Wstyd i żenada. Jak przewodniczący podkarpackiego sejmiku Sławomir Miklicz (PO) manipulował obradami

Konferencja marszałka Ortyla/ fot: umwp
Konferencja marszałka Ortyla/ fot: umwp

Do bardzo ostrych starć doszło podczas czwartkowej sesji podkarpackiego sejmiku, który miał podjąć ważne decyzje personalne dotyczące zarządu województwa.

Przewodniczący sejmiku Sławomir Miklicz (PO) zignorował wnioski o przerwę, złożone m.in. przez marszałka Władysława Ortyla (PiS) i członka zarządu województwa Bogdana Romaniuka (Prawica Rzeczypospolitej).

Radny Władysław Stępień (SLD) zażądał od marszałka Ortyla, by „zajął się pracą, a nie pouczał radnych”, a radny Edward Brzostowski (również SLD) krzyknął do szefa klubu PiS Czesława Łączaka „Idź ty chamie!” – wcześniej Łączak nazwał Mirosława Karapytę (niezrzeszony) radnym „z opaską na oczach” (była to aluzja do prokuratorskich zarzutów o charakterze korupcyjnym, które otrzymał w ub. roku były marszałek). Z obu stron padały oskarżenia o uprawianie politykierstwa.

W województwie podkarpackim od ponad miesiąca ma miejsce bardzo trudna kohabitacja: zarząd województwa jest od maja ub. roku prawicowy (po aferze korupcyjnej z marszałkiem Karapytą w roli głównej władzę przejęła koalicja PiS-PR), natomiast podczas czerwcowej sesji kontrolę nad prezydium sejmiku przejęła koalicja PO-PSL-SLD plus niezrzeszeni Mirosław Karapyta i Jan Burek.

Na marginesie, Burek - polityczny „wędrowniczek” z PSL przez PO, PiS, z powrotem do współpracy z koalicją PO-PSL-SLD - został odwołany z funkcji wicemarszałka, a wcześniej zawieszony w prawach członka PiS po tym, jak okazało się, że jego zięć, wicedyrektor Filharmonii Podkarpackiej, jest współwłaścicielem firmy realizującej projekty finansowane m.in. z dotacji przyznawanych przez Urząd Marszałkowski.

Mimo odwołania, nie został pozbawiony obowiązków (zadbali o to radni PO, PSL i SLD), formalnie pozostaje więc członkiem zarządu. Pozbawiony przez marszałka nadzoru nad departamentami, przebywa na zwolnieniu lekarskim (co nie przeszkadza mu przychodzić na sesje i głosować przeciw byłym współpracownikom oraz odgrażać się, że niedługo ujawni prawdę o ich niecnych czynach), pobierając cały czas pensję.

Koalicja PO-PSL-SLD plus Karapyta i Burek, ma w 33-osobowym sejmiku jeden głos przewagi (17:16). W czwartek były to trzy głosy, bo dwóch radnych prawicy było nieobecnych na sesji.

A sprawy decydowały się ważne: był rozpatrywany wniosek zarządu o jego odwołanie, będące następstwem nieotrzymania w czerwcu br. absolutorium z wykonania budżetu za 2013 rok, oraz wniosek marszałka o powołanie Jerzego Cyprysia, szefa klubu PiS w Radzie Miasta Rzeszowa i wicedyrektora Wojewódzkiego Urzędu Pracy, na wicemarszałka województwa.

„Fajny gość”, ale głosujemy przeciw

Choć radni PO-PSL-SLD stwierdzili, że generalnie do Cyprysia nic nie mają (Władysław Stępień nazwał go nawet „fajnym gościem”, a Zygmunt Cholewiński z PO, były marszałek reprezentujący wówczas PiS, stwierdził, że decyzja, jaką ma podjąć w jego sprawie, jest dla niego tym trudniejsza, że jako marszałek przyjmował go do pracy w Urzędzie Marszałkowskim), to jednak zagłosowali przeciw jego kandydaturze.

Tłumaczyli to tym, że marszałek Ortyl od początku narzucił kandydaturę Cyprysia jako jedyną i nie było żadnych rozmów w sprawie kandydatury większościowej.

Były marszałek Zygmunt Cholewiński (PO) „zgłosił się” nawet na wicemarszałka, mówiąc wprost, że gdyby taką propozycję otrzymał, to byłby gotów zrezygnować ze swojej obecnej „dobrej pracy”.

