Powiało Bareją: Donald Tusk odwraca Wisłę, czyli z deficytu robi nadwyżkę i za furę dostaje samolot

Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

Zanim Donald Tusk wystąpił w Sejmie, rozsądnym ludziom wydawało się, że w budżecie państwa będzie 47,5 mld zł deficytu. Ale premier cudownie zamienił go w nadwyżkę.

Donald Tusk jeszcze biegu rzek nie potrafi odwracać, ale jest już blisko. Bieg syberyjskich rzek Leny, Obu i Jeniseju w latach 30. XX wieku proponowali odwrócić radzieccy uczeni, popierani przez towarzysza Stalina. Do pomysłu odwracania biegu rzek wrócił niedawno prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew. Tak, tak, to ten sam, któremu doradza były polski prezydent Aleksander Kwaśniewski. Donald Tusk dosłownie biegu Wisły odwracać na razie nie chce, ale kilka dni temu udało mu się jednak coś odwrócić.

Zanim w środę 27 sierpnia premier Donald Tusk wystąpił w Sejmie i coś „odwrócił”. Wszystkim rozsądnym ludziom w Polsce wydawało się, że ustawa budżetowa na 2014 r. jasno określiła, iż deficyt budżetowy wyniesie w tym roku nieco ponad 47,5 mld zł, co będzie stanowić trochę mniej niż 3,5 proc. PKB. A na 2015 r. optymistycznie zaplanowano deficyt w wysokości 2,7 proc. PKB. Ten spadek poniżej 3 proc. zawdzięczalibyśmy głównie temu, że od września 2014 r. wchodzi w UE nowa metodologia liczenia deficytu, ale to i tak nie zmienia faktu, że Polska ma deficyt i będzie go miała.

Okazało się jednak, że Polacy są w „mylnym błędzie`” - jak to określał klasyk Lech Wałęsa. Oto bowiem 27 sierpnia każdy mógł usłyszeć, jak premier Donald Tusk mówi w Sejmie:

W ramach możliwości, jakie daje wysiłek polskiego podatnika, chcę sensownie, wspólnie z wami, podzielić tę ciągle niedużą nadwyżkę, jaką dysponujemy.

I tu właśnie pojawia się - niczym u radzieckich uczonych, towarzysza Stalina i pracodawcy Aleksandra Kwaśniewskiego - nasza odwrócona rzeka. Premier Tusk nie mówił o niższym deficycie, lecz o „nadwyżce”. A potem tę „nadwyżkę” podchwycili politycy rządzącej koalicji oraz większość dziennikarzy i komentatorów. Okazało się, że wolą Donalda Tuska mamy jakąś tajemniczą „nadwyżkę”, choć przecież cały czas mamy deficyt, czyli niedobór.

Odezwały się wprawdzie jakieś głosy tych, którzy nie byli w stanie dostrzec „nadwyżki”, mimo że bardzo dobrze życzą emerytom i rencistom, którzy mają z tej „nadwyżki” skorzystać, ale te głosy zabrzmiały słabo. Bo przecież „nadwyżka” kojarzy się wyłącznie z radością i entuzjazmem, oznaczając sukces. Natomiast „deficyt” jest może i prawdziwy, ale strasznie depresyjny. Mieliśmy więc sytuację jak w „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Tam prof. Bladaczka był przekonany, że wszystkich uczniów zachwyca poezja Juliusza Słowackiego. A tu niejaki Gałkiewicz hardo rzucił profesorowi w twarz, że jego Słowacki nie zachwyca, podobnie zresztą jak pozostałych uczniów.

Pewnie z powodu „nadwyżki” Donalda Tuska tkwilibyśmy w dysonansie poznawczym, a nawet w jakiejś schizofrenii, ale od czego uniwersalny klucz interpretacyjny i oświecający, jakim jest twórczość Stanisława Barei. Dajmy się więc oświecić reżyserowi „Misia” i wybadać, o co też premierowi Tuskowi mogło chodzić. I natychmiast znajdujemy rozwiązanie. I to gdzie - na furmance przewożącej węgiel. Oto węglarz grany przez Marka Siudyma wyjaśnia kolegom, że odnośnie własnej córki „zasadniczo, pobieżnie my ją nazywamy Marysia, ale tak chcemy jej dać jakoś bardziej nowocześnie”. I oczywiście odkrywa to „bardziej nowocześnie” w postaci imienia „Tradycja”:

O tym imieniu to ci jeszcze powiem, że takie dziecko – Tradycja, to się ostatnio w Gdańsku narodziło. Masz! Czytaj!

I podsuwa kolegom weglarzom gazetę, gdzie napisano:

Po ceremonii w pałacu ślubów państwo młodzi udali się do rady zakładowej, gdzie dostali wiązanki ślubnych kwiatów. Wszyscy wzruszeni faktem, że są świadkami narodzin nowej, świeckiej tradycji.

Jak w praktyce działa odwrócenie Wisły przez Donalda Tuska, czyli znalezienie „nadwyżki” w deficycie? Wyjaśnia to sobowtór Misia - węglarz Stanisław Paluch (grany przez Stanisława Tyma):

To jest tak, że jeżeliby nam ktoś, na przykład, rozumiesz, porwał naszą furę i by go złapały, to nam muszą oddać samolot, rozumiesz? To jest właśnie tradycja. Że nam muszą oddać!

Na co ojciec zasadniczo Marysi, ale właściwie Tradycji zareagował pytaniem:

No, kiego wała nam samolot? A furę?

Furę też

— uspokaja Stanisław Paluch.

I już wiemy, gdzie jesteśmy razem z Donaldem Tuskiem w dziele odwracania Wisły. „Nadwyżka” to ten oddany samolot za porwaną furę. A sama fura, czyli „deficyt” też oczywiście istnieje. A właściwie istnieje tylko fura, bo samolot, czyli „nadwyżka” funkcjonuje tylko w wyobraźni Donalda Tuska. I wszystko się zgadza, bo to taka „nowa, świecka tradycja”. A właściwie nie całkiem nowa, lecz siedmioletnia.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.