Bój o kształt Polskiej Agencji Kosmicznej trwa. A czas biegnie nieubłaganie. Nie tylko na luksusowym zegarku Sławomira Nowaka

Fot. transport.gov.pl
Fot. transport.gov.pl

Sławomir Nowak jest szykowany na prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej – podał weekendowy „Fakt”, potwierdzając pogłoski, które docierały także i do mnie.

Jakie kompetencje do kierowania tak specjalistyczną instytucją ma skompromitowany polityk PO, trudno dociec. Bo zamiłowanie do drogich zegarków to jednak trochę za mało. Wygląda na to, że Nowak dostanie posadę „na otarcie łez”. Być może nawet wielu polityków PO uważa, że Nowakowi taki stołek się należy, no bo przecież został skrzywdzony przez media, a afera, panie, jaka afera?

Tyle że wątek personalny – skądinąd ważny, bo od tego, kto będzie kierował Agencją, będzie w dużej mierze zależało jej funkcjonowanie – nie może przesłonić kwestii bardziej zasadniczej: tego, że – jak mówi znane porzekadło – „dłużej klasztora niż przeora”, czyli że właściwa konstrukcja ustroju Agencji, czyniąca z niej instytucję sprawną, na wysokim poziomie merytorycznym i niezależną od bieżącej polityki, powinna stanowić skuteczną zaporę przed wstrząsami politycznymi, personalnymi itd.

Parlamentarna Grupa ds. Przestrzeni Kosmicznej przygotowała bardzo dobry projekt ustawy, który w końcu lipca został prawie jednogłośnie przegłosowany na posiedzeniu plenarnym Sejmu. W tym projekcie ustrój Agencji został skomponowany właściwie. Mam tu na myśli przede wszystkim zapis, że wyboru kandydatów na prezesa dokonuje Rada Agencji złożona z 9 członków administracji państwowej plus 8 ekspertów z nauki i przemysłu, zaproponowanych przez prezesa PAN, a premier dokonuje ostatecznego wyboru spośród kandydatów zaproponowanych przez Radę. Taką konstrukcję można uznać za optymalną, a w każdym razie ograniczającą dość powszechną w Polsce patologię biurokratyczną, polegającą na dominacji kryteriów urzędniczo-politycznych nad merytorycznymi. Rada ustanowiona została organem Agencji, dzięki czemu wymuszona została obligatoryjna współpraca z prezesem. Umożliwiłoby to koncyliacyjne kierowanie agencją, konieczne dla zdrowego funkcjonowania tak specjalistycznej instytucji. Agencja miała mieć swoją siedzibę w Warszawie, co wydawało się logiczne i racjonalne w obliczu faktu, że powinna ona koordynować działania wielu instytucji publicznych znajdujących się w większości w Warszawie oraz ze względu na charakter zadań agencji, który wpisuje się w centralistyczny system zarządzania państwem.

Niestety, zdominowany przez PO Senat na posiedzeniu w dniach 6-7 sierpnia zepsuł dobrze ułożony ustrój Agencji, sprowadzając ją, z wysoko wyspecjalizowanej flagowej instytucji państwa, zajmującej się wykorzystaniem inżynierii satelitarnej dla potrzeb gospodarki i obronności, do statutu podrzędnego urzędu, w dodatku zlokalizowanego na prowincji. Senat bowiem pozbawił Radę Agencji kompetencji wyboru kandydatów na prezesa – wyboru tego miałby dokonywać premier za pomocą wyznaczonego przez siebie zespołu. W miejsce stałego, wybieralnego, merytorycznego organu o określonej odpowiedzialności za decyzje zaproponowano ciało doraźne, nie gwarantujące tego samego poziomu zorientowania w sprawie, a nadto poddane ciśnieniu doraźnej polityki. Proces wyboru prezesa nie tylko zostałby skrajnie upolityczniony, ale zachodzi obawa, że przypominałby konkurs urzędniczy organizowany „pod” z góry ustalonego kandydata (np. Sławomira Nowaka). Rada Agencji w takim umocowaniu prawnym zostałaby zdegradowana do roli drugorzędnego ciała doradczego, którego opinie prezes mógłby ignorować. Prezes PAN zostałby pozbawiony wpływu na wybór członków Rady Agencji, co w praktyce oznaczałoby, że premier miałby wyłączność na ich mianowanie. Czyli można się spodziewać, że kryteria wyboru byłyby bardziej polityczne niż merytoryczne. A przecież chodzi o to, by tak wyspecjalizowana instytucja nie była kolejnym politycznym łupem, lecz by zarządzanie nią zostało powierzone najlepszym znawcom tematyki kosmosu.

Drugą – oprócz zepsucia dobrze skrojonego ustroju Agencji – najbardziej kontrowersyjną propozycją Senatu był postulat przeniesienia siedziby Agencji do Gdańska. Zwolennicy tego rozwiązania argumentowali m.in., że w Gdańsku znajduje się silny ośrodek naukowy, że trzeba decentralizować instytucje publiczne itd. Bez względu na te tłumaczenia, względy polityczne widać tu w jeszcze pełniejszej krasie – wszak Pomorze to matecznik Platformy, stąd pochodzi też Sławomir Nowak. Usytuowanie siedziby Agencji poza stolicą nie tylko marginalizowałoby jej pozycję, ale także podwyższałoby koszty jej funkcjonowania (mam tu na myśli głównie koszty niekończących się delegacji do Warszawy, gdyż Agencja ma koordynować działalność wielu ministerstw).

W ub. tygodniu posłowie połączonych komisji sejmowych zarekomendowali przyjęcie większości poprawek senackich, z wyjątkiem przeniesienia siedziby Agencji z Warszawy do Gdańska. Głosowanie nad senackimi poprawkami miało się odbyć w piątek, ale zostało przesunięte o dwa tygodnie. Nieoficjalnie wiadomo, że trwają jeszcze targi na temat ostatecznego kształtu ustawy.

To, jaka będzie Agencja Kosmiczna, ma znaczenie dla roli Polski w wielkim Europejskim Programie Obserwacji Ziemi COPERNICUS. Wywalczono nazwę tego programu jednoznacznie kojarzącą się z Polską, ale to nie wszystko. Teraz udział Polski musi być wypełniony ekspercką treścią. Jeśli z Polskiej Agencji Kosmicznej zrobi się drugorzędny urząd, podlegający zawirowaniom bieżącej polityki, to szansa na dobrą przyszłość tej instytucji zostanie zaprzepaszczona.

W tej sprawie chodzi też o naturę państwa polskiego. O to, czy ma to być Rzeczpospolita urzędników i polityków uzurpujących sobie kompetencje w każdym temacie, czy państwo wyposażone w wysokiej klasy instytucje wspierające rozwój, a nie zajmujące się tylko urzędowaniem.

Kierunek zaproponowanych przez Senat zmian wskazuje, że w „izbie refleksji” polityka wzięła górę nad refleksją dotyczącą korzyści z dobrze skrojonej, ważnej, nowoczesnej i przyszłościowej instytucji, jaką ma (jeszcze) szansę być Polska Agencja Kosmiczna. Jest jeszcze kilka dni, by wytłumaczyć posłom, że to nie może być kolejny polityczny łup. Choć ten czas biegnie nieubłaganie. Nie tylko na luksusowym zegarku Sławomira Nowaka.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.