Bukowski: Rosji putinowskiej po 10 latach też nie będzie na mapie

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Mikołaj Iwanow – Wołodia, teraz, kiedy na Ukrainie nie widać końca kryzysu, przypomina mi się twoje proroctwo z lat 80. dotyczące rozpadu Związku Sowieckiego. Wtedy była już wydana na Zachodzie książka Andrieja Amalrika „Czy Związek Radziecki przetrwa do 1984 roku?”, ale wielu uważało tę prognozę za kuriozum. A jednak twoje proroctwo się sprawdziło.

Władimir Bukowski: Moje proroctwa czy przewidywania oczywiście nie zawsze są nieomylne. Ale w 1984 roku rzeczywiście zapytany przez dziennikarzy, jak widzę Związek Sowiecki w XXI wieku, odpowiedziałem, że jest to pytanie nie na miejscu, bo za 10 lat takiego państwa jak Związek Sowiecki nie będzie na mapie. Wtedy podobna prognoza szokowała wielu… Dziś, kiedy mówię, że Rosji putinowskiej po 10 latach też nie będzie na mapie, to także szokuje. Mogę się mylić, ale tak myślę, tak przewiduję. Czym głębiej angażuje się w kryzys ukraiński, tym bliższy jest koniec Rosji.

Wróćmy do wydarzeń z lat 80. Na początku tego dziesięciolecia władza ostro prześladuje tak zwanych dysydentów, mnożą się procesy, setki ludzi w „psychuszkach”, tysiące są wyrzucane z kraju, tak jak ty. I raptem niesamowita zmiana – pieriestrojka, Gorbaczow, władza przejmuje niektóre idee dysydentów, za które jeszcze wczoraj wtrącała ludzi za kraty… Jak to się stało możliwe? Potężny Związek Sowiecki z jego „niezwyciężoną” Armią Czerwoną rozpadł się bez wojny, bez wyraźnego kryzysu?

To tylko zewnętrznie wyglądało na paradoks. W rzeczywistości wszystko układało się wyjątkowo logicznie. Ci ludzie znajdowali się u władzy przez dziesięciolecia, pokoleniowo. Jasne, że nikt z nich nie chciał stracić władzy. Ale światowe ceny ropy gwałtownie spadły, trzeba było reformować ustrój. Po prostu zabrakło pieniędzy na dalsze podtrzymanie tego niewydolnego systemu. Natomiast my, dysydenci, w tym momencie mieliśmy odpowiedni autorytet na Zachodzie, a powoli naszemu głosowi zaczynał przysłuchiwać się prosty człowiek. I raptem językiem dysydentów zaczął mówić sam pierwszy sekretarz partii komunistycznej. Gorbaczow po prostu wykorzystał nasz język, nasz autorytet na Zachodzie…

Rzeczywiście, sam pamiętam, kiedy sam sekretarz partii do spraw ideologii Aleksander Jakowlew niespodziewanie zaczął potępiać zbrodnie własnej partii – językiem żywcem wyjętym z leksykonu dysydentów. Prawdziwy surrealizm…

Podobnego surrealizmu moglibyśmy doświadczyć, gdyby po II wojnie światowej, po podpisaniu kapitulacji partia narodowych socjalistów nie została pociągnięta do odpowiedzialności na procesie norymberskim, lecz po prostu ogłosiłaby swoją, niemiecką „pieriestrojkę”. Niestety, nie udało się przeprowadzić procesu norymberskiego nad komunizmem. Jednym ze skutków jest obecny kryzys ukraiński. W Rosji nomenklatura postkomunistyczna była za mocna, a po chwilowym szoku zmobilizowała się i wróciła do władzy. Dziś walczy o odbudowę Związku Sowieckiego w nowej postaci.

Na pewno i Zachód nie był zainteresowany przeprowadzeniem sowieckiej Norymbergi, o którą, jak pamiętam, ty sam osobiście zabiegałeś.

W latach 1991-1993 rzeczywiście proces komunistycznej Norymbergi był gorąco dyskutowany w Rosji. W dyskusje zaangażowany był osobiście sam Jelcyn. Ale prawdopodobnie przestraszył się własnej odpowiedzialności. Przecież był wysoko postawionym funkcjonariuszem partyjnym. Mnie w tych latach udało się popracować w archiwach sowieckich. Znalazłem mnóstwo dokumentów dotyczących finansowania lewicy przez Komunistyczną Partię Związku Sowieckiego. Od Kremla pieniądze brali zarówno komuniści, jak i komunizujący socjaliści… Oni również przestraszyli się tej Norymbergi…

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.