Oficjalnie rząd uspokaja, ale w czasopiśmie MON czytamy: w potęgę NATO mało kto wierzy

Fot. chor. Artur Zakrzewski/DPI MON
Fot. chor. Artur Zakrzewski/DPI MON

Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego, mimo szumnych deklaracji, w razie wojny nie jest przygotowana do obrony sojuszników z Europy Środkowo-Wschodniej. Co gorsza, nikt nie planuje zmienić tego stanu. (…) Bez wątpienia NATO było i nadal jest najpotężniejszym sojuszem polityczno-militarnym na świecie. Jednak bycie najsilniejszym nie oznacza automatycznie bycia silnym. Tak właśnie jest w wypadku NATO, w którego potęgę już mało kto wierzy

pisze Robert Czulda. I być może ten tekst nie byłyby tak istotny, gdyby nie fakt, że w ten sposób NATO opisuje miesięcznik wydawany przez polski MON. Co więcej, lektura ostatniego numeru „Polski Zbrojnej” wskazuje, że prezentowane opinie są dominującym przekazem resortowego czasopisma.

Czulda wskazuje, że „na papierze sojusz północnoatlantycki jest potęgą”, ale „w praktyce sytuacja jest dużo gorsza”. Autor przywołuje opinie niemieckiego „Der Spiegel”:

NATO i rządowi oficjele zgodnie przyznają, że obecnie sojusz nie jest zdolny, aby obronić państwa nadbałtyckie środkami konwencjonalnymi, a więc czołgami, odrzutowcami i piechotą.

Autor tekstu dodaje, że zdaniem amerykańskich i niemieckich analityków w sytuacji agresji Polska zostałaby wręcz pozostawiona sama sobie:

Analityczny ośrodek amerykański Stratfor, uznawany za nieformalnego rzecznika prasowego Białego Domu (mówi to, czego Stany Zjednoczone oficjalnie powiedzieć nie mogą), nie zostawia złudzeń –- znacząca i realna pomoc militarna mogłaby pojawić się najwcześniej po trzech miesiącach. Według Berlina czas na reakcję wyniósłby około pół roku. „Nie bylibyśmy gotowi nawet w dniu rosyjskiego zwycięstwa” -– stwierdził jeden z niemieckich analityków i dodał, że obecne plany wojskowe są przestarzałe i nieadekwatne do sytuacji.

Prof. Ryszard Machnikowski z Uniwersytetu Łódzkiego też sprawę stawia jasno, wskazując, że gdyby kraje Europy Środkowo—Wschodniej stały się ofiarą „pełnowymiarowej inwazji, to NATO nie jest teraz w stanie efektywnie jej zatrzymać i państwa te zostałyby szybko zajęte”.

Ich odbicie wymagałoby użycia masy wojska i sprzętu, a także wszczęcia regularnej wojny z Rosją, mogącej się przekształcić w konflikt, którego być może nikt nie byłby w stanie opanować

— tłumaczy ekspert. Dodaje, że na Sojusz można liczyć, jedynie, gdyby w Polsce powtórzył się scenariusz ukraiński.

Równie niepokojącą ocenę NATO prezentuje dyrektor PISM, Marcin Zaborowski.

Obecnie flanka wschodnia nie jest wzmocniona ani szczególnie broniona. Nie mówiliśmy nigdy tego wprost, ale w NATO są dwie kategorie państw: w jednych znajdują się bazy, w drugich ich nie ma. Do niedawna nie było nawet planów ewentualnościowych

— wskazuje Zaborowski.

Z jego wypowiedzi wynika, że w NATO wciąż na kwestie bezpieczeństwa państw Europy Środkowej patrzy się jako na funkcję stosunków Zachodu z Rosją.

W politycznej deklaracji sygnowanej przez NATO i Rosję zapisano wówczas (gdy Polska wstępowała do NATO – sż), że sojusz nie będzie umieszczał poważnych sił ofensywnych na terytorium nowych państw członkowskich, jeżeli nie dojdzie do radykalnej zmiany sytuacji w sferze bezpieczeństwa. Moim zdaniem, do takiej zmiany doszło, bo Rosja zajęła część terytorium innego państwa. Po drugie, według analityków, także rosyjskich, jedna brygada -– kilka tysięcy żołnierzy -– to nie są poważne siły ofensywne. Trzymając się tej deklaracji, NATO na terytorium nowych państw członkowskich może zrobić więcej niż dotychczas

— tłumaczy dyrektor PISM, przekonując, że zaangażowanie Sojuszu w naszej części Europy jest niewystarczające.

Zaborowski wskazuje również, że niektórym działaniom agresywnym, jakie Rosja może prowadzić, NATO nie jest w stanie przeciwdziałać.

Nie obawiamy się pojawienia w naszych granicach obcych dywizji, lecz powtórki scenariusza ukraińskiego, czyli sabotażu, presji ekonomicznej, wojny informacyjnej. Sojusz musi określić, jak będzie reagował na takie zagrożenia. Przed takim scenariuszem nie zabezpieczą nas plany ewentualnościowe czy wzmocnienie w Polsce obecności Stanów Zjednoczonych. Potrzebna jest większa elastyczność intelektualna ze strony przywódców NATO, aby rozszerzać interpretację artykułu 5, żeby przeciwdziałać takim zagrożeniom i tak modernizować NATO, by stawiło czoła wyzwaniom niekonwencjonalnym

— wskazuje dyrektor PISM, zaznaczając, że obecnie takiej elastyczności nie ma.

W trzech ważnych materiałach dotyczących NATO pismo „Polska Zbrojna” przedstawia bardzo krytyczny obraz Sojuszu, który jest podstawą polskiego bezpieczeństwa. Niestety wiele uwag umieszczonych w piśmie jest zasadnych, a obraz ociężałego i nieporadnego Sojuszu w ostatnich latach widzieliśmy przy okazji podejmowania wielu NATO-wskich decyzji. Wydaje się, że rzetelna ocena Paktu jest bliższa temu, co można przeczytać w czasopiśmie MON, a nie temu, co oficjalnie mówią politycy rządzący Polską. Oni zdają się przekonani, że Polsce obecność w NATO zupełnie wystarczy.

Im bardziej Polska jest osadzona w strukturach NATO, tym jest bezpieczniejsza wobec konfliktu na Ukrainie. (…) Nasze starania muszą dotyczyć także większej obecności NATO. Tu chyba jest konsensus, może nie zawsze słyszalny w każdym zakątku tej sali, ale jednak konsensus co do większej obecności NATO na wschodniej flance, w Polsce

— tłumaczył w Sejmie Donald Tusk.

Z kolei Tomasz Siemioniak tłumaczył w sierpniu, że „optymalnym celem dla Polski jest utworzenie w naszym kraju baz wojskowych NATO”.

Wydaje mi się, że ten kierunek jest nieunikniony. Realne zagrożenia, nasza konsekwencja i wola wzmocnienia NATO sprawią, że do tego celu dojdziemy

— powiedział Siemoniak. Wskazywał również na znaczenie artykułu 5., który jednak — czego władze Polski już nie przyznają — nie zmusza krajów członkowskich do niczego. Mimo tego przekonanie, że NATO zapewni Polsce bezpieczeństwo widać niemal w każdej wypowiedzi władz.

Nie należy się oczywiście dziwić narracji władzy. Bazy NATO rzeczywiście są w Polsce potrzebne. Trudno spodziewać się, by rządzący oficjalnie deprecjonowali polskie sojusze i wskazywali, że nie mają one znaczenia. Atakowanie najważniejszego sojuszu, w jakim jest Polska, byłoby samobójcze. Jednak oficjalna zasłona narracji władzy powinna być wykorzystywana z korzyścią dla Polski. Rzetelne władze mówiąc, że liczą na NATO, powinny jednocześnie znać prawdziwy obraz Paktu, co musiałoby je skłaniać do pracy na rzecz poprawy polskiego bezpieczeństwa. Takie bezpieczeństwo zapewnia dziś własny potencjał obronny oraz silne polityczne sojusze.

Polska powinna zatem prowadzić suwerenną i aktywną politykę zagraniczną, a także działać na rzecz polskiej obronności. Niestety rząd Donalda Tuska, władza w Polsce od lat robi dokładnie odwrotnie. Mówiąc wiele o zaufaniu do potęgi NATO, niszczy narzędzia, które sojusznicze gwarancje miałyby szanse przekuć w realne działania.

Państwo bezsilne i niepoważne ma marne szanse na pomoc Sojuszu w chwili prawdziwego zagrożenia. Należy liczyć, że mówiące o tym czasopismo MON trafi na biurka władzy w Polsce. Choć można mieć wątpliwości czy ma ono szanse cokolwiek zmienić…

———————————————————————————————————-

Szeroka oferta podręczników i książek językowych w niskich cenach! Wejdź na wSklepiku.pl i przekonaj się sam! Gwarantujemy pewną i szybkę dostawę zamówienia!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.