Agenci SB wśród dzisiejszych dziennikarzy? Historyk IPN: "To nie są przypadki, to reguła..."

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Na łamach weekendowego „Plusa Minusa” (dodatku do „Rzeczpospolitej”) odnotowujemy ciekawą rozmowę Roberta Mazurka z Patrykiem Pleskotem, historykiem Instytutu Pamięci Narodowej Wywiad poświęcony jest w dużej części skali współpracy środowisk twórczych ze Służbą Bezpieczeństwa.

Pleskot podkreśla, że dziennikarze byli najbardziej zinfiltrowaną grupą społeczną. SB interesowała się nimi - niestety z dużymi sukcesami.

Wiele teczek, zwłaszcza z lat 80., zginęło. Mówi się, że nie ma dokumentów działaczy „Solidarności” ale zupełny dramat dotyczy środowiska aktorskiego, naukowego i właśnie dziennikarskiego. (…) Wielu z tych ludzi to ciągle czynni dziennikarze. Jeśli się pojawia jakiś ślad, to tylko strzęp dokumentów, bez teczki pracy

— przekonuje.

Historycy - właśnie z powodu spalonych i zniszczonych dokumentów nie potrafią jednak jednoznacznie przesądzić o przeszłości poszczególnych osób.

To nie są przypadki, to reguła. My, historycy, widzimy po tych notatkach, że ktoś musiał być agentem SB, ale nie możemy o tym mówić, bo nie ma dowodów

— tłumaczy Pleskot.

Dlaczego zniszczono te teczki?

Odpowiem w stylu Lesława Maleszki: to bardzo dobre pytanie. (…) Zawsze mogą się znaleźć jakieś dokumenty w innych sprawach. Pojawiają się pogłoski a to, że jakiś naczelny tygodnika współpracował, a to, że ktoś był TW „Stokrotką”, ale nie wiemy nawet, czy nie są to plotki wypuszczane celowo, by kogoś skompromitować

— czytamy.

Pleskot wymienia liczne przypadki osób współpracujących: artystów, poetów i dziennikarzy, kreśląc przy tym ich sylwetki i okoliczności donosów. Jako odmienny przykład podaje Piotra Fronczewskiego:

Złapano go za kierownicą pod wpływem alkoholu i zaproponowano, że sprawa zostanie zatuszowana, jeśli podpisze zobowiązanie do współpracy. Zareagował mało delikatnie, mówiąc: „Ni ch…a, najwyżej będę jeździł rowerem!”, a potem opowiadał wszystkim, że SB chciała go zwerbować, dzięki czemu później już nie próbowano go pozyskać

— opowiada.

Całość rozmowy w weekendowej „Rzeczpospolitej”.

lw

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.