Piotr Cywiński: Tusk nie jest pępkiem świata, a PO i PiS powinny brać pod uwagę także utworzenie wspólnej koalicji rządowej

W polityce nigdy nie mów nigdy. Kto bierze w niej pod uwagę tylko układ zero-jedynkowy, ten już przegrał. Premier Donald Tusk wkrótce przeniesie się do Brukseli. Choć nie jest z mojej „bajki”, gratuluję - jak nie patrzeć, to nasz rodak stanie na czele Rady Europejskiej. Może i jego nowa funkcja jest spółdzielnią „witaj-żegnaj”, jednak całkowicie pozbawiona wpływów również nie jest. Jak będzie sprawował urząd unijnego „prezydenta”? Czas pokaże. Nieważne, że jeszcze niedawno premier Tusk bił się w piersi, że pozostanie w kraju, bo ma tu jeszcze wiele do zrobienia… Ważne, że nie będzie już kierował polską polityką, co wielu przyjmuje z ulgą.

W mediach już rozgorzały spekulacje, kto zajmie jego miejsce. Sprawa ważna, albowiem od tego będzie zależało, czy i jakich zmian można spodziewać się w Platformie Obywatelskiej. Na „topie” jest m.in. nazwisko byłej minister zdrowia, marszałek Sejmu Ewy Kopacz. Dlaczego? Dlatego, że jest wpatrzona w „słońce Peru” jak w święty obrazek, że spolegliwa, posłuszna, dyspozycyjna itp. Wątpliwa to raczej laurka. Jej awans byłoby dla samej PO rozwiązaniem najgorszym, gdyż nikt inny, tylko właśnie partyjny idol nieudolnej minister i zinstrumentalizowanej pani marszałek doprowadził do sytuacji, w jakiej dziś ta partia się znajduje. A jeśli nie ona, to kto? Np. sponiewierany wcześniej przez jej wodza, wielki „eks”, były wicepremier, były szef MSW, były marszałek i były szef klubu parlamentarnego PO Grzegorz Schetyna? Wątpliwe. A może nowa gwiazda po kolejnym rządowym liftingu, wicepremier i minister rozwoju Elżbieta Bieńkowska? Albo w ogóle ktoś inny? Karuzela nazwisk już się kręci. Ławka kandydatów nie jest jednak długa, bo wódz-piłkarz hobbysta, zanim złamał swą ostatnią zapowiedź o pozostaniu na stanowisku premiera, skutecznie wypchnął wszystkich wewnątrzpartyjnych oponentów i co bardziej znaczące, silniejsze osobowości na aut. Kto by jednak nie objął rządowy i partyjny ster w PO, ma rację szef lewicy Leszek Miller, który tymi słowami pogratulował Europie wyboru Tuska: „SLD składa ręce do oklasków, bo właśnie w ten sposób polska scena normalnieje i zacznie się dzielić w sposób klasyczny”.

Czy normalnieje, pewien nie jestem, ale komentarz Millera implikuje słuszną ocenę, iż nasza scena polityczna normalna nie jest. Jej nienormalność wynikła między innymi z tego powodu, że swego czasu, wyłącznie z partykularnych względów przegrany Tusk storpedował powstanie koalicji PO-PiS, na którą wskazali polscy wyborcy. Co więcej, to jego partia rozpętała „wojnę polsko-polską” i kampanię nienawiści przeciw potencjalnemu partnerowi, choć na zasadzie: „łap złodzieja, krzyczy złodziej”, wmawiała ją Prawu i Sprawiedliwości, ba, uczyniła niemalże idiotę z prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, wielkiego polskiego patrioty, który przewidywał wszystko to, z czym nowemu szefowi Rady Europejskiej z Polski przyjdzie się mierzyć na międzynarodowym forum…

Najlepszym komentatorem zdarzeń jest czas. Dziś PO znów znalazła się na rozdrożu, znów stoi przed fundamentalnym nie tylko dla niej dylematem, czy będzie ciągnęła za sobą - przepraszam za język posła Stefana Niesiołowskiego - ten smród, czy będzie pławić się w blasku swego europomazańca, bronić i trwać w zegarkowo-taśmowym państwie kolesiów ze szkodą dla wszystkich. czy stać ją będzie na krytyczną samoocenę.

W polityce nigdy nie mów nigdy. Pamiętam przedwyborcze banery niemieckich socjaldemokratów (SPD) z wówczas jeszcze siedziby rządu Niemiec w Bonn, z wizerunkiem kanclerza-bałwana śniegowego Helmuta Kohla i zapowiedzią: „Wkrótce go nie będzie…”, czy słonia zanurzonego w Jeziorze Wolfganga (ulubione miejsce wypoczynku Kohla), z podpisem „Wielki w topieli…”. Niemieccy „socis”, którzy obsobaczali byłego szefa rządu, że zamiast „ojcem zjednoczenia” powinien być nazywany „ojcem bezrobocia, długów i biedy”, po osiemnastu latach wygrzewania ław opozycji zdobyli władzę. Pomogli im w tym Zieloni. Ich wspólna przygoda skończyła się kilka lat później. Pamiętam też kampanię chadeków z CDU/CSU, którzy wymyślili plakat wyborczy z podobizną kanclerza Gerharda Schrödera, jako przestępcy ściganego listem gończym. Jednak, mimo tak ostrej walki politycznej, dla dobra kraju musiała powstać koalicja CDUCSU-SPD, bo taka była wola wyborców - postponujący się nawzajem rywale musieli usiąść do stołu. Zmieniali się liderzy partii, zmieniał się ich kurs, niemożliwe stało się możliwe, choć każda z nich zachowała swoje granice kompromisu.

Kto w polityce bierze pod uwagę tylko układ „zero-jedynkowy”, ten już przegrał. Niezależnie od wszystkich różnic występujących na niemieckiej i na polskiej scenie politycznej, istnieje jeden wspólny mianownik: właśnie wola wyborców i dobro kraju. Powyborcze rozdania nie są trudne do przewidzenia. Nawet jeśli, zgodnie z dzisiejszymi sondażami, wygra PiS, nie zdobędzie w Sejmie większości nieodzownej do dokonania zmian w konstytucji i przeprowadzenia zapowiadanej, głębokiej przebudowy państwa. Co więcej, szukanie koalicyjnej protezy w postaci małej, posiłkowej partii, może skończyć się tak, jak przedwczesne rozwiązanie rządu egzotycznego układu z „kurwikami w oczach”, skleconego przez PiS na użytek chwili z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin. Były premier, prezes Jarosław Kaczyński powinien walczyć i będzie walczył o zwycięstwo, lecz wygrana na punkty nie jest bynajmniej równoznaczna ze zdobyciem władzy i możliwości realizacji zapowiadanych programów.

To samo, może nawet w większym stopniu, dotyczy PO. Kończący urzędowanie premier Donald Tusk nie jest pępkiem świata. On sam z pewnością i we własnym interesie będzie starał się zachować wpływy, tylko po co? Członkowie PO muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, komu i czemu mają służyć…? Czy chcą brać udział w spektaklu zmarnowanych szans? Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale głębokim i uzasadnionym uprzedzeniom wbrew, zwłaszcza po partii Kaczyńskiego, koalicja PO-PiS, czy PiS z PO nie jest tematem z „wczoraj”. Rzecz jasna, unijny „prezydent” in spe Donald Tusk zrobi wszystko, by nigdy nie doszło do ich porozumienia, mam też świadomość, że dla wielu przeciwników jego rządów, (do których i ja się zaliczam), wydaje się to obecnie nie do pomyślenia, ale - …w polityce nigdy nie mów nigdy.

——————————————————————————————

Interesujesz się polityką? Chcesz poznać arkana wygranych kampanii wyborczych? Kup książkę Artura Dmochowskiego „Jak wygrać wybory?” a dowiesz się jakie mechanizmy, strategie działań są receptą na zwycięstwo.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.