Później, w kuluarach, podczas krótkiego briefingu dla dziennikarzy, Władysław Ortyl nazwał tę propozycję Cholewińskiego „bardzo spontaniczną, ale jednocześnie trochę niepoważną, bo w takim trybie się nie działa, jeżeli chodzi o formułowanie porozumień”. Marszałek, zapytany przez dziennikarzy, czy zgłosi teraz inną kandydaturę, stwierdził:

Muszę się zastanowić. Mam 30 dni na zgłoszenie kolejnej kandydatury. Nie wiem, co pan Cypryś o tym myśli, ale uważam, że nie można kilka razy kogoś proponować, jeżeli został odrzucony. Prawdopodobnie będę szukał innej kandydatury, ale jeszcze w tej sprawie nie podjąłem decyzji.

A przewodniczący sejmiku Sławomir Miklicz powiedział dziennikarzom, że marszałek powinien przedstawić taką kandydaturę, za którą opowiedziałaby się większość sejmiku. Kandydatura Jerzego Cyprysia przepadła w głosowaniu stosunkiem 14:17. A to oznacza, że obowiązki wicemarszałka pełni nadal… odwołany wicemarszałek Jan Burek.

Spór o zablokowanie Komisji Rewizyjnej

Wcześniej dyskutowano nad wnioskiem zarządu o jego odwołanie, co było skutkiem nieudzielenia zarządowi absolutorium z wykonania budżetu za 2013 rok podczas czerwcowej sesji. Radni PO, PSL i SLD, mając większość w sejmiku, ale niewystarczającą do odwołania zarządu (do tego potrzeba było 20 głosów), postanowili nie dopuścić do głosowania. Posłużyli się argumentem o rozbieżnych opiniach prawnych w tej sprawie. Przywołali m.in. opinię prawną warszawskiej Kancelarii Chmaj i Wspólnicy, według której zarządowi województwa nie przysługiwała inicjatywa uchwałodawcza w tej sprawie. Radna Lidia Błądek (PiS) przypomniała, że wniosek o odwołanie zarządu wygenerował się automatycznie sam – na podstawie ustawy o samorządzie województwa – poprzez fakt nieudzielenia absolutorium.

Proponuję, by marszałek za tę opinie nie płacił.

– stwierdziła pod adresem pisma Kancelarii Chmaj i Wspólnicy.

Radni PO, PSL i SLD podnieśli także brak opinii Komisji Rewizyjnej, która nie odbyła posiedzenia przed czwartkową sesją. Uczynili tak pomimo tego, że z opinii zespołu prawników obsługujących sejmik wynikało, iż taka opinia nie jest konieczna. Przewodniczący Komisji Rewizyjnej Mieczysław Miazga (PiS) ubolewał, że był gotów odbyć posiedzenie komisji, nawet przyjechał na nią, ale okazało się, że jej posiedzenie zablokował przewodniczący Miklicz, nie rozsyłając zawiadomień do pozostałych członków.

Radna Teresa Kubas-Hul (PO), powołując się na rozbieżne opinie prawne, zgłosiła wniosek formalny o odesłanie sprawy odwołania zarządu do Komisji Rewizyjnej, po to, by wydała ona swoją opinię w tej sprawie.

Lubię procedować, kiedy mamy pełną jasność.

— stwierdziła Kubas-Hul. Jeden z prawników obsługujących sejmik zgłosił zastrzeżenie wobec odesłania wniosku do KR.

Według Lidii Błądek, przekładanie głosowania ma służyć tylko temu, by sprawa „żyła w mediach”. W drugą stronę padały zarzuty, że prawica chce sprawę jak najszybciej wyciszyć.

Te opinie, które zostały przywołane, są w nieuzasadniony sposób artykułowane.

– powiedział później do dziennikarzy marszałek.

Opinia p. prof. Chmaja jest niepodpisana i dotyczy innej sprawy (niż to, czy powinna być opinia Komisji Rewizyjnej, czy nie – przyp. JK). Spór jest o to, że przewodniczący zablokował Komisję Rewizyjną, a gdyby tego nie zrobił, to opinia Komisji dzisiaj by była. A to, czy jest ona konieczna, czy nie, jest sprawą wtórną.

Różne wątpliwości prawne próbował koncyliacyjnie pogodzić Jerzy Borcz (PO):

Nie bójmy się głosować, nic się nie stanie, jeśli popełnimy błąd, najwyżej uchwała zostanie zakwestionowana przez organ nadzoru.

– przekonywał, po czym, gdy doszło do głosowania nad odesłaniem wniosku do Komisji Rewizyjnej… zagłosował „za”.

Przewodniczący KR Mieczysław Miazga złożył wniosek o przerwę, w czasie której mogłoby się odbyć posiedzenie Komisji. Podobne wnioski złożyli marszałek Ortyl i członek zarządu województwa Bogdan Romaniuk, ale zostały one zignorowane przez przewodniczącego Miklicza, który – wbrew sytuacji na sali – ogłosił zakończenie procedowania tego punktu porządku obrad.

Będziemy zastanawiali się, jakie to rodzi konsekwencje prawne, że przewodniczący nie wykonuje ustawowego obowiązku w kwestii procedowania nad porządkiem obrad.

– skomentował marszałek Ortyl.

Co pan zrobił z tej sesji?

Trzeba dodać, że przewodniczący Miklicz po swoim wyborze w czerwcu zapewnił, że będzie przestrzegał wysokich standardów prowadzenia obrad i będzie współpracował z zarządem województwa. Czas szybko pokazał, że jest daleko inaczej. Pod adresem sposobu prowadzenia przezeń obrad radni prawicy i marszałek zgłaszali zastrzeżenia także przy rozpatrywaniu innych punktów. Władysław Ortyl nazwał styl prowadzenia obrad przez Miklicza „chaosem nieporządku”.

Przejdzie pan do historii, drugiego takiego przewodniczącego jeszcze nie było, nadużył pan swojej władzy.

– stwierdził marszałek.

Dlaczego pan nie chce słuchać? Dlaczego wykazuje się pan taką arogancją, takim brakiem kultury? Co pan zrobił z tej sesji?

– krzyczała do Miklicza Lidia Błądek.

Emocje dochodziły podczas tej sesji do głosu nieraz, i to po obu stronach. Kiedy szef klubu PiS Czesław Łączak mówił o koalicji radnych PO, PSL i SLD z „dwoma niezależnymi, z których jeden jest z opaską, a sytuacja drugiego jest wyjaśniana” (chodziło o Karapytę i Burka – przyp. JK), wśród radnych PO, PSL i SLD zawrzało, chcieli nawet demonstracyjnie opuścić salę obrad, ale ostatecznie zostali.

Idź ty chamie.

– krzyknął do Łączaka Edward Brzostowski (SLD), w PRL twórca Igloopolu i wiceminister rolnictwa, w III RP – burmistrz Dębicy.

Do spięcia doszło także pomiędzy Zygmuntem Cholewińskim (PO) a Lidią Błądek (PiS).

Chcesz się bić?

  • -krzyczał Cholewiński i pozostaje mieć nadzieję, że to była tylko przenośnia.

Radni PiS już złożyli wniosek o sesję nadzwyczajną, która jeszcze raz zajęłaby się sprawą odwołania zarządu.


Przed każdą sesją radni odmawiają modlitwę ks. Piotra Skargi za Ojczyznę, w której znajduje się fraza: „swoich pożytków zapomniawszy”. To, co się działo podczas czwartkowej sesji (i nie tylko podczas niej), każe powątpiewać, czy radni (a przynajmniej niektórzy) odmawiają tę modlitwę ze zrozumieniem. Dotyczy to przede wszystkim radnych PO, PSL i SLD oraz dwóch niezrzeszonych. Gdyby działali wyłącznie na szkodę swoich partii – ich sprawa, nic mi do tego. Ale, celowo i świadomie, z dużą dozą cynizmu, destabilizując sytuację, w jakiej działa zarząd województwa - działają na tegoż województwa szkodę, a na to zgody żaden myślący mieszkaniec Podkarpacia dać nie może.

Bo chodzi tu – mówiąc bez patosu - nie o interes tej czy innej partii, ale całego województwa. Nieważne, że do końca kadencji zostało zaledwie kilka miesięcy i że nie wiadomo, jaka koalicja będzie rządziła po wyborach samorządowych. Gra toczy się o to, by kilka bardzo ważnych dla województwa, dużych projektów – z Centrum Wystawienniczo-Kongresowym w Jasionce na czele – zostało zrealizowanych i rozliczonych w terminie, czyli do końca 2015 r. Po to, by nie trzeba było zwracać unijnych dotacji. Zarządowi potrzeba więc przede wszystkim atmosfery spokoju, sprzyjającej merytorycznej pracy, a nie ciągłych wojenek personalnych – bo działa on pod silną presją czasu. Blokowanie personalnego uporządkowania sytuacji w zarządzie przez radnych PO, PSL i SLD to nie tylko polityczna gra na złość zarządowi. To coś znacznie gorszego – polityczna nieodpowiedzialność.

Jeden z dziennikarzy wyraził do mnie opinię, że i druga strona nie jest bez winy – np. wypowiedzi szefa klubu PiS Czesława Łączaka były nie na miejscu. To skądinąd prawda, ten radny ma niewyparzony język i zdarza mu się „chlapać” bez sensu oraz niepotrzebnie „dolewać oliwy do ognia”. Ale jest to jednak zupełnie inny kaliber zjawiska niż cyniczne działanie przeciw dobru województwa w wykonaniu radnych PO, PSL i SLD. Siedząc w czwartek na sesji za ich fotelami i słysząc ich rechoty – bo naprawdę świetnie się bawili – czułem, jako mieszkaniec Podkarpacia, wstyd i zażenowanie.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.