Kto na prawo, kto na lewo. Przypadki dwóch Marków: Biernackiego i Lasoty

Fot. wPolityce.pl / IPN, premier.gov.pl
Fot. wPolityce.pl / IPN, premier.gov.pl

Do ludzi o konserwatywnych poglądach w obrębie obozu rządowego miałem stosunek podwójny. Z jednej strony wielu z nich nazywałem „konserwatystami bezobjawowymi”.

Coraz częściej i chętniej w różnych kluczowych dla polskiego narodu sprawach godzili się na odgrywanie listka figowego. Godzili się na dominację lewicowej ideologii w wielu miejscach – od szkolnictwa do urzędów, które nadają unijne granty.

Z drugiej strona ich obecność w mainstreamie, także w samej Platformie, hamowała jednak złe cywilizacyjne procesy. Zawsze radziłem aby nawet takim ludziom jak Andrzej Zoll życzyć dobrze w tych momentach, kiedy na przykład występowali w obronie cywilizacji życia.

Dziś obserwujemy, jak Polska się zmienia. W audycji Radia Warszawa już przed ponad tygodniem powiedziałem, że rząd Ewy Kopacz będzie bardziej rządem Gazety Wyborczej i tygodnika Polityka niż rząd Donalda Tuska. I chyba się nie pomyliłem.

Oto dowiadujemy się, że minister sprawiedliwości Marek Biernacki prawdopodobnie w ogóle się w nowej ekipie nie znajdzie. Przełknął on wiele kompromisów z punktu widzenia konserwatywnego katolika mocno dyskusyjnych, ze zgodą na sławną konwencję o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet na czele.

Ta konwencja przypomnę, ogłasza, że źródłem tej przemocy są nie cierpiane przez postępowców tradycyjne postawy. Jest de facto drogą do promowania feminizmu i przywilejów wobec mniejszości seksualnych.

Ale ten sam Biernacki zachowywał na stanowisku wiceministra Michała Królikowskiego otwarcie polemizującego ze skrajnie laicką wersją państwa liberalnego. To pod auspicjami Królikowskiego ten resort pracował nad przepisami wzmacniającymi, a nie osłabiającymi ochronę życia.

Tak się składa, że tendencja do zmarginalizowania Biernackiego (i zapewne usunięcie atakowanego od dawna w PO Królikowskiego) zbiega się z inną roszadą. W Krakowie PiS „podkradł” Platformie jej radnego Marka Lasotę, szefa tamtejszego oddziału IPN. Człowieka związanego niegdyś z Januszem Kurtyką, ale na skutek rozmaitych zaszłości, bardziej towarzyskich niż ideowych, związanego z partią rządzącą.

Jednak to nie ta partia zaproponowała mu start w wyborach na prezydenta miasta – a formacja Jarosława Kaczyńskiego. Po raz kolejny można odnieść wrażenie, że konserwatyści definitywnie przechodzą na jedną, dziś opozycyjną stronę. Liberałowie stają się zaś coraz wyraźniej lewicowcami.

Nie twierdzę, że stanie się tak przez najbliższy rok w stu procentach. Ale zbliżymy się do tego stanu. Nie muszą z tego wynikać same konsekwencje pozytywne - obecność katolików i ludzi przywiązanych do tradycji niepodległościowych w obozie rządowym miała, powtórzę, pewne dobre strony. Ale jest to proces naturalny, w chwili, gdy ideologia lewicowo-liberalna staje się coraz bardziej wszechogarniająca, coraz brutalniejsza.

„Totalitarni liberałowie” to pojęcie używane w USA z lat 30., kiedy rozmaici umiarkowani rzecznicy postępu przeżywali flirt z marksistowskim komunizmem. Ja używam go w znaczeniu nieco innym, ale pewne cechy pozostają wspólne.

Oto na łamach „Gazety Wyborczej” Wojciech Maziarski poucza Kościół, że wolno mu adresować swoje postulaty dotyczące kształtu społeczeństwa tylko do ludzi wierzących. Za to jemu Maziarskiemu kardynał Dziwisz nic narzucać nie może.

Dziennikarzowi nawet nie przyjdzie do głowy, że jego oferta ładu prawnego, np. nie chroniącego życia czy rozbijającego rodzinę też jest ofertą ideologiczną, jeśli nie religijną. Tyle że ta religia nazywa się nihilizm. To Maziarski, chcący zabronić katolikom, w tym duchownym, przekonywania niekatolików, proponuje realne państwo „wyznaniowe”. Na tym polega totalitarny liberalizm.

Wojciech Maziarski też chce mi coś „narzucić”, w tym sensie w jakim narzucaniem jest apelowanie do całej wspólnoty narodowej i państwowej. Kościół ma prawo przekonywać do własnej wizji stosunków międzyludzkich, także w wymiarze instytucji i prawa. Gwałt zaczynałby się dopiero wtedy, gdyby sama przynależność do Kościoła była przymusowa.

Nie zajmowałbym się jednym z wielu felietonistów „Wyborczej”, gdyby nie to, że jego poglądy stają się poglądami oficjalnymi, np. w instytucjach Unii Europejskiej. I to one są nam narzucane, czego dobrym przykładem jest przywoływana na początku skrajnie zideologizowana konwencja. Z tego wynika, że kierownictwo naszego państwa także przechodzi na tamtą stronę.

W takiej sytuacji konserwatyści też będą przechodzić na inną stronę i zwierać szeregi. Konsekwencją będzie coraz większa polaryzacja. Efektem ubocznym będzie radykalizacja obu stron. Ale to mainstream sieje dziś wiatr. Z tego wiatru narodzi się burza.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.