Staniłko: Kopacz to osoba z gatunku BMW: bierna, mierna, ale wierna. A jej gabinet to rząd marionetek

PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Ewa Kopacz była „halabardą” premiera Donalda Tuska, jego Rydzem-Śmigłym, bo tak należy chyba ją określić, a więc osobą może niezbyt bystrą, ale bardzo lojalną. Przez przypadek staje się ona dziś akuszerem nowoczesnej formuły Platformy Obywatelskiej - mówi Jan Filip Staniłko w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Jak zauważa Staniłko, do nowego rządu weszli wszyscy liderzy tej partii, a więc szef „spółdzielni” i szef największej frakcji wojującej z liderem tego ugrupowania.

Najciekawsze jest, że w sytuacji spadającego poparcia dla Platformy Obywatelskiej staje się ona partią, której poszczególne frakcje mają dziś swoje reprezentacje i przedstawicieli w rządzie.(…)Rozdział ministerialnych stanowisk nie ma w ogóle nic wspólnego z kompetencjami poszczególnych polityków, którzy otrzymali teki ministrów. Przynajmniej większości z nich. Jest to oczywiście odbicie słabości osoby samej pani premier, która jest osobą bierną, mierną, ale wierną. Jej dokonania praktycznie sprowadzają się do doprowadzenia szydłowieckiego ZOZ do upadłości i gigantycznego zadłużenia

— mówi ekspert.

Oceniając nominację Grzegorza Schetyny na stanowisko szefa MSZ, Staniłko przypomina, że nawet stanowisko przewodniczącego sejmowej komisji spraw zagranicznych otrzymał nie ze względu na swoje szczególne kompetencje w tej dziedzinie, ale  w ramach „zesłania” go tam w akcie upokorzenia przez Donalda Tuska.

Jak widać, z pozycji upokorzonego rywala partyjnego można odbić się nagle do pozycji eksperta w danej dziedzinie.

— zauważa i zwraca uwagę, że MSZ jest resortem, w którym nie ma żadnych zasobów z punktu widzenia podziału łupów partyjnych.

Schetyna w rządzie Tuska pierwotnie objął MSW, czyli najpotężniejsze ministerstwo, jeśli chodzi o rozpiętość i wielkość administracji. Teraz dostał ministerstwo trudne, geopolityczne wystawione na światło bieżących wydarzeń i niemające zasobów do budowania pozycji partyjnej. Cały ten rząd jest trochę gabinetem w stylu tzw. Małej Konstytucji, jaka obowiązywała w III RP do 1997 r., tzn. są resorty prezydenckie. Zarówno Schetyna, jak i Tomasz Siemoniak jako szef MON i jednocześnie wicepremier mogą być traktowani jako ministrowie prezydenccy

— twierdzi Staniłko. Jego zdaniem jest wielce prawdopodobne, że wobec braku zadeklarowanych poglądów Grzegorza Schetyny, decydujący wpływ na politykę zagraniczną będzie się starał wywierać prezydent Komorowski. Równocześnie Staniłko powątpiewa, czy Donald Tusk zdoła z Brukseli kontrolować poczynania Ewy Kopacz.

Skoro został przewodniczącym Rady Europejskiej, to po prostu nie będzie miał na to czasu. Proszę pamiętać, że będzie tam wszędzie otoczony obcokrajowcami. W jego gabinecie politycznym pracować będzie może dwóch Polaków. W każdym razie ludzie, którzy go dotychczas na co dzień otaczali, tacy jak Paweł Graś czy Igor Ostachowicz, nie pojadą z nim do Brukseli. Tusk jest rzucony na głęboką wodę. W swojej nowej codziennej pracy i życiu będzie funkcjonował w otoczeniu obcojęzycznym i obconarodowym.

Jak zauważa, były premier nie pozostawił też w Platformie żadnych zastępców i następców.

Nie ma po nim żadnej sukcesji, a sprawując urząd premiera, coraz bardziej zamykał się w swojej rządowej twierdzy, wyrzucając wszystkich silnych polityków ze swojego gabinetu. Dlatego ci silni dziś, w czasie jego nieobecności, będą starali się zagospodarować i zawalczyć teren pozostawiony przez Tuska. Ewentualna zmiana władzy, jeśli nastąpi, uniemożliwi mu powrót do polskiej polityki. Spodziewać się przecież można, że nowy rząd Jarosława Kaczyńskiego będzie chciał go rozliczyć, bo powodów do tego, by ciągać Tuska po sądach i komisjach śledczych, jest bardzo wiele. Dlatego, moim zdaniem, Tusk opuszcza PO

—twierdzi rozmówca ND. Prognozuje też rychłe konflikty w nowym gabinecie.

Jest to rząd marionetek, zmaltretowanych liderów politycznych drugiego rzędu.Jeśli nie zanotuje on cyklicznego wzrostu gospodarczego, a na taki się nie zanosi, bo sądząc po danych, nadchodzi spowolnienie, to będzie to rząd, który będzie się coraz mocniej i stopniowo dezintegrował. Będziemy świadkami narastania w nim konfliktów. Stabilizującą rolę w nim będą na pewno stanowili ministrowie bez ambicji jak Szczurek, jednak żadnego mandatu do zmiany mieć przecież nie będą

— uważa Staniłko.

ansa/Nasz Dziennik

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.