Powierzenie Sikorskiemu funkcji szefa dyplomacji było jak podjęcie marszu krokiem defiladowym po terenie bagiennym

Fot. PAP/T. Żmijewski
Fot. PAP/T. Żmijewski

„Czy będzie to stół okrągły, czy kanciasty…, my musimy rozmawiać”, rzucił krótko ukraiński minister spraw zagranicznych Pawło Klimkin, przed dzisiejszym spotkaniem z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem w Berlinie. Dlaczego w Berlinie? Dlatego, że w ich rozmowach pośredniczą Niemcy i Francja, a imiennie ministrowie Frank-Walter Steinmeier i Laurent Fabius. Nieco wcześniej reprezentanci tych krajów rozmawiali we Francji, na marginesie rocznicowych obchodów lądowania aliantów w Normandii. Rozmawiać, istotnie, muszą, jak to się jednak stało, że bez udziału Polski, która ponoć jest najbardziej zaangażowanym adwokatem Ukrainy na forum międzynarodowym?

Choć na obchodach rocznicy „D-Day” nasi też byli, do okrągłego, czy kanciastego stołu z udziałem Ukrainy i Rosji oraz Francji i Niemiec nas nie zaproszono. Można by powiedzieć, wybór gospodarzy, a Francuzi, wiadomo, lubią „mocarzyć” po swojemu, „po francusku”… Ale także Steinmeier, niby przyjaciel Radosława Sikorskiego, który nie tak dawno grał niemieckiemu koledze na organach i obwoził go po Chobielinie w przyczepie swego rosyjskiego motocykla, uznał obecność polskiego ministra w Berlinie za niepożądaną. Krótko mówiąc, Polska została z tych negocjacji wyrugowana. Dlaczego?

Europoseł PO Jacek Saryusz-Wolski tłumaczy:

Zarzut, że nas tam nie ma, stawiam Ukrainie! (…) Kijów powinien odmówić spotkania bez obecności Polski we własnym interesie ponieważ spotyka się wówczas bez swojego adwokata.

Polska ponoć tego nawet się domagała. „Poufnie”. Jednak Ukraińcy postawili w rozmowach z Rosją na dwa kraje Europy Zachodniej, które „nie są tak przychylne interesom ukraińskim jak Polska”. Więc, powtarzam pytanie: dlaczego czwórka Klimkin, Ławrow, Steinmeier i Fabius potraktowała Sikorskiego jak piąte koło u wozu?

Argumentowanie, „że to coś” (znaczy ich spotkanie), „odniesie sukces”, jest wątpliwe, więc Sikorski milczy, bo „nie chce się mieć w związku z tą dyplomatyczno-polityczną szkodą”, brzmi jak czysty makiawelizm. Już tylko odsunięcie Polski od „tego czegoś” jest szkodą, bowiem - co podkreślali wszem wobec wszyscy nasi politycy od lewa do prawa - niepodległa Ukraina ma dla nas znaczenie wręcz egzystencjalne. Milcząca akceptacja odsunięcia Polski od stołu jest więc pośrednim przyznaniem się do porażki polskiej dyplomacji.

Sam Sikorski może mówić o sukcesie: w ciągu niespełna trzech lat osiągnął to, czego chciał – żądał głośno w Berlinie niemieckiego przywództwa w Europie i je ma. Po wygłoszeniu przez Sikorskiego słynnego w świecie przemówienia, ówczesny minister spraw zagranicznych RFN Guido Westerwelle skomentował entuzjastycznie o „szczególnym wyeksponowaniu roli Niemiec dla rozwoju Europy” i „znaczącym sygnale” z Warszawy, która „pokazuje, jak stabilne i pełne zaufania stały się polsko-niemieckie stosunki”.

Chcemy mieć z Polską tak samo intensywne partnerstwo, jakie przez dziesięciolecia zbudowaliśmy z Francją. Partnerstwo z Polską się umacnia

— zapewnił na tę okoliczność Westerwelle. Wyłączenie Polski przez Niemcy i Francję z rozmów z Ukrainą i Rosją są tego najlepszym dowodem, jak Berlin i Paryż - członkowie figury płaskiej, utworzonego w 1991 r. (sic!) tzw. Trójkąta Weimarskiego, pojmują „partnerstwo”.

Po prawdzie, niczego innego nie należało się spodziewać. Jednym z powodów odsunięcia Polski na boczny tor jest sam Sikorski. „Prawdziwym dyplomatą jest ten, kto dwa razy pomyśli, zanim nic nie powie”, mawiał brytyjski premier Winston Churchill. Sikorski, którego język lata jak łopata, jest antytezą sztuki dyplomacji. Już tylko po jego tyradzie sprzed wyborów w 2007r. na temat PiS: „Jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię!”, powinna zaświecić w głowie premiera Donalda Tuska czerwoną lampkę. Nie zaświeciła. Powierzenie zdrajcy funkcji szefa dyplomacji, człowiekowi, który był ministrem obrony w gabinecie politycznego przeciwnika i z partykularnych względów przeszedł na drugą stronę barykady, ma „niewyparzoną gębę” i nie potrafi opanować emocji było jak podjęcie marszu krokiem defiladowym po terenie bagiennym. Rzadko zgadzam się z opiniami Rosjan, ale tym razem politolog, dyrektor Instytutu Badań Politycznych, były doradca prezydenta Władimira Putina Siergiej Markow, który skwitował:

Nawet zwolennicy partii Sikorskiego wskazują, że polska dyplomacja w jego wykonaniu jest kompletną katastrofą, a sam minister jest oderwany od rzeczywistości.

Miał rację. Sikorski nie tylko nie potrafi milczeć, ani w rozmowach knajpiano-kuluarowych, ani oficjalnie. Dość przytoczyć wskazówki dla „Donalda” jak „zajebać PiS”, nagrane podczas rozmowy tego dyplomaty z byłym ministrem finansów Jackiem Rostowskim, o „kompletnym Bullshit’cie” - „fałszywym poczuciu bezpieczeństwa”, „frajerskim” i „szkodliwym” sojuszu Polski z USA i „robieniu laski” Amerykanom, przez co tylko „skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją”, czy np. wygwizdane na Majdanie układ eksprezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza z opozycją, którą Sikorski (i Steinmeier) nakłaniał:

Jeżeli nie podpiszecie porozumienia, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi…”, lub jego postulat z 2009r.: „Rosja jest potrzebna do rozwiązywania europejskich i globalnych problemów. Dlatego za słuszne uważam przyjęcie jej do NATO.

Nieokrzesaniec i podwórkowy efekciarz Sikorski jest potrzebny Steinmeierowi i Fabiusowi jak dziura w moście. Zamiast budować autorytet Polski, szef naszej dyplomacji rozmienia go na drobne. Wyrazem „partnerstwa” w ramach bilateralnych stosunków i Trójkąta Weimarskiego są takie gesty, jak… wspólne złożenie kondolencji przez Niemcy, Francję i Polskę rodzinom ofiar zestrzelonego, malezyjskiego samolotu, apel o wyjaśnienie przyczyn tej tragedii oraz wezwanie do dialogu i zaprzestanie wojennych działań na Ukrainie.

A propos samolotu: przyczyny największej w naszych dziejach, podsmoleńskiej tragedii są dla ministra Sikorskiego bezdyskusyjne, choć - co warto przypomnieć - trzy lata wcześniej, w wywiadzie Łukasza Warzechy wywodził o swej podróży „naszym Air Force One, czyli starym tupolewem”, do Iraku:

Ten samolot zawsze budził we mnie szczególne odczucia. (…) Skądinąd wiadomo, że te maszyny są serwisowane w Moskwie. W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko.

„Dyplomaci się nie irytują, dyplomaci robią sobie notatki”, nauczał francuski minister spraw zagranicznych i premier z przełomu XVIII i XIX w. Charles-Maurice Talleyrand. O przebiegu rozmów podczas dzisiejszej kolacji Fabiusa, Steinmeiera, Klimkina i Ławrowa w Berlinie minister Sikorski dowie się z mediów i ewentualnie z telefonicznej relacji szefa ukraińskiego MSZ. Jaką notatkę powinien sobie zrobić chobieliński salonowiec i jego mocodawcy? „Miejsce w szeregu zostało wyznaczone”…

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.