Może władze w Kijowie drażnią naszego premiera? Może odwaga tych ludzi posmoleńskiego Tuska irytuje?

Premier naszkicował dziś czarny scenariusz w sprawie Ukrainy:

Na pewno dzisiaj sytuacja jest groźniejsza niż w przeszłości. Każdego dnia przygotowujemy takie symulacje i materiały międzyresortowe, zależące od tego, jak rozwija się sytuacja na Ukrainie. Cały świat stanie przed tym dylematem, jeśli miałoby dojść do takiej ingerencji. Nikt nie ma dobrej odpowiedzi, jak wspólnota zachodnia, NATO, miałaby zareagować

Cały świat”, „wspólnota zachodnia”, „NATO”. Polski w tej sprawie nie ma. Nasz kraj w najbardziej żywotnej dlań kwestii nie ma swojej polityki.

Ma za to analityków, którym rząd myli się z kiepskim think-tankiem. Radosław Sikorski, szef MSZ, też snuje scenariusze:

Wkroczenie regularnymi jednostkami na teren Ukrainy, mimo że pewnie byłoby przedstawione jako interwencja pokojowa, spowoduje wielką eskalację konfliktu

— ocenił. To wie każde dziecko. Ale minister idzie dalej. Informuje, że „Rosja przywróciła zdolności bojowe na granicy z Ukrainą”, że „stacjonuje tam już kilkanaście grup batalionowych” i „jest duże nasycenie sprzętem wojskowym”.

Takie rzeczy robi się po to, żeby wywierać presję. Albo żeby wejść

— dodał Sikorski, a pytany, po co w tym konkretnym przypadku, odpowiada:

Dowiemy się bardzo szybko”.

No, to głębokie. „Dowiemy się” - to niemal jak kultowy banał „czas pokaże”.

On sam „serdecznie odradzałby naruszanie suwerenności Ukrainy”. Bo to „złe dla samej Ukrainy, ale i Rosji, społeczności międzynarodowej i poczucia bezpieczeństwa w Europie” (Polski w tym opisie znów nie ma).

Putin pewnie zadrżał od tej „serdecznej” przestrogi.

Tyle mają do powiedzenia sternicy (a raczej”drefnicy”, od biernego dryfu) naszego państwa w chwili kolejnego nasilenia kryzysu. Mają tylko słowa, i to w tonacji analitycznej, publicystycznej. Żadnego śladu konkretnego zaangażowania, żadnego czynu. A przecież mogliby wiele zrobić. Mogliby np. zażądać nadzwyczajnego szczytu tego czy innego ciała. Ponoć tak liczą się w świecie. Pan premier mógłby oblecieć stolice państw wręczających mu ordery i alarmować, namawiać, organizować pomoc.

Zamiast tego pan premier objeżdża stolice województw, szykując swoją partię państwową/sitwę do wyborów samorządowych.

Zamiast tego jedzą jabłka. Gest zabawny w wykonaniu obywateli, żenujący w wydaniu władzy. Bo w przypadku władzy jest zamiast konkretnych działań, a nie obok.

Jeśli naszej władzy nie obchodzi los Ukrainy, jeżeli wyraźnie się boją, to jak ma reagować Zachód? Gdyby Polska na poważnie zaczęła żądać pomocy - także militarnej - dla Kijowa, gdyby wzywała do zdecydowanych działań, Europa przynajmniej wiedziałaby, że powinna zareagować. Że brak reakcji będzie kolejną zdradą.

Przed wyborami europejskimi Donald Tusk wymachiwał w kraju i zagranicą skrwawionym Majdanem - że oto są ludzie, którzy giną pod flagą unijną. Dziś, gdy trzeba odwagi i energii, nie jest w stanie ruszyć przysłowiowym palcem.

Może władze w Kijowie go drażnią? Może odwaga tych ludzi, w skrajnie trudnych warunkach walczących o swój kraj, irytuje naszego premiera?

Bo on jest inny, ma inne odruchy i inny poziom odwagi, co zobaczyliśmy czarno na białym w Smoleńsku.

PS. Polecam specjalny dodatek do najnowszego wydania „wSieci” - najlepsze, najważniejsze fragmenty „Resortowych dzieci”. 64 strony w osobnym grzbiecie, W CENIE TYGODNIKA. Warto kupić, warto „podrzucić” tym, którzy nie widzą, dlaczego jest, jak jest.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych