Będąc starszą lekarką (2). Z dywanu na dywan, czyli podróże z przedskoczkiem

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Będąc starszą lekarką ma się już trochę tego doświadczenia. Już na byle zaparcie nikt mnie nie nabierze. Widzieliście, co chcieli ze mnie zrobić po powrocie z Berlina… Że niby pomyliłam kierunki, że szłam nie tak, jak rozłożyli dywan, a Angela musiała mnie podtrzymywać i popychać, niczym niemiecka policja Protasiewicza na frankfurckim lotnisku.

To wszystko brednie. Ja najzwyczajniej nie chciałam kłaniać się niemieckim żołnierzom, bo nie są tego warci. Ledwo co ich minister potwierdził, że Bundeswehra w ogóle do niczego się nie nadaje, a szczególnie do obrony Polski, gdyby, no wiecie kto na nas napadł, że mają wszystko przestarzałe i zmierza do demobilu lub na złom, a ja miałabym dyganiem tę prowizorkę armii popierać. To już wolałam ukłonić się słupowi. Przy nim przynajmniej stała pełnosprawna telewizyjna kamera. Po latach będzie dokument, jak mądrze i dzielnie się zachowałam. I nie dam sobie wmówić, że Angela jeszcze lepiej będzie mną sterować niż Donaldem. Po pierwsze, to niemożliwe, a po wtóre, to ja mam zamiar dawać jej wskazówki.

Czy ta niemiecka kanclerz choć raz wspomniała, że jest kobietą? A społeczeństwo chce wiedzieć, kto nim rządzi. Ja przyznałam się od razu do swej płci. Oczywiście, będę popierała te wszystkie odważne i światłe projekty z pakietu gender. Wprawdzie połowy ich nie rozumiem, ale skoro tyle mądrych pań uznaje, że dziecko może samo wybrać swą płeć po osiągnięciu pełnoletności, to nie ma czemu się sprzeciwiać. Może dzięki temu będzie nas, kobiet jeszcze więcej? Popatrzcie, taki prezydent Komorowski na przykład. Lubię go, nawet jako mężczyznę, ale żeby samemu do siebie listy pisać? Nie mógł napisać do mnie? Albo do Palikota? Nie, do Palikota może nie. Mógłby nie wiedzieć, czy użyć liczby pojedynczej, czy mnogiej. Przecież w pewnym momencie, na wizji zaprzyjaźnionej telewizji było ich dwóch… I jeden drugim wymachiwał. A poza tym Kamiński zasiał mi trochę niepewności w sprawie autorstwa tego słynnego listu. Misio zwrócił mi uwagę, że list jest dość długi i nie ma w nim żadnej ortograficznej klapy. Czy aby na pewno pisał to Bronek? A może Misiek robi u mnie jakąś krecią robotę, w końcu wiadomo skąd przyszedł. Niby odpracował swoje, ale ostatnio jakby mu tchu zabrakło i często opluwa się sam. Zresztą nie zagrzeje tu zbyt długo. Miro tylko czeka na zbliżenie, tak samo jak Sławek. Pendolino może nie ruszyć, ale oni ruszą na pewno. W końcu Ojczyzna w potrzebie i każdy uczciwy według naszej, partyjnej normy jest oczekiwany. Chyba, że Miro zabierze się z Donkiem. Ileż tam, w Brukseli sklepów! Można wynosić z nich całe naręcze. Czasem nawet płacąc. Ach, z tego wszystkiego rozgadałam się nadmiernie, ale jestem przecież kobietą.

To słychać. Jak trochę ochłonę po tych podróżach, śladami Grzegorza, to znowu coś powiem. Ale najpierw pogadam z Grześkiem. Do dziś nie wiem po co on pojechał tam, dokąd ja się wybierałam. Byle tylko nie burknął mi tym samym.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych