Tylko „odjechana” pantomima Ewy Kopacz w Berlinie przejdzie do historii

fot: PAP/EPA
fot: PAP/EPA

Ewa Kopacz oczywiście nie poleciała z wizytą do Berlina, żeby odstawić na czerwonym dywanie pantomimę w stylu jednego ze skeczów Monty Pythona.

Choć jej otoczeniu należy się jednak awantura, że nie przygotowali szefowej do zachowań zgodnych z protokołem. Figury na dywanie są w sumie mało ważną śmiesznostką. Znacznie ważniejsze jest to, że pani premier poleciała do Berlina i Paryża po nic. W dodatku poleciała tuż po wizytach w tych samych stolicach nowego szefa dyplomacji Grzegorza Schetyny. To ewenement na skalę światową, by dublować wizyty na takim szczeblu. Ewenement niemądry i świadczący o bezradności, braku doświadczenia i pewnej desperacji.

Ewa Kopacz i Grzegorz Schetyna koniecznie gdzieś chcieli polecieć z wizytami i miały to być atrakcyjne i ważne stolice, żeby nie było, że sroce spod ogona wypadli. Wybrali więc Berlin i Paryż, czyli stolice dwóch najbardziej wpływowych państw UE. Do tego momentu wszystko się zgadza. Potem jest już jednak tylko żałość. Bo pierwsze wizyty nie powinny być organizowane dla picu i potwierdzenia, że pani premier i pan minister mogą odgrywać ważne postacie przed polskimi wyborcami. Przed Europą grać nic nie muszą, bo tymi wizytami żaden ważny pies z kulawą nogą się nie zainteresował. Po prostu tam gdzie trzeba wiedzą, czy coś jest ważne, czy to pic na wodę. Kopacz i Schetyna polecieli, żeby się popisać przed Polakami.

Dlaczego premier i szef MSZ wybrali się po nic? Formalnie w Berlinie i Paryżu decydują się losy pakietu klimatycznego, który ma kluczowe znaczenie dla przyszłości Polski. I zarówno Kopacz, jak i Schetyna o pakiecie jako celu wizyt wspomnieli. Tyle tylko, że powinni być do rozmowy o pakiecie gruntownie przygotowani: po konsultacjach z ewentualnymi sojusznikami z mniejszych państw członkowskich UE, z kilkoma strategiami negocjacji na Radzie Europejskiej, a także z taktycznymi niespodziankami. Tego wszystkiego zabrakło, bo poprzednia ekipa, czyli Donald Tusk i Radosław Sikorski postępowali tak, że żadnych sojuszy nie mamy, a tym bardziej strategii. Tusk i Sikorski mieli tylko dobre samopoczucie, czyli jak mówi młodzież - „wlew”. Nowa ekipa nie jest winna, że trafiła na spaloną ziemię, ale nie powinna się wygłupiać, zamiast próbować ratować sytuację.

Ratowanie winno polegać na pilnym szukaniu sojuszników i liczeniu głosów. Na oferowaniu czegoś w zamian tym, którzy byliby skłonni nas poprzeć. Generalnie powinno polegać na wielkim handlowaniu i targowaniu się Nie wystarczą zapewnienia, że wiele państw w Europie dojrzewa do ograniczenia szaleństwa z wysokimi normami emisji dwutlenku węgla w państwach UE, bo takie deklaracje nic nie kosztują. Jeśli nie będziemy przygotowani na twardą walkę, może się okazać, że wszyscy nas ograją. Albo sami zostaniemy z wetem, skoro Ewa Kopacz już to obwieściła całemu światu, zamiast chować najcięższą broń w ukryciu. Skoro jednak premier Kopacz i minister Schetyna polecieli do Berlina i Paryża, żeby sobie tak ogólnie pogawędzić, w tym na zupełnym marginesie o pakiecie klimatycznym, i zagrać żonę i męża stanu, to zmarnowali okazję, żeby coś ważnego załatwić.

Pani premier i szef MSZ zmarnowali też okazję, żeby zmusić Berlin i Paryż do opowiedzenia się, czy są po stronie Polski, czy Rosji Putina. Ewa Kopacz i Grzegorz Schetyna powinni wprost zapytać swoich gospodarzy, jak się zachowają w razie wrogich działań Moskwy, i to niekoniecznie bezpośredniej agresji, choć i ten wariant powinien zostać przedyskutowany.Czy Bundeswehra będzie się dekować, a niemieckie lotnictwo udawać, że nie ma czym latać? Czy niemieckie państwo kiwnie choćby palcem w bucie dla Polski, nie mówiąc już o tym, żeby machało nogami tak jak to robi w relacjach z Rosją? Czy francuskie Mistrale nadal będą dostarczane Rosji, by posłużyć do siania zamętu i przygotowywania agresji? Czy Francuzi i Niemcy będą szkolić rosyjskich żołnierzy i dostarczać im najnowsze know-how? Takich pytań powinno paść wiele i Niemcy oraz Francuzi jasno powinni się za czymś opowiedzieć, skoro są naszymi sojusznikami w UE i NATO. Ale takie pytania prawie na pewno nie padły, bo celem wizyt było ogólnikowe do obrzydzenia „umacnianie”, „pogłębianie” oraz „zacieśnianie”, a także sprawianie wrażenia na Polakach w kraju.

Nikt nie wymaga cudów od świeżo powołanych premier Kopacz i ministra Schetyny, ale odstawianie wizerunkowego cyrku na wewnętrzny użytek, zamiast realnej polityki jest działaniem na szkodę polskich interesów. Pojechać po to, żeby się pouśmiechać, pościskać i zapozować do fotek to zdecydowanie za mało, jak na interesy tak ważnego państwa jak Polska. Ale do prowadzenia prawdziwej i skutecznej polityki trzeba być przygotowanym, kompetentnym oraz opanowanym i trzeba wiedzieć, czego się chce poza pozowaniem do zdjęć. A tego akurat zabrakło, dlatego najważniejszym wydarzeniem wizyt premier Kopacz i ministra Schetyny w Berlinie i Paryżu będzie „odjechana” pantomima pani premier w stolicy Niemiec i pokazywanie przez Grzegorza Schetyny gestu „taaaka ryba” ministrowi Steinmeierowi. Niestety tylko to po tych wizytach zapamiętamy, bo prawdę mówiąc to były najbardziej spektakularne ich elementy.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.