005”. A te dane są w dużej mierze prostą konsekwencją koszmarnego „sukcesu” Tuska sprzed sześciu lat. Zatem pozostaje weto lub zakrzykiwanie faktów w zaparte.

Można zatem przypuszczać, że rozpocznie się kolejna kampania PO - ściemniania, przykrywania i zakłamywania odpowiedzialności partii rządzącej za jej dęte osiągnięcia. Dlatego warto zrobić sobie jako taki porządek w głowie i w tym celu poznać choćby zarys kalendarium całej akcji z pakietem klimatyczno-energetycznym. Rozeznać się, co naprawdę się zdarzyło, żeby nie dać się łatwo zwieść byle czym. Bo czasy są takie, że minister kłamie w żywe oczy w telewizji, a prorządowe media udają, że to ciepły deszcz pada.

Marzec 2007 – Prezydent Kaczyński podpisuje tak zwane Konkluzje Rady Europejskiej, czyli zgodę na dalsze zajmowanie się tematem, na prace analityczne i koncepcyjne. Coś w rodzaju postanowień ogólnych, ale do negocjacji. Nie podpisuje wówczas żadnego pakietu klimatyczno-energetycznego, jak to usiłują nam zasugerować co bardziej prymitywni krętacze z partii rzekomo obywatelskiej. W tych konkluzjach zawierających cele i poziomy ograniczeń emisji CO2 był jeden niesłychanie kluczowy termin – redukcje będą liczone od roku bazowego 1990. To dla Polski niezwykle korzystne, gdyż od tej daty w Polsce zlikwidowano wiele zakładów emitujących olbrzymie ilości CO2. Z tego względu zakładana wówczas przez Komisję Europejską redukcja o 20 procent do roku 2020 była dla naszego kraju bezpieczna, gdyż od 1990 zredukowaliśmy CO2 aż o 30 procent.

Lipiec 2008 – Znamienny sygnał: na stronie Parlamentu Europejskiego ukazuje się artykuł, w którym mowa jest już o roku 2005 jako bazowym dla obliczania redukcji CO2. W artykule ważna informacja:

Grupa krajów pod przewodnictwem Węgier (Bułgaria, Estonia, Łotwa, Litwa, Rumunia i Słowacja) oceniają jako nieuczciwe uznanie roku 2005 za rok wyjściowy. Twierdzą, że rozwiązanie to jest „uszyte na miarę” bogatszych, starszych krajów członkowskich i nie odzwierciedla cięć, jakich dokonały nowe kraje członkowskie od 1990 roku, w ramach restrukturyzacji ich postkomunistycznego przemysłu”.

Warto zaznaczyć – w dalszym tekście okaże się dlaczego - że wśród krajów protestujących przeciwko zmianie roku bazowego brak Polski.

Druga połowa roku 2008 – Znane już są wyniki analiz i symulacji, między innymi profesora Pantelisa Caprosa z Aten a także polskich naukowców(Mielczarski i Żmijewski). Wszystkie są fatalne dla Polski, wykazują możliwy spadek PKB o min. 1,5 procent, zaś koszty wprowadzenia pakietu poniesione przez nasz kraj (w przeliczeniu na głowę jednego mieszkańca) będą większe dziesięciokrotnie(!) niż we Francji. Tusk musiał to wiedzieć, gdyż wyniki te opublikował polski Komitet Integracji Europejskiej.

Październik 2008 – Przed szczytem Unii w sprawie pakietu do państw usiłujących zablokować niekorzystne rozwiązania dołącza Polska. Tusk na szczycie występuje w roli niezłomnego obrońcy polskich interesów:

…udało się przekonać przywódców ośmiu państw, aby decyzja w sprawie pakietu klimatyczno-energetycznego zapadła w grudniu jednomyślnie.

