Paweł Adamowicz pozywa dziennikarkę "wSieci"! Sprawdź, co tak oburzyło prezydenta Gdańska!

"Uważam Rze"
"Uważam Rze"

Prezydent Gdańska pozywa dziennikarkę tygodnika „wSieci!” Paweł Adamowicz najwyraźniej mocno zirytował się artykułem, jaki Maja Narbutt napisała… dwa lata temu na łamach niespacyfikowanego jeszcze wówczas pisma „Uważam Rze”.

Maja Narbutt pisała o Gdańsku – „Mieście z bursztynu”, w którym „nic nie dzieje się przypadkiem”. To lektura obowiązkowa, zwłaszcza dla wszystkich tych, którzy podważają istnienie gdańskiego układu.

A my przypominamy główne tezy artykułu, który wywołał tak duże oburzenie Pawła Adamowicza.

Dziennikarka cytowała Wiesława Kamińskiego, byłego szefa gdańskiej PO:

Gdańskiem rządzi sitwa. To bardzo specjalny układ. Sitwy są i w innych miastach, ale tylko tu mają parasol psychologiczny, jakim są związki koleżeńskie z władzami państwa. Wiadomo, że Trójmiasto to zaplecze Platformy. Szefowie lokalnych służb specjalnych mogą liczyć na awans w skali kraju.

Według artykułu, gdańskie elity to „zamknięty układ towarzysko-biznesowy”, w którym rządzą dobrze znane postacie, jeszcze z lat 90., którym „szyldy partyjne nie przeszkadzają”. Teraz, po zagarnięciu wszystkich przyczółków, układ już okrzepł.

Prezydentem miasta od ponad 10 lat jest Paweł Adamowicz. Nikt nie sądzi, by prezydent, zwany Budyniem, miał charyzmę, miejscowa prasa ośmieliła się ostatnio nawet zauważyć, że zasiadając w radach nadzorczych spółek miasta, zgarnia pieniądze, o których inni prezydenci nawet nie marzą.

Maja Narbutt zauważa charakterystyczną cechę trójmiejskiej układanki - dopasowanie się pozornie niepasujących elementów.

Dawni opozycjoniści robią interesy z byłymi esbekami, kościelni dygnitarze współpracują z dawnymi komunistycznymi aparatczykami, świat przestępczy ociera się o establishment. (…) Niektóre związki i koneksje wydawały się zdumiewające. Gdańscy dziennikarze do dziś wspominają, że gdy przychodzili na wywiad z Wałęsą do jego biura w Zielonej Bramie, to miło witał ich dawny kapitan SB, który w latach 80. zajmował się inwigilacją lidera „Solidarności”. – Odbieraliśmy to dziwnie, jako coś nienaturalnego.

Dziś kapitana odnaleźć można na gdańskim lotnisku. O Lechu Wałęsie (w rzeczywistości nie tyle hołubionym, co cynicznie wykorzystywanym polityków przez PO) czytamy m.in., iż kieruje nim ciągła potrzeba zarabiania pieniędzy:

Spośród jego dzieci tylko Jarosław jest niezależny finansowo - skłonny jest więc do ryzykownych posunięć, jeśli przyniosą materialną korzyść. Polityczni gracze, którzy chcą korzystać z marki Wałęsa, muszą karmić jego rozdmuchane ego i modlić się, by nie postawił ich w kłopotliwej sytuacji.

„Ołtarz i tron” – to określenie ma symbolizować związki Kościoła z lokalnymi władzami w czasie, gdy diecezją zarządzał abp Tadeusz Gocłowski.

Kościół był u nas rozgrywającym sprawy finansowe. Kojarzył ze sobą różnych ludzi, spinał pozorne odległe środowiska. No i można było mieć lepsze samopoczucie - mówi jeden z dawnych opozycjonistów. - Było to jakby rozgrzeszenie z pazerności.

Ten sojusz miał skończyć się, gdy metropolitą gdańskim został arcybiskup Sławoj Leszek Głódź.

On spotkał się z ostentacyjnym ostracyzmem. Elity polityczne PO bojkotują nawet nabożeństwa z okazji 3 maja i 11 listopada - mówi Wiesław Kamiński. I wreszcie dochodzimy do wymiaru sprawiedliwości – ostatniego spoiwa układanki obecnej w tle sprawy Amber Gold. - Tego się nie da ruszyć. Policjanci określali jeden ze składów sądu penitencjarnego mianem spółdzielni - kiedy na sali byli pewien sędzia i pewien adwokat, wiadomo było, że najgroźniejszy przestępca wyjdzie z łagodnym wyrokiem - mówi jeden z oficerów policji.

Red. Narbutt przypominała również skandal sprzed kilku lat z przyjęciami na studia prawnicze na Uniwersytecie Gdańskim.

Przyjęto „z ważnych względów społecznych” nawet osobę, która dostała 13 punktów, choć teoretycznie należało mieć co najmniej 50 - opowiada były funkcjonariusz CBA. - O aferze pisała w 2004 r. prasa. Pewne fakty nie były jednak znane. Jak np. ten, że z rekomendacji jednego z sędziów przyjęto syna znanego trójmiejskiego dealera narkotyków. Młody człowiek wkrótce wstąpił do młodzieżówki PO i wszystko się idealnie dopasowało

— czytamy w „URze”.

Adamowicz żąda 10 tysięcy złotych i przeprosin w prasie.

W Trójmieście nie ma żadnego układu, a ja nie mam nic wspólnego z aferą Amber Gold!

— broni się zarządzający Gdańskiem polityk Platformy.

Zagroził przy tym dziennikarzowi serwisu niezalezna.pl, że jeśli ten będzie powtarzał tezy zawarte w tekście, również zostanie pociągnięty do odpowiedzialności przed sądem. Zasłonił się również „taktyką procesową” w kwestii ewentualnych innych spraw przed sądem, jakie zamierza wytoczyć innym dziennikarzom.

svl, znp, „GPC”, „Uważam Rze”

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.