Polaczek: Mamy narastający skandal, który wynika z zaniechań sprzed trzech lat. NASZ WYWIAD

Fot. PAP/Adam Warżawa
Fot. PAP/Adam Warżawa

wPolityce.pl: sztandarowy projekt Platformy Obywatelskiej, czyli polskie autostrady, dają w kość Polakom. Telewizje od kilku dni pokazują gigantyczne korki, jakie tworzą się przy punktach poboru opłat za przejazd. Jesteśmy skazani na wakacyjny horror? Kto za to odpowiada?

Jerzy Polaczek: Rząd Donalda Tuska w perspektywie budżetowej 2007-2013 dysponuje środkami na budowę dróg 16-krotnie większymi niż PiS, w czasie realizowania perspektywy 2004-2006. Rząd miał 16 mld euro dofinansowania w kończącym się właśnie okresie. Jednak przy okazji tych historycznych nakładów na infrastrukturę ekipa Tuska zapomniała zupełnie o tym, że po realizacji choćby częściowej budowy autostrady występuje konieczność umiejętnego zarządzania ruchem. Potrzebne jest stworzenie systemu, który jest powszechny dla uczestników ruchu i kierowców, by unikać chaosu i horroru, jaki mamy od kilku tygodni.

Co jednak można było zrobić, skoro tyle osób chce jechać na wakacje –- takie głosy słychać z ust władzy. Może coś w tym jest?

Już kilka miesięcy temu odbyła się dyskusja publiczna dotycząca tego, co może się dziać w wakacje. Wtedy przestrzegano przed scenariuszem, który się obecnie realizuje. Nie słyszałem i nie widziałem przedstawicieli Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad czy Ministerstwa Infrastruktury, którzy by to komentowali lub proponowali ujednolicenie systemu poboru opłat.

Dlaczego ujednolicenie systemu opłat miałoby coś usprawnić? Czy to takie ważne?

Obecnie mamy dwa rodzaje płatnych odcinków autostrad. Na A2 i A4 są odcinki płatne zarządzane przez GDDKiA. Opłatę tymi odcinkami od 2011 roku kierowcy ciężarówek mogą uiścić za pomocą systemu elektronicznego poboru opłat. Jeśli jednak wjeżdżają na płatne odcinki autostrad prywatnych, to muszą zapłacić gotówką. Takie odcinki występują na A2 i A1. Niestety trzy lata po wdrożeniu systemu poboru opłat rząd nie aneksował umów z prywatnymi partnerami, by model płacenia elektronicznego wdrożyć na prywatnych odcinkach, co upłynniłoby ruch. Co więcej, władza nie wykonała niczego, by upowszechnił się system elektronicznego poboru opłat. Nie zachęca się kierowców samochodów osobowych, by ci wyposażyli się w odpowiednie urządzenia, które są niezbędne do opłacania przejazdów.

Bez ujednolicenia systemu pobierania opłat trudno oczekiwać od kierowców, by kupowali sprzęt.

Rzeczywiście, obecnie mamy zaskakującą sytuację. Znam osoby, które kupiły sobie sprzęt do elektronicznego poboru opłat i dopiero później dowiedziały się, że przy podróży nad morze jest to sprzęt zupełnie nieprzydatny. Bowiem za przejazd z Torunia do Gdańska nie da się w tym systemie zapłacić. Rząd w ubiegłym roku na obsługę odsetek od kredytów na budowę dróg wydał 2,7 mld złotych. Wydał 1,3 mld na dopłatę do odcinków prywatnych autostrad. Wydał kolejny 1 mld na budowę bramowic, służących do naliczania przejazdów ciężarówek. Jednak władza nie znalazła nawet 100 tys. złotych choćby na wybudowanie tablic informacyjnych mówiących o płynności ruchu, czasie oczekiwania.

Z czego to wszystko wynika?

Mamy sytuację narastającego skandalu, który wynika z zaniechań i błędów, jakie miały miejsce trzy lata temu. Mamy do czynienia z rządową ekipą spóźnionej fazy, która zawsze działa „pięć po dwunastej”. Jednak na razie, choć sprawa jest poważna i znana od tygodni, rząd nie ma nawet harmonogramu prac, jakie mogłyby usprawnić ruch. Nie ma również żadnej akcji informacyjnej czy promocyjnej dla kierowców samochodów osobowych, którzy często jeżdżą odcinkami płatnymi, pozostającymi w gestii GDDKiA. Tacy kierowcy mogliby korzystać z elektronicznego systemu. Oni mogliby szybciej przejeżdżać niż ci, którzy muszą uiszczać opłaty gotówką, co już upłynniłoby trochę ruch.

Wiele osób pyta, dlaczego ludzie pobierający opłaty nie podniosą bramek. Czy oni chcą zarobić więcej w czasie wakacji?

Pamiętajmy, że rząd wydaje 1,3 mld złotych jako opłata za dostępność odcinków autostrad koncesjonowanych. Z punktu widzenia koncesjonariusza natężenie ruchu nie jest istotne. Czy on jest większy czy mniejszy to dla niego wszystko jedno. On swoją kwotę wynegocjowaną dostaje. Pieniądze pobrane od kierowców przejeżdżających przez bramki trafiają nie do koncesjonariusza, ale do Funduszu Drogowego. To jest najbardziej rujnujące w tym modelu, który funkcjonuje w sposób nieefektywny. Niestety mimo przyjęcia rozwiązań legislacyjnych kilka lat temu, które mówią o systemie elektronicznego poboru opłat, ten system nie jest powszechny. A jeśli to nie jest powszechne, to również kwestia bezpieczeństwa ruchu nie jest dobrze rozwiązana. Kierowcy po długim oczekiwaniu na możliwość wjechania na autostradę chcą nadrobić czas, więc jadą szybciej niż by jechali. To powoduje spadek poziomu bezpieczeństwa.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych