Piotr Skwieciński: Łatwo manipulować oburzonymi. Dziwne piruety wokół dostaw gazu

sxc.hu
sxc.hu

Zdumiewające, a zarazem pouczające rzeczy działy się w ostatnim tygodniu wokół importu rosyjskiego gazu.

Najpierw (w środę zeszłego tygodnia) zajmująca się tym polska państwowa PGNiG ogłosiła, że Rosjanie nie dostarczają gazu ilości, zgodnej z polskimi zamówieniami – w poniedziałek Gazprom nie dostarczył jednej piątej surowca zamówionego przez nasz kraj, we wtorek już jednej czwartej.

Trwa wyjaśnianie przyczyn zmniejszenia dostaw gazu z kierunku wschodniego

— napisało PGNiG w swoim komunikacie.

Każdy normalny człowiek spoza branży gazowej zmógł takie sformułowania zrozumieć tylko w jeden sposób – że oto dotąd Rosja dostarczała Polsce codziennie jakąś tam mniej więcej taką samą ilość gazu, a teraz drastycznie zmniejszyła tę ilość. I tak też pojęły to nasze media. Gazprom wprawdzie pisał w komunikatach, że „dostawy do Polski utrzymują się na tym samym poziomie, co w poprzednich dniach”, ale polscy dziennikarze puszczali to mimo uszu.

Dosłownie wszystkie polskie środki przekazu, z mainstreamowymi na czele, zaczęły bić na alarm w kwestii „zmniejszenia dostaw” przez Moskwę. Przy czym owo „zmniejszenie dostaw” przez Gazprom powszechnie i jednoznacznie łączono z faktem, iż Polska przesyła gaz na Ukrainę. I istotnie – nasz kraj natychmiast zmniejszył dostawy do Kijowa o ilość, odpowiadającą mniej więcej tej, której na skutek działań Rosjan zabrakło w polskiej sieci. Zarazem zwiększono import do Polski gazu z Niemiec i Czech.

Przez dwa dni (środę i czwartek) trwała w Polsce bardzo ostra kampania. I nagle ucichła, jak nożem uciąć. Idę o zakład, że zdecydowana większość jej odbiorców nie wie, dlaczego.

Otóż nagle PGNiG ogłosiło, że „sprawa była incydentalna” i „trzeba sytuację oddemonizować”. I okazało się, że to nie Rosjanie zmniejszyli dostawy względem ich poziomu z dni poprzednich. To Polska zapotrzebowała nagle od Gazpromu znacznie więcej gazu, niż pobierała poprzednio. Łączący nasz kraj i Rosję kontrakt gazowy jest tajny, ale wiadomo że nasz kraj może zamawiać codzienne dostawy tego nośnika energii w pewnych widełkach. Zamawialiśmy codziennie „X”, i nagle z jakichś powodów zaczęliśmy zamawiać „X+20 czy 30 procent”. Czego Gazprom nie realizował. A które to postępowanie rosyjskiego koncernu PGNiG nazwał „zmniejszeniem dostaw”.

A ponieważ z tego, co wiadomo o tajnym kontrakcie, przewiduje on rozliczenia nie codzienne, tylko kwartalne, to obie strony mają tu margines swobody przy żądaniu i realizowaniu dostaw dziennych. Więc ani Polska prosząc o dostawy większe niż dotąd, ani Rosja nie realizując tej prośby kontraktu nie złamały (umowa przewiduje wprawdzie pewne minimum dostaw dziennych, ale Gazprom przez cały czas dostarczał gaz powyżej tego minimum).

Jakby komplikacji nie było mało, podobna sytuacja (nie otrzymywanie całości zamówionego z Rosji surowca) miała podobno miejsce na Słowacji, w Austrii i w Rumunii. Dotyczyć ma też niemieckiego koncernu E.ON AG. Jako się rzekło, wszystko to jest bardzo skomplikowane. O co w tym wszystkim chodziło tak naprawdę wie zapewne tylko kilkanaście osób w kraju. Ale o parę wniosków można się pokusić.

Po pierwsze jest oczywiście możliwe, że istotnie Polska chciała większych dostaw od Rosji, by reeksportować gaz na Ukrainę. Byłoby to oczywiście intencją chwalebną (choć wykonanie, z w potocznym sensie tego słowa fałszywym komunikatem o „zmniejszeniu dostaw” na czele, wypadłoby określić eufemistycznie jako bardzo niezgrabne).

Ale to tylko jedna możliwość.

W ostatnich dniach przypomniałem sobie kilka sytuacji z lat jeszcze 90, kiedy to w rozmaitych sprawach, związanych ze stykiem Polska-Rosja (gaz, ropa, ale też np. kwestia budowanego przez Moskwę przez teren naszego kraju światłowodu) rozmaite polskie grupy interesu próbowały, z różnym skutkiem, inspirować polskie media do określonych działań (promowania jakichś rozwiązań lub podnoszenia alarmu w związku z krojącymi się rozwiązaniami innymi), używając „argumentu rosyjskiego”. Że to, czemu inspirujący się przeciwstawiają, to działanie rosyjskich służb czy też „rosyjskiej partii” w polskich władzach, a w każdym razie coś korzystnego dla Moskwy, zaś szkodliwego dla interesów naszego kraju. Których inspirujący oczywiście bronią, bo są patriotami.

I czasem tak było w istocie. Ale bywało też tak, że „argument rosyjski” był wykorzystywany cynicznie. Że sytuacja wcale nie była oczywista i czarno-biała. Fakt, że wszystkie te sprawy są wysoce techniczne, i laikowi bardzo trudno się w nich połapać, procesy decyzyjne odbywają się w tajemnicy, i często trwają bardzo długo, przechodząc przez różne etapy, zaś kluczowe regulujące je akty prawne bywają po prostu tajne, wybitnie ułatwiał i ułatwia tego rodzaju manipulacje. W latach 90 na „argument rosyjski” uwrażliwione były niemal wyłącznie tzw.media prawicowe. Dziś, z oczywistych względów – wszystkie.

Czy mogę więc wykluczyć (i to jest po drugie), ze w tej całej sprawie nie chodziło wcale o jakąś tam Ukrainę? Tylko np. o to, że – być może – ktoś tam, jakiś menagement, jakaś spółeczka, jakaś część decydentów w jakiś sposób na wywołaniu atmosfery kryzysu zarabia? Może na zwiększonym przez chwilę imporcie z Niemiec i Czech? A może czyjeś wynagrodzenie jest jakoś związane ze zwiększeniem zamówień od Gazpromu? A może… dużo takich „a może” można wymyślić.

Tego nie wiemy, ale pamiętajmy jedno: na (słusznej) fali patriotycznego wzburzenia można naprawdę zarobić. Zwłaszcza w tak nieczytelnej i trudnej do spenetrowania przez (skądinąd kadrowo i intelektualnie bardzo przez ostatnie lata osłabione) media techniczno-prawnej rzeczywistości, którą starałem się opisać powyżej.

Pamiętajmy (adresuję to do czytelników, ale również, i może przede wszystkim, do kolegów-dziennikarzy), że nasz słuszny gniew ktoś może wykorzystywać w prywatnym interesie. Ten interes może nawet czasami nie być sprzeczny z interesem kraju. Ale tego nie wiemy. Sądzę więc, że z wszystkich możliwych względów warto unikać sytuacji, w której ktoś może próbować nas zmanipulować, skłaniając do nieświadomego działania na rzecz realizacji jakichś prywatnych biznesów, z których istnienia nawet nie zdajemy sobie sprawy.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.