Na budynku naprzeciw amerykańskiej ambasady w Moskwie zawisł wielki baner z napisem: „Czy cywile rozstrzelani pod Donieckiem, to jest ta twoja demokracja, panie Obamo?”. Ażeby bardziej rzucał się w oczy, zalazł się na nim las krzyży. Jak twierdzą rosyjskie media, była to akcja studentów zaniepokojonych sytuacją na Ukrainie oraz postawą USA i prawie całego Zachodu, który poparł faszystów z Kijowa i ponosi winę za wszelkie zło na ziemskim łez padole…
Piszę: „prawie cały Zachód”, bowiem nie cały jest taki straszny jak malują go rosyjscy „studenci”. Czechy, które od niedawna przynależą do zachodnich struktur, są na przykład bardzo pokojowe, niemal tak samo, jak nieco wcześniej „miłujący pokój Związek Radziecki”. Czesi zawsze byli pokojowi i zawsze zdyscyplinowani, także wtedy gdy „Hitler wziął Háchę pod pachę, a Hácha z uciechy oddal mu Czechy”… Partyzantki nie mieli, bo Niemcy jej zakazali… Ale, wolne żarty, prezydent Miloš Zeman nazbyt chyba wziął sobie do serca dzieje wojaka Szwejka i po swojemu wyciągnął wnioski z czeskiej karty historii ’68 - opowiada się dziś za „dialogiem cywilizacji” po rosyjsku. Pod tym właśnie hasłem odbyła się konferencja na greckiej wyspie Rodos, zorganizowana przez dawniej komunistycznego kacyka, a po rozpadzie ZSRS wiceministra transportu i biznesmena, przyjaciela prezydenta Władimira Putina jeszcze z leningradzkich czasów Władimira Jakunina - obecnie szefa rosyjskiej kolei i prezesa pozarządowej organizacji „Światowego Forum Publicznego - Dialogu Cywilizacji” z siedzibą w Wiedniu.
Aby być lepiej zrozumianym w Moskwie, swe konferencyjne przemówienie Zeman wygłosił w języku… Putina. W opinii Zemana, ukraiński konflikt jest „czymś jak grypa”, cywilizowany świat ma na głowie inne, poważniejsze sprawy, jak np. toczący go „rak” samozwańczego Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku. Więc Zachód powinien przestać wygłupiać się z swymi „zbytecznymi i nieproduktywnymi” sankcjami wobec Rosji.
Ci, którzy w walce politycznej opowiadają się za sankcjami, występują przeciw działającemu dialogowi cywilizacji. A w miejscu dialogu pojawia się zwykłe milczenie,
— stwierdził Zeman w gościnie u Jakunina. Takie wystąpienia mogą niejednemu zachodniemu politykowi rzeczywiście odebrać mowę. Co zaświtało w głowie państwa - naszego południowego sąsiada? To samo pytanie można postawić naszym „bratankom” Węgrom, którzy niespodziewanie i bezterminowo wstrzymali dostawy gazu na Ukrainę. Ponoć dlatego, że Madziarom zrobiło się nagle zimno i potrzebują więcej tego surowca dla własnych potrzeb. Dziwnym zbiegiem okoliczności nastąpiło to tuż po spotkaniu premiera Viktora Orbána z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem… Nie jest przy tym tajemnicą, że Węgrzy popierają budowę gazociągu South Stream przez ich teren, który ma dostarczać rosyjskie paliwo do Europy Zachodniej z pominięciem Ukrainy.
To się nazywa dialog… Nowi przyjaciele Orbán i Putin ogłosili, że ich kraje stały się „strategicznymi partnerami”. Dla przypomnienia, Węgrzy nie raz już w historii dobierali sobie partnerów wedle doraźnych potrzeb i nie raz kończyło się to dla nich tragicznie. W ramach ich nowego partnerstwa Rosja pożyczy im m.in. 10 mld euro na rozbudowę elektrowni atomowej w Paks.