Jest to oczywiste kłamstwo, bo faktycznie Polska do tej grupy dołączyła znacznie później, nie była inicjatorem ani prowodyrem oporu. Ktoś w rządzie za głowę się poniewczasie złapał, ale lepiej późno niż wcale. A Tusk w zamian za zgodę na rok bazowy 2005 zadowolił się obniżką redukcji do 14 procent, co nam nic nie dawało, gdyż straty z powodu zmiany roku odniesienia były po stokroć większe niż zysk z obniżki procentów. Gwarancją zastosowania w dalszej procedurze zasady jednomyślności miał być mocno enigmatyczny zapis w Konkluzjach Rady Europejskiej, że:

rozwiązania powinny być odpowiednie dla wszystkich sektorów gospodarki europejskiej i wszystkich państw członkowskich - z uwzględnieniem sytuacji każdego z nich - i zapewniać przy tym zadowalający i ściśle określony poziom opłacalności.

To stwierdzenie zadowoliło Tuska, a jak było złudne i niesolidne dowiemy się w akapicie dotyczącym roku 2011.

Grudzień 2008 - Tusk podpisuje pakiet klimatyczno-energetyczny i ogłasza sukces Polski. Sikorski go przebija w bufonadzie, ogłaszając olbrzymi, osobisty sukces Tuska. Sarkozy klepie Tuska po plecach i nie może się nachwalić jako mistrza negocjacji. Wazelina w mediach prorządowych leje się potokami. Ale w niektórych sprawach są niebywale dyskretni - opinia publiczna nie dowiaduje się, że Tusk zgodził się na zmianę roku bazowego z 1990 na 2005, czyli unieważnił redukcję emisji CO2 dokonaną przez Polskę pomiędzy tymi datami. To zostanie upublicznione dużo później. Jednocześnie zaczęły się ataki na PiS i prezydenta Kaczyńskiego pod pozorem, że dokonano tytanicznej pracy, odkręcając jego błędne decyzje.

Styczeń 2009 - Minister stanu w rządzie Tuska Jan Borkowski, odpowiadając na interpelację sejmową potwierdził, że rząd Tuska posiadał wszystkie niezbędne narzędzia do zarówno zawetowania, jak i wynegocjowania korzystnych dla Polski rozwiązań w grudniu 2008:

Podstawowym problemem, jaki stanął przed rządem Premiera Donalda Tuska, była konieczność takiej modyfikacji decyzji RE z marca 2007 r., aby w odniesieniu do pakietu klimatyczno-energetycznego obowiązywała zasada jednomyślności. Cel ten został osiągnięty podczas Rady Europejskiej w październiku 2008 r. przez zapis w konkluzjach Rady z dni 15-16 października 2008 r(…)W ten sposób został usunięty mankament decyzji z marca 2007 r. i została otwarta droga do skutecznych i zakończonych sukcesem negocjacji pozwalających na uniknięcie konsekwencji wdrożenia pakietu energetyczno-klimatycznego w kształcie zaproponowanym przez Komisję Europejską 23 stycznia 2008 r”.

Zatem rząd Tuska nie był ograniczony żadnymi pisowskimi zaszłościami, rzekomy błąd prezydenta Kaczyńskiego został naprawiony, sukces wynegocjowany. Doprawdy trudno o bardziej jednoznaczną konstatację, że całkowitą i niepodzielną odpowiedzialność za pakiet klimatyczno-energetyczny ponosi ten rząd, skoro jego minister potwierdza to w parlamencie, czyli na oczach całej Polski. A przecież nikt z rządu go wówczas nie sprostował ani nie zaprzeczył.

Luty 2011 – Bank Światowy publikuje raport „W kierunku gospodarki niskoemisyjnej w Polsce”, który działa niczym kubeł zimnej wody wylany znienacka na głowę Tuska. We wnioskach raportu kładzie się bowiem nacisk na rok bazowy 1990, jako warunek realizacji pakietu bez rujnowania Polaków i polskiej gospodarki:

Przy ambitnym podejściu, Polska może podjąć się ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o ok. jedną trzecią do 2030 roku (w odniesieniu do 1990 roku). Przy nieznacznym uszczupleniu poziomu dochodów i zatrudnienia.

