Czy Tusk ma zostać kimś w rodzaju premiera na emigracji, który będzie blokował rząd Kaczyńskiego z Brukseli?

Fot. wPolityce.pl/Gił
Fot. wPolityce.pl/Gił

Czy Polska zyskała cokolwiek - poza samopoczuciem iluś tam ludzi - dzięki wyborowi Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego? Nie. I tak samo nie zyska - w kategoriach realnych - po wyborze Tuska na szefa Rady Europejskiej. Wybierają takich, co grają w rytm podanej muzyki, która - ogólnie - Polsce nie służy, na żadnym poziomie. Jak to ujął Martin Schulz już po awansie Tuska - „jego proeuropejskie kwalifikacje nie budzą wątpliwości”. Czytaj: będzie wiedział, kiedy milczeć. Czytaj: jest z nas, wyniesionej elity, nie z nich, zwykłego ludu.

Ale możemy to tłumaczyć rodakom bez końca, a i tak wielu kupi ten blef, poczuje się lepiej, na chwilę zapomni o kłopotach. Sukces w Brukseli spełni więc funkcję sukcesów sportowych, które miały w PRL znieczulać na rzeczywistość. I znieczulały.

Platforma może więc nawet wygrać wybory samorządowe, zwłaszcza, że poprowadzi do nich jeszcze Tusk. Efekt będzie. Ale będzie trwał krótko.

Odejście przywódcy to trzęsienie ziemi dla tej układanki. Tusk może wszystko poustawiać, może tysiąc razy nakazać słuchanie swojego wybranka/wybranki, ale to na nic. Odezwą się frakcje, odezwą się skrzywdzeni i upokorzeni. Odezwą się tłumione przez lata ambicje. Zmiana szefa nawet małych instytucji wywołuje potężne perturbacje, a co dopiero w przypadku szefa rządu, który stoi na szycie wielkiej piramidy konsumpcji władzy.

Wskazywani następcy - zwłaszcza Kopacz i Bieńkowska - to zawodnicy z niższej ligi. Szybko doprowadzą PO do katastrofy. Nie sądzę, by w końcu padło na którąś z pań. Tusk wie lepiej niż my, że obie mają fundamentalną wadę: denerwują Polaków.

Opuszczając Polskę, Tusk kolejny raz sięga więc po wist ostatniej szansy. Przed wyborami do PE cynicznie i wbrew swojemu „dorobkowi” straszył Rosją i wieszczył wojnę, teraz poświęcił siebie. Jakiś ogień z tego będzie, ale to już tylko palenie w piecu własnymi meblami. Daje poczucie zadowolenia na parę godzin.

W całej sprawie najciekawsza jest motywacja Angeli Merkel, bez której polski premier nie dostałby stanowiska. Niemiecka kanclerz musi zdawać sobie sprawę, że skazuje PO na prawdopodobną porażkę. Widocznie oceniła, że to scenariusz nie do uniknięcia, i uznała ewakuację pupila za najrozsądniejszy ruch. Może chodzi o przeniesienie konfliktu Tusk-Kaczyński na czas, gdy PiS zdobędzie większość? Scenariusz wyglądałby następująco: Kaczyński chce coś zmienić, a Tusk blokuje go - przede wszystkim politycznie, ale i proceduralnie - z wysokiego tronu. Każdy ruch ma kontrę, każde słowo ripostę. Tusk zostaje kimś w rodzaju premiera na emigracji, który czeka, by wrócić. Po 2 i pół roku, albo po 5 latach (jedna lub dwie kadencje).

Na marginesie: premier Tusk bywał dla Polski niebezpieczny. Teraz, po wyborze, ale jeszcze rządząc, może być nawet bardziej groźny. Czy decyzje będzie podejmował myśląc w kategoriach obecnej czy przyszłej funkcji?

No i ile decyzji podjął myśląc o awansie? Ile razy cofnął nogę w sporach, które mogły mu zaszkodzić, ale które miały znaczenie dla Polski?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.