Wiatr wieje ze Wschodu,
— wyczuł swym politycznym nosem premier Orbán, co też głośno powiedział w przemówieniu w Baile Tusnad. Wprawdzie nie mówił jak czeski kolega Zeman o „raku”, ale i on dostrzegł proces gnilny Zachodu i przewiduje jego rychły upadek. Węgierscy protagoniści porównują dziś szefa swego rządu do… Angeli Merkel że niby taki wpływowy i pragmatyczny, zaś ich kraj, tak jak Niemcy, rośnie w siłę i ludziom żyje się dostatniej…
A propos Niemiec, szef Merkelowej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier wytknął Rosjanom na forum ONZ łamanie prawa międzynarodowego, aneksję Krymu i samowolne zmienianie granic w Europie. Cóż za odwaga…
Niektórzy w tej sali mogą uważać, że ten spór jest ograniczonym konfliktem regionalnym we wschodniej Europie. Jestem przekonany, że to błędne podejście, ten konflikt dotyczy nas wszystkich,
— mówił niemiecki minister. Co racja, to racja, na tym jednak kończą się wspólne wnioski i interesy. Niemcy ostrzegają świat przed powrotem do zimnej wojny i bezpośrednią konfrontacją Wschodu i Zachodu, lecz same wskazują Rosji palec w poprzek. Zapomniał wół jak cielęciem był; przed zjednoczeniem z NRD Republika Federalna kryła się pod amerykańskim parasolem atomowym, w chwili zjednoczenia Niemcy poparły przystąpienie Polski do NATO - głównym powodem było to, czego bynajmniej nie ukrywali politycy z kręgów parlamentarno-rządowych, aby RFN nie stał się „państwem frontowym” na styku Wschodu i Zachodu, a dziś Berlin sprzeciwia się postulatowi Polski i krajów bałtyckich, dotyczącemu budowy tarczy antyrakietowej NATO… Jak niedawno stwierdził zastępca rzecznika rządu i szefa Federalnego Urzędu Prasy i Informacji Georg Streiter:
Obrona antyrakietowa NATO nie może podważać równowagi strategicznej z Rosją.
Innymi słowy, Rosja może ja podważać, np. poprzez doposażanie i rozbudowę swych baz wojskowych w Królewcu i na Białorusi, może też bezkarnie zajmować terytoria sąsiednich państw, a Zachód – nie. Chyba tylko w myśl zasady, „co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”. Pominąwszy niemieckie interesy gospodarcze w Rosji, jednym z politycznych priorytetów naszych zachodnich sąsiadów jest zdobycie krzesła przy stole stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Więc Niemcy mediują po swojemu i przy różnych stolikach, także siedząc między przedstawicielami Rosji i kurczącej się Ukrainy.
Co na to wszystko Kreml? Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow gra jak z pożółkłej, lecz wciąż przydatnej partytury dyrygentów dyplomacji ZSRS: to państwa zachodnie okazały się niezdolne do zmiany „swego kodu genetycznego z epoki zimnej wojny”…
Część narodu ukraińskiego chciała bronić swych praw do języka ojczystego, kultury i historii” (…), to właśnie atak na te prawa zmusił ludność Krymu do wzięcia losu w swe ręce i dokonania wyboru na rzecz samostanowienia
— huknął wysłannik Putina na forum Zgromadzenia Ogólnego. Rzecz jasna, zagrożeniem dla pokoju i stabilizacji na świecie jest amerykański „militaryzm”, którego „ingerencje stały się normą, mimo opłakanych wyników operacji wojskowych USA”. Wojna na Ukrainie to rezultat popartego przez USA i UE zamachu stanu w Kijowie….
Skąd my to znamy? Na tej samej sesji prezydent Bronisław Komorowski przypomniał o naszych historycznych doświadczeniach i wezwał do zreformowania Rady Bezpieczeństwa ONZ, która okazała się bezsilna wobec sytuacji na Ukrainie i konfliktów w innych rejonach świata. „Gadu-gadu, kij do zadu…”, o potrzebie przebudowy ONZ mówi się od ponad dwudziestu lat, nic z tego nie wynikło i w najbliższej przyszłości - z powodu dalece rozbieżnych interesów głównych graczy z owej „mało skutecznej” Rady Bezpieczeństwa - nie wyniknie. To nasz kraj jest dziś, że posłużę się niemiecką leksyką z czasu zjednoczenia”, „państwem frontowym” w przenośni i dosłownie, i jeśli sami nie zadbamy o własne bezpieczeństwo, nikt za nas tego nie zrobi!
W kategoriach suspensu można potraktować wystąpienie premiera Indii Narendry Modi’ego przy mównicy ONZ, który obecnym na sali reprezentantom 193 państw zalecił uprawianie jogi, co pomoże im w „odkryciu jedności w sobie, świecie i naturze”… Zeman, Orban, Merkel, Obama, Putin i kto tam jeszcze - wszyscy mają swoje racje. Na Ukrainie panuje „grypa”, świat toczy „rak”, Europa ma astmę, Zachód cierpi na uwiąd mięśni, ale tak naprawdę Rosji i Zachodowi potrzebny byłby dziś przede wszystkim psychiatra.
Wniosek dla Polski? Owszem, jest jeden, o znaczeniu wręcz fundamentalnym: jak mawiał „żelazny kanclerz” Otto von Bismarck, „Porozumienia pokojowe na tym świecie są prowizorium i tak długo są ważne, jak długo są ważne”…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/215756-na-ukrainie-panuje-grypa-swiat-toczy-rak-ale-tak-naprawde-rosji-i-zachodowi-potrzebny-jest-psychiatra