Tymczasem rząd Tuska zgotował nam rok odniesienia 2005, co jest prostą drogą do bankructwa gospodarki.

Czerwiec 2011 – Rząd Donalda Tuska wetuje unijny plan obniżenia emisji CO2. Uzasadniając weto premier z skarży się z naiwnością oszukanego harcerza:

W grudniu 2008 roku, gdy przyjmowaliśmy pakiet klimatyczno-energetyczny, umawialiśmy się, że bardziej ambitne zobowiązania będą miały charakter dobrowolny.

Tym samym Tusk przyznaje, że wynegocjowane przez niego w 2008 roku warunki i ustalenia były tyle warte, co zeszłoroczny śnieg. W ten sposób także przyjmuje na siebie – chociaż bezwiednie - całkowitą odpowiedzialność za konsekwencje fatalnego pakietu. On bowiem go wynegocjował, zgodził się na jego kształt i treść, poczynił fatalne ustępstwa, i w końcu podpisał. A potem jeszcze nazwał to sukcesem. Trudno o bardziej klarowną sytuację w kwestii odpowiedzialności.

Czerwiec 2013 – Na konwencji Platformy Obywatelskiej Donald Tusk łże w żywe oczy:

Ekipa Kaczyńskiego zgodziła się na pakiet w najgorszej dla Polski wersji.

Wyjątkowo ordynarny fałsz, zważywszy, że „ekipa Kaczyńskiego” nie mogła udzielać zgody na pakiet, bo za jej rządów żadnego pakietu nie było.

Lipiec 2013 – Ówczesny minister środowiska Marcin Korolec powtarza łgarstwa swojego szefa:

W sprawie pakietu zawinił pan prezydent Lech Kaczyński w 2007 roku, zgadzając się na to, żeby taka polityka była realizowana w Unii Europejskiej. Decyzje polityczne, które zapadły w 2007 roku, decydowały o kształcie polityki później.

Jest to tyle zabawne, iż w roku 2007 żadne decyzje co do ostatecznego kształtu pakietu nie zapadły.

W kontekście kuriozalnego wypierania się własnego sukcesu przez rząd Tuska narzuca się pytanie: Dlaczego właściwie szef rządu zgodził się na zmianę roku wyjściowego z 1990 na 2005, unieważniając tym samym tę 30-procentową redukcję, której dokonaliśmy pomiędzy owymi datami? Z punktu widzenia nieszczęsnych konsekwencji tej decyzji dla Polski, jest ona kompletnie niezrozumiała, jeśli nie uważamy Tuska za kompletnego matoła, a przecież nie uważamy.

Czy nie jest w takim razie zasadne przypuszczenie, że to niepojęte ustępstwo poczynione wbrew oczywistemu interesowi Polski, było elementem gry Tuska o posadę w Brukseli? Już wtedy bowiem mówiło się w kuluarach szczytu, że w zamian za spolegliwość Tusk otrzyma poparcie Francji w staraniach o unijną posadę. Jakby nie było, ta zgoda Tuska na rok bazowy 2005, wbrew ustaleniom poczynionym przez prezydenta Kaczyńskiego, jest testem na intencje każdej analizy czy omówienia pakietu klimatyczno-energetycznego w kontekście polskim. Każdy tekst lub wypowiedź pomijająca ten fakt jest po prostu propagandą sukcesu rodem wprost z PRL.

Październik 2014 – Odbędzie kolejny szczyt Unii w sprawach klimatyczno-energetycznych. Ewa Kopacz pojedzie negocjować propozycje Unii obniżenia emisji CO2 o 43 procent, licząc od roku bazowego 2005. A premier Kopacz pragnie sukcesu niczym kania dżdżu, wcale nie mniej niż Tusk w 2008. Można się zatem spodziewać powtórki z rozrywki, czyli kolejnego festiwalu kłamstw i przeinaczeń. Fałsz jest bowiem podstawowym elementem promocji każdego sukcesu Platformy Obywatelskiej.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych