Krzysztof Szczerski: Polska w mało demokratycznym chaosie

KPRM
KPRM

Sposób w jaki zarządza się dziś zmianą polityczną, która jest wynikiem wyboru Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, pokazuje, ze w naszym skrajnie upartyjnionym państwie, obywatele są najmniej istotnym trybikiem. Potrzebni są tylko do wyrażenia entuzjazmu na co dzień i oddania głosu na partię władzy od święta zwanego wyborami. Cała reszta nie powinna ich obchodzi . Jeszcze we środę Tusk i jego ministrowie ogłaszali w Sejmie swoje plany na kolejny rok rządzenia. I Polacy mieli prawo uznać, że są to zapowiedzi na poważnie. A tu w sobotę okazało się, że to był blef, bo niedługo nie będzie już tego rządu. Nie wiadomo też, kto z ministrów zostanie na stanowisku. Po co był więc ten teatr?

Co gorsze, wczoraj premier Tusk przyznał, że o stanowisko szefa Rady ubiegał się już od miesięcy i prowadził kampanię, a od momentu poparcia przez Camerona i wycofania sprzeciwu wobec socjalistki z Włoch na urząd Wysokiego Przedstawiciela, sprawa była praktycznie przesądzona. Wiedział więc, że w Sejmie oszukuje wszystkich, którzy go słuchają. Polacy i polski Sejm dostali zatem od Tuska w twarz. Wszyscy w Unii wiedzieli, że Tusk kandyduje, tylko nie obywatele jego kraju i najważniejszy organ kontrolujący rzekomo w ich imieniu politykę rządową, czyli parlament. Mało tego, Tusk do końca wmawiał, że nie chce stanowiska unijnego, „bo zależy mu na Polsce” co wywoływało uniesienia patriotyczne u komentatorów i jego popleczników. Jak się okazuje, wcale mu nie zależało.

Teraz ani nie wiadomo, jak długo Tusk zamierza być premierem, ani jak i kiedy zmieni się rząd. Wszystko to będzie efektem wewnętrznych walk frakcji w PO i prestiżowej przepychanki miedzy prezydentem i premierem. A to, że osłabia to państwo i pokazuje, że wszystkie jego instytucje są de facto tylko fasadowe wobec partii, to kogo to obchodzi?**

Dla pragmatyki administracji nie ma nic gorszego niż przedłużający się stan tymczasowości. Kiedy już wiadomo, że jedni odchodzą a drudzy nadejdą, tyle że nie ma pewności kto to będzie, cała administracja zwalnia w pracy, odkłada rzeczy ważne na później i czeka. Nie ma nic gorszego niż stan „zapowiedzianej dymisji” rządu.

Tak było, gdy odchodził Leszek Miller w 2004 roku, ale pozwolono mu doczekać do wejścia Polski do UE, żeby mógł sobie to zapisać w biografii i tak jest teraz. Dziesięć lat temu mieliśmy kilkumiesięczny stan całkowitej bierności administracji i to samo będzie teraz. Potrzeby partii są jednak ważniejsze od potrzeb państwa. Tusk przedłuża bowiem okres przejściowy tylko dlatego, że chce jeszcze prowadzić kampanie wyborczą PO w samorządach. Za ten trik wyborczy zapłacimy wszyscy słabością państwa.

I wreszcie sprawa trzecia. W sytuacji, jaką mamy u naszych wschodnich granic, zabawa w kotka i myszkę jaką urządza Tusk i PO z polskim ministrem spraw zagranicznych to działanie skrajnie antypaństwowe. Jaki jest dziś i jaki był od miesięcy formalny status Radka Sikorskiego? Czy był tylko „zającem”, wypuszczonym - jak przyznaje Tusk - na przynętę, żeby na boku przeprowadzić akcję nominacyjną Tuska (jak wiadomo, w tej sprawie negocjacje prowadził min. Serafin poza wiedzą polskich placówek dyplomatycznych)? Czy był rzeczywistym kandydatem? A wtedy byłaby to już jego druga prestiżowa porażka w ubieganiu się o jakąś międzynarodową funkcje, po przegranej batalii o stanowisko Sekretarza Generalnego NATO. Oznaczałoby to, że Sikorski jest za granicą niewybieralny i dlatego swoje frustracje leczy megalomanią w swoim dworze.

Czy też może Sikorski jest nadal naszym kandydatem, tyle że na inne stanowisko w Komisji Europejskiej? To w takim razie trzeba jak najszybciej ogłosić jego następcę. A może do teki komisarza zgłoszona będzie jednak wicepremier Bieńkowska? To może też warto, żeby Polacy i parlament o tym dowiedzieli się wcześniej niż pan Juncker?

Można rozwijać tę opowieść o państwie w chaosie, w którym łamie się podstawowe zasady otwartej demokracji i transparentnej polityki przez układ zakulisowych gier w interesie partii władzy. Słabo to wygląda na tle standardów europejskich. W większości państw np. już dawno znani są kandydaci do Komisji, w części nawet - co jest nie do pomyślenia w państwie Tuska - ich nominacje były wcześniej przedstawiane opozycji po to, by zyskać jej akceptację albo przynajmniej by ją poinformować.

W państwie PO, Polacy o wszystkim, co ważne dowiadują się wtedy, gdy nie mogą już nic zrobić, bo decyzje zapadły. Na wszelki wypadek, bo mogli by mieć inne zdanie, zwłaszcza, że rząd Tuska zdecydowanie popiera tylko 1% Polaków. Głos partii głosem narodu!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.