Jarosław Kaczyński dla wPolityce.pl: "Przemysł pogardy wraca"

PAP/Grzegorz Momot
PAP/Grzegorz Momot

wPolityce.pl: Dlaczego pańskim zdaniem Donald Tusk zdecydował się przyjąć funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej? Wcześniej wielokrotnie zaprzeczał, można odnieść wrażenie, że sam miał wątpliwości.

Zaprzeczanie było związane chyba z tym, że sprawa zdecydowała się dość późno. Po prostu dość późno okazało się, że szanse są poważne. Dlaczego się zdecydował? Na pewno znaczenie miały przesłanki indywidualne, to jest jakaś kariera. A po drugie, jego sytuacja w Polsce stawała się coraz gorsza. Zaledwie 1 proc. Polaków uznawał go za bardzo dobrego premiera, 20 kilka procent jakoś go akceptowało, a reszta nie. Ten proces miał dodatkowo perspektywę pogłębiania się na niekorzyść Tuska.

Czyli to jest ewakuacja?

W tym jest element ewakuacji, choć połączony z sukcesem. To sukces, który przekłada się także na wzrost poparcia dla Platformy Obywatelskiej o 5 proc. To więc wzrost znaczący, choć sądzę, że o charakterze doraźnym. Ten awans jest więc zabiegiem, który będzie służył także celom wewnętrznym. Już widać, że mamy do czynienia z niebywałą kampanią głoszącą ten sukces. Można powiedzieć, że to kampania reklamowa. A jednocześnie gwałtownie powraca przemysł pogardy w stosunku już nie do mojego brata, ale w stosunku do mnie i do PiS. To, co wyczyniają niektóre rozgłośnie, wracające do nieustannego atakowania nas, o tym świadczy. Jest więc próba zepchnięcia nas do defensywy, próba powstrzymania nas przed zwycięstwem w wyborach samorządowych, które wydawały się niemal już na pewno wygrane.

Jakiś czas temu „Gazeta Wyborcza” napisała, że Tusk chce iść do Brukseli i godzi się z tym, że pan zdobędzię słabą władzę, zapewne z jakimś egzotycznym koalicjantem. Później premier wróci na białym koniu i znów obejmie rządy.

Czytałem, ale to są rojenia pana Wrońskiego, żadnych takich planów nie ma. Oni doskonale wiedzą, że nasze rządy były rządami sprawnymi, przynoszącymi, co łatwo wykazać przy pomocy statystyk, poprawę sytuacji na każdym polu. A przy okazji jest jeszcze kwestia spraw, które starają się zamieść pod dywan, ale które z całą pewnością spod tego dywanu by wyszły.

Czyli, pańskim zdaniem, to nie jest żaden misterny plan, a obóz rządzący chce po prostu zachować władzę z Tuskiem w Brukseli.

Chcą zachować władzę z Tuskiem w Brukseli, a jednocześnie Tusk chce się znaleźć w sytuacji, która jest z jego punktu widzenia bardzo wygodna w najróżniejszych wymiarach. I dlatego trudno się dziwić, że tę propozycję przyjął. Co ona będzie znaczyła z punktu widzenia Polski? Są publicyści zachodni piszący, że mamy oto potwierdzenie tezy, iż silna Europa to słabi szefowie administracji europejskiej, i że takich właśnie wybrano. Czy to będzie oznaczało jakąś reprezentację naszych interesów czy też nie, i jak one będą rozumiane, tego nie wiemy. To jeszcze przed nami. Ja jako Polak, nie jako konkurent polityczny Donalda Tuska, chciałbym, by to miało wymiar pozytywny.

Prawo i Sprawiedliwość zgodziłoby się na wcześniejsze wybory?

Sądzę, że wcześniejsze wybory, tuż po takim swego rodzaju szoku, dla wielu zaskoczeniu pozytywnym, nie byłyby w interesie zmiany w Polsce. A jeśli Polska czegoś potrzebuje naprawdę w tej chwili, to właśnie zmiany.

Decyzja Donalda Tuska utrudnia więc Prawu i Sprawiedliwości osiągnięcie celu, zmianę.

Gdyby tej decyzji nie było, to mielibyśmy prawdopodobnie prosty proces lekkiego wzmacniania się naszej pozycji i słabnięcia pozycji Platformy, oczywiście z różnymi zakrętami, związanymi z atakami na nas. W tej chwili to zostało zatrzymane, pytanie na jak długo. My zakładamy, że na krótko, że te dobre dla nas trendy powrócą, ale z odpowiedzią trzeba poczekać.

Te wisty premiera działają na dość krótko. Po Ukrainie, po zmianie retoryki w sprawie Rosji PO też zyskała, dobiła do remisu, ale na chwilę.

Teraz też mogą dobić do remisu, ale do wyborów jest jeszcze trochę czasu, i wierzę, że zdołamy tę sytuację odwrócić.

A dlaczego Donald Tusk nie parł do wyborów w tak korzystnym dla siebie kontekście?

Wie, że to jest bardzo trudne do przeprowadzenia i właściwie jedyną drogą jest nieuchwalenie budżetu, czyli ogłoszenie kryzysu, z rosnącą rolą prezydenta. Poza tym już w tej chwili wiele wskazuje, że plany Donalda Tuska będą trudne do zrealizowania. Podobno prezydent Komorowski nie chce się zgodzić na panią Kopacz.

Marszałek Kopacz byłaby dobrym premierem?

Proszę nie żartować.

Czy po wyborze Donald Tusk będzie mógł zajmować się sprawami polskimi? Już zapowiedział „gorącą linię” z nowym premierem.

Dziś Europa jest mała, świat jest mały. Cóż to za problem nawet 2 razy dziennie zadzwonić do pani Kopacz, która pewnie nie będzie miała nic przeciwko temu? Jest tylko pytanie, czy prezydent Komorowski pójdzie na tę wymianę. Bo przecież w tej chwili wymusić na nim można coś tylko w przypadku sięgnięcia po tzw. drugi krok, a to by oznaczało ogłoszenie konfliktu. A jeżeli Tusk nie chce ogłaszać konfliktu, to musi się zgodzić z propozycją prezydenta. Który z kolei może desygnować każdego polityka PO. Czy PO zagłosuje przeciwko takiej kandydaturze? To prezydent ma wszystkie karty w ręku. Chyba, że znów coś się pokaże w jakimś tygodniku na temat prezydenta, czego nie można wykluczyć.

Sil

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.