Zaremba: Polski parlamentaryzm staje się parodią. Wrażenia z Wiejskiej

Zdjęcia: Paweł Supernak / PAP
Zdjęcia: Paweł Supernak / PAP

Rzadko zgadzam się z posłem SLD Tadeuszem Iwińskim. Ale jego uwaga, że polski parlamentaryzm staje się parodią i fikcją, jest w pełni uzasadniona.

Zapowiedziano programowe wystąpienie premiera Tuska. On sam zapowiedział w nim stosunkowo hojne dosypanie pieniędzy, skądinąd realizujące, choć nie w pełni, prorodzinne propozycje prawicy, i fikcyjnie wspierające emerytów. Ogłaszane, przypadkowo naturalnie, na początek kampanii samorządowej. Wypowiedział też kilka frazesów na temat Ukrainy.

To jest rząd zapowiedzi

–- ocenił Leszek Miller. I znowu, nie chciałoby się przytakiwać Millerowi. Ale tak to jest.

Dopiero potem jednak nastąpił prawdziwy koszmar. Zafundowano nam 17 wystąpień ministrów i sekretarzy stanu reprezentujących wszystkie resorty. Każdy odrabiał wypracowanie opowiadając o swoim podwórku.

Legalność spektaklu z ministrami była uzasadniana przez marszałek Kopacz przepisem regulaminu dającego każdemu członkowi rządu prawo wystąpienia poza kolejnością. Ale pomijając już taki „szczegół”, że nie dotyczy to sekretarzy stanu, było to oczywiste naruszenie ustalonych poprzedniego dnia zasad prowadzenia tej debaty.

Poziom tych wystąpień był skądinąd taki, że sam Tusk anonsujący tę pokazuchę, przestał szybko swoich podwładnych słuchać. Nie słuchała ich też sala.

Jeśli chce się, aby publika straciła ogląd całości, gubi się go w szczegółach. Biurokratyczne, rytualne hasła, typu programu walki z otyłością zapowiedzianego przez ministra sportu Andrzeja Biernata, dobre są jako wata, zapychacz czasu. I odwracacz uwagi. Mnie kojarzą się z językiem podręcznika, który przerabialiśmy w latach 80. na studium wojskowym. Przeważała w tej debacie kompletna nowomowa, tylko czasem można było wyłowić konkret.

Kluby opozycyjne dostały na ocenę tego potoku po 10 minut czasu, niewystarczającego do ogarnięcia wszystkiego. Wystąpienia klubowe wygłaszane były od razu, nie było więc mowy o żadnym przygotowaniu się. Poseł Iwiński domagał się przynajmniej wydłużenia czasu dla opozycji na zadanie pytań. Został potraktowany jak pętak, jak niesforny uczeń.

Wicemarszałek Grabarczyk napawał się swoją przewagą. Nie raczył nawet poddać pod głosowanie wniosku o przerwę, choć kiedyś było przecież dobrym obyczajem respektowanie takich próśb jako grzeczności. Bez nich, bez wzajemnego traktowania się poważnie, bez umożliwiania opozycji wypełniania swojej roli, parlamentaryzm nie ma sensu.

Iwiński usłyszał, że jak wróci marszałek Kopacz, zdecyduje, czy pozwolić na zadawanie pytań. Opozycji brakuje jaj, żeby choć ostrzej zareagować, wyjść z sali. PiS wystrzega się choćby podniesienia głosu i trochę to rozumiem. Media od razu sprowadzają takie starcia do warcholstwa pokazywanego w migawkach. Ale czasem trzeba uderzyć pięścią w pulpit.

Tak naprawdę nie o pytania nawet chodziło, a o możliwość wygłoszenia dłuższych i przygotowanych lepiej wystąpień. Tylko w takim przypadku publiczność może zrozumieć, o co chodzi w tym czy innym sporze. Naturalnie można przyjąć założenie, że nikt tego nie słucha, nikt nie ogląda. Ale w takim razie zamknijmy w ogóle parlament, a nie bawmy się w fasadę.

Bo wicemarszałek Grabarczyk, pozbawiony skądinąd znaczenia w PO, zaspakaja być może jakieś swoje osobiste potrzeby, doznaje satysfakcji przeganiając polityka opozycji z trybuny. Ale co mają z tego Polacy? Czy da to coś Platformie, to oddzielne pytanie. Mam wrażenie, że mamy tu już do czynienia z samozadowoleniem cokolwiek autodestrukcyjnym.

Opozycja zgłasza od lat szereg propozycji gwarantujących jej instytucjonalne prawa w debacie – że przypomnę kompleksowy PiS-owski „pakiet demokratyczny”, który nie jest ofertą na jedną kadencję. Nie tylko są one blokowane w nieskończoność, ale praktyka idzie dokładnie w przeciwnym kierunku. Powtarzam: jeśli ma to dalej tak wyglądać, nie bawmy się w to.

Miller, którego wypada mi raz jeszcze zacytować, powiedział trafnie: partie w Sejmie powinny stosować zasadę: „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. Jeśli w przyszłej kadencji prawicowa czy inna większość będzie w podobny sposób traktować Platformę, to po prostu padnie ona ofiarą systemu i atmosfery wykreowanych przez samą siebie. Sorry, taki mamy klimat, można jej będzie powiedzieć.

Jeszcze bardziej żenujące, że słowa protestu nie można było usłyszeć od politologów komentujących ten spektakl w głównych mediach. No, ale taki mamy naprawdę klimat…

————————————————————————————-

Polecamy książkę Wojciecha Wencela i Andrzeja Zybertowicza „Lawa.Rozmowy o Polsce”.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.