Stało się. Donald Tusk został przewodniczącym Rady Europejskiej. Kraj opuszcza w ostatnim dogodnym dla siebie momencie: perspektywa utraty władzy, śledztwo prokuratury w sprawie afery taśmowej i spadające dramatycznie słupki poparcia mogły w spektakularny sposób zakończyć karierę premiera. Teraz Donalda Tuska czeka niewątpliwy awans, ale czy jego dziecko – Platforma Obywatelska przetrwa? Moim zdaniem, nie. A to z jednego bardzo prostego powodu. Donald Tusk przez siedem lat rządów zbudował cały system powiązań i zależności wyłącznie na swojej osobie. Ktokolwiek zastąpi Tuska (a bardzo możliwe, że będzie to Ewa Kopacz), będzie miał dużo słabszą pozycję niż on i zwyczajnie nie zapanuje nad kombinatem pod nazwą Platforma Obywatelska.
Tusk zostawia partię w bardzo złym stanie, skompromitowaną licznymi aferami, ze spadającym poparciem i pod nieustannym ostrzałem części mediów, opozycji i zwykłych obywateli. To, że będzie sterował krajem i partią z tylnego rzędu, to mrzonki. Po tym jak premier „odseparuje się od tego syfu”, w PO zacznie się okres smuty i wewnętrznych walk. Żeby gasić wszystkie pożary (a będzie ich dużo) trzeba być na miejscu i dusić je w zarodku. Nawet bezwzględna lojalność Ewy Kopacz nie będzie w stanie zagwarantować, że Platforma utrzyma jedność i będzie nadal liczyła się w politycznej grze.
Efekt „europejskiego zwycięstwa” przeminie bardzo szybko. Polaków sprawy europejskie obchodzą niewiele, a z czasem dojdzie przekonanie, że tak naprawdę wyjazd do Brukseli to ucieczka premiera z tonącego okrętu. Zresztą opozycja powinna ten argument w umiejętny sposób wykorzystać. Uważam przy tym, że Platforma Obywatelska mimo wszystko dociągnie na oparach do przyszłorocznych wyborów, bo na wcześniejsze Tusk raczej się nie zdecyduje, a nawet Jarosław Kaczyński nie widzi obecnie takiej możliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/211637-koniec-ery-tuska-koniec-ery-platformy