Do trzech zamachów sztuka, czyli gazowy atak na Platformę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. 	PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Po raz kolejny doszło do próby zamachu na rząd i partię rządzącą. To już trzeci raz w ciągu dwóch lat ktoś usiłuje unicestwić władzę wybraną w legalnych wyborach i posiadającą większość w parlamencie. Symptomatyczne jest, że za każdą próbą stoi inne środowisko, co świadczyć może o chwalebnej powszechności niechęci wśród obywateli do rządów partii obywatelskiej.

Pierwszy zamach był szykowany przez wykładowcę akademickiego Brunona K., który z niewielką pomocą przyjaciół z ABW troskliwie doglądających przygotowań, zamierzał wysadzić w powietrze Sejm wraz z okolicami. Proces straszliwego Brunona K., zwanego także Brunonem Bomberem jest w toku. Następny zamach dotyczył nie tyle członków rządu i parlamentu, co tak zwanego „stanu” i został przygotowany przez szeroko rozumiane środowisko gastronomiczne – usiłowali go dokonać warszawscy kelnerzy z niewielką pomocą przyjaciół niejakiego Sowy.

Tym razem mamy do czynienia z atakiem gazowym na siedzibę Platformy Obywatelskiej w Warszawie, a konkretnie na recepcję. Zamachowiec tam „wtargnął i rozpylił gaz w kierunku recepcjonistki”. Ta próba jako żywo przypomina metodę stosowaną w Iraku – niejaki Chemiczny Ali, zwany także Rzeźnikiem Kurdystanu, zrzucał bomby gazowe na Kurdów, za co słusznie został powieszony. Z tą różnicą, że nasz zamachowiec posłużył się „ręcznym miotaczem gazu”, co zresztą brzmi równie złowieszczo jak bomba gazowa.

Atak gazowy na Platformę Obywatelską, a konkretnie na recepcjonistkę biura, został dokonany przez osobnika o nieznanych mediom personaliach, więc nie nadano mu jeszcze stosownego przydomka. Jak poinformował dziennikarzy Konrad Niklewicz z biura krajowego PO, anonimowy zamachowiec przyznał, że chciał zaatakować kogoś z PO. W zasadzie to nie musiał nawet tego przyznawać, bo w siedzibie PO trudno jest zaatakować kogoś z innej partii.

Jednak już ustalono, że zamachowiec nie był nigdzie zameldowany, co daje wiele do myślenia. Kto wie, czy nie mamy do czynienia z inspiracją płynącą z szeroko rozumianego środowiska bezdomnych, którzy mogą mieć słuszne pretensje do rządzących. Być może chodzi o to, że rządowy program „Mieszkanie dla młodych” okazał się programem raczej dla młodych developerów niż dla młodych bezdomnych.

Ta mnogość zamachów na rząd i partię rządzącą byłaby powodem do zmartwienia, a może nawet paniki, gdyby nie fakt, że te zamachy dobrze się kończą. Bez wyjątku. Po ujęciu Brunona Bombera nawet sam premier Tusk był przejęty grozą – w końcu cztery tony trotylu miały zostać przewiezione pancernym pojazdem marki skot i zdetonowane, a broni i akcesoriów terrorystycznych znaleziono przy Brunonie Bomberze co niemiara.

Skończyło się jak zawsze, czyli groteską: zamachowiec odwołał zamach jeszcze przed aresztowaniem, a naoczni świadkowie odwołali zeznania. A premier Tusk w celu poprawy bezpieczeństwa kraju powołał wybitnego analityka wywiadu Bartłomieja Sienkiewicza na ministra spraw wewnętrznych, żeby zrobił porządek ze służbami specjalnymi. Proces niedoszłego Bombera trwa, ale atmosfera wokół tego zamachu już nie jest nawet kafkowska, raczej gogolowska.

I tu można gładko przejść do następnego zamachu, czyli szajki kelnerów i jednego sommeliera, którzy przygotowali z kolei straszliwy zamach stanu, a uczynili to za pomocą prostej aparatury podsłuchowej, będącej do nabycia w każdym sklepie z aparaturą. Idea zamachu była prosta – podsłuchać i w odpowiednim momencie ujawnić rozmowę ministra Sienkiewicza właśnie. Bowiem w państwie Tuska jeden podsłuchany monolog ministra wystarcza aż z nadmiarem, żeby wstrząsnąć rządem.

I znowu premier Tusk rwał włosy z głowy i roztaczał przed nami wizję służb Putina, które miały stać za kelnerami, dybiąc oczywiście na rząd Tuska, który pokrzyżował Rosji wszystkie złowrogie plany. Ale skończyło się na kelnerach z jakimś biznesmenem dla okrasy, zaś premier udał się na posadę do Brukseli, nie czekając na rozwiązanie zagadki straszliwego zamachu stanu w wykonaniu pracowników warszawskiej gastronomii.

Zapewne szczęśliwy będzie także finał dzisiejszego zamachu gazowego na Platformę Obywatelską, oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji do skali ataku. Może poseł Stefan Niesiołowski zostanie mianowany Dziennikarzem Roku? Albo coś w tym rodzaju.

Stanisław Januszewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych