Rzecznik Solidarnej Polski: "Kurski wbił nam rdzawy nóż w plecy"

Fot. YouTbe
Fot. YouTbe

To trudne porozumienie. Są pewne problemy na Mazowszu i w innych regionach. Mam nadzieję, że centrala PiS przełamie opór lokalnych liderów” - mówi Patryk Jaki o współpracy z partią Jarosława Kaczyńskiego.

Rzecznik Solidarnej Polski podkreśla, że współpraca jego ugrupowania z PiS-em nie oznacza marginalizacji SP.

Znamy swoje miejsce w szeregu, ale to nieprawda, że porozumienie z PiS oznacza koniec naszej partii. Umowa gwarantuje nam podmiotowość. Mamy klub parlamentarny, czyli możliwość forsowania naszych pomysłów legislacyjnych. Poza tym w wyborach samorządowych Solidarna Polska w wielu miejscach startuje pod własnym szyldem. Właśnie ta różnorodna oferta może być siłą prawicy

— podkreśla Jaki w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

Rzecznik Solidarnej Polski uważa, że porozumienie z PiS na takich warunkach nie jest porażką Zbigniewa Ziobry.

Umowa gwarantuje, że całe środowisko SP nie tylko przetrwa w polityce, w tym na najniższym szczeblu samorządów, ale ma również możliwość realizacji swojego programu. Czy to mało?

— pyta Patryk Jaki.

Jednocześnie rzecznik Solidarnej Polski zaprzecza, jakoby Jacek Kurski, który samodzielnie przybył na kongres zjednoczeniowy, był jednym z ojców porozumienia z PiS-em.

Jacek Kurski podjął indywidualną akcję ratowania własnej skóry kosztem naszego środowiska. Dla nas jego udział w kongresie zjednoczeniowym jest takim symbolicznym 17 września. Wbił nam rdzawy nóż w plecy. Przed kongresem obdzwaniał naszych ludzi i namawiał do zdrady. (…) Przez niego, według moich szacunków, straciliśmy kilkadziesiąt mandatów różnych szczebli. On miał tego pełną świadomość. To był deal typu: przyszłość Jacka w zamian za iluś tam parlamentarzystów, radnych i część naszego środowiska

— relacjonuje Jaki.

Rzecznik Solidarnej Polski podkreśla, że ma do Kurskiego „ogromny żal”. Liczył na jego doświadczenie w dziedzinie PR, ale b. partyjny kolega zawiódł jego nadzieje.

Szybko zderzyłem się z rzeczywistością. Na spotkaniach zespołu medialnego, który odpowiadał za doraźny i strategiczny przekaz partii, Jacek Kurski pojawiał się co dziesiąty raz, na dodatek zawsze dwie godziny spóźniony. Pożytku z niego nie było żadnego

— twierdzi polityk.

Okazuje się, że Patryk Jaki już wcześniej podjął działania na rzecz pozbycia się Jacka Kurskiego z szeregów Solidarnej Polski.

Mówiłem naszemu prezesowi, że Kurskiego trzeba wyrzucić z partii lub odciąć od mediów, bo inaczej przegramy. Ale Ziobro się nie zgodził

— relacjonuje rzecznik ugrupowania.

Naprawdę żałuję, że nie przekonałem Ziobry do wyrzucenia Kurskiego

— dodaje Jaki.

Zdaniem polityka Solidarnej Polski problemem było też… piractwo. Podobno Kurski często lądował na dywaniku za swoje samochodowe eskapady.

Ludzie wstawali, walili pięścią w stół i mówili, że Jacka trzeba wyrzucić, a on za każdym razem obiecywał, że to już ostatni raz. Po czym mijały dwa tygodnie i znów jego samochód stał pod posterunkiem policji albo na ścieżce rowerowej. Rozmowy o jego wypadkach były stałym elementem naszych spotkań. Kiedyś prezes zmusił go nawet do wpłaty pieniędzy na fundację pomagającą osobom poszkodowanym przez kierowców, ale to też nic nie dało. Szkoda, że zamiast mieć ambicje zostania tutejszym Orbanem, chciał zostać Kubicą polskiej polityki

— żartuje Jaki.

Poseł Solidarnej Polski będzie jednak musiał zapomnieć o urazach do Jacka Kurskiego, ponieważ znalazł się w zespole strategicznym obok Adama Hofmana, Adama Bielana i być może właśnie Jacka Kurskiego.

Dla dobra prawicy zacisnę zęby. Jednak w mediach powinni się pojawić fachowcy z poszczególnych branż i prezentować nową ofertę dla wyborców. Tysiące osób stoi dziś w korkach na autostradach i klną na idiotyczny system bramek. To jest nasza szansa

— deklaruje Jaki.

Jednocześnie polityk podkreśla, że nie można rezygnować z poruszania kwestii katastrofy smoleńskiej na rzecz formułowania postulatów gospodarczych.

Nie da się zbudować silnego państwa bez wyjaśniania i osądzenia tej tragedii. Nie cofając się o krok, jeśli chodzi o meritum, trzeba twardo stawiać akcenty w komunikacji, np. pokazać, jak w sprawie katastrofy malezyjskiego boeinga prowadzono narrację zmierzającą do zbudowania silnej presji światowej opinii w celu powołania międzynarodowej komisji i jak robiono to w Polsce. Szach i mat

— puentuje rzecznik Solidarnej Polski.

gah/Rzeczpospolita

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.