Łukasz Warzecha: Jeśli więźniowie CIA byli w Polsce torturowani, to nie powinniśmy mieć żadnych wyrzutów sumienia

www.digitaljournal.com
www.digitaljournal.com

W polskim życiu publicznym istnieje nurt, który można by elegancko nazwać humanitarnym, a mniej elegancko, a nawet trochę złośliwie – czułymi serduszkami. Choć tego typu motywacje na ogół są kojarzone z lewicą, to wielu, a może nawet większość przedstawicieli takiego sposobu myślenia odnajduję wśród zwolenników, mówiąc umownie, prawej strony. (Tu należałoby się, rzecz jasna, zadumać nad definicją prawicowości, ale że to temat na całkiem inny tekst, więc pozostańmy przy umownym i może mało precyzyjnym, ale dla większości czytelnym podziale.)

W ostatnim czasie pojawiły się dwa tematy, przy okazji których ujawniła się frakcja humanitarna. Pierwszym – o którym pisałem już kilkakrotnie na wPolityce.pl – jest konflikt izraelsko-palestyński. Wkrótce potem ujawnił się drugi, gdy w Europejskim Trybunale Praw Człowieka zapadł wyrok w sprawie o rzekome tortury, którym na terenie naszego kraju miało być poddanych dwóch islamistów. Z pewnym zaskoczeniem odnotowałem płynące ze strony publiczności po prawej stronie głosy, że tortury są zawsze złe, niezależnie od okoliczności, i w związku z tym, że nasz kraj brał udział w takim procederze, ponosimy zasłużoną karę.

Skąd zaskoczenie? Przyczyn jest kilka. Pierwsza to ta, że bezwzględnym drogowskazem dla ludzi, traktujących poważnie swój kraj nie powinny być względy humanitarne, ale racja stanu. Zaś realizacja racji stanu oznacza czasami robienie rzeczy bardzo nieprzyjemnych. I to dla osób identyfikujących się prawicą powinno być jasne.

Racja stanu w wypadku oskarżeń o współudział w torturowaniu więźniów była od początku jasna: zaprzeczać, zaprzeczać, zaprzeczać. Z tego punktu widzenia motywowany zasadami humanitaryzmu upór Józefa Piniora, kiedyś niezwykle odważnego opozycjonisty, każe uznać go w tej sprawie za rodzaj pożytecznego idioty niepolskiej sprawy. To zresztą najbardziej uderzający przykład, jak kierując się rzekomo uniwersalnymi wartościami można szkodzić własnemu państwu. To nie jest dobra droga. Fatalną decyzją było również rozpoczynanie śledztwa w tej sprawie. Kwestia powinna być traktowana jako nieistniejąca, a w sprawach nieistniejących nie prowadzi się śledztw.

Druga to ta, że choć etyczny problem nie jest wydumany, ale przeciwnie - bardzo poważny, to jednak jego rozstrzygnięcie wydaje się oczywiste. Czy można uciec się do niehumanitarnych metod, aby wydobyć z więźnia informacje Wszystkim, którzy mają w tej sprawie wątpliwości, polecam film Katheryn Bigelow „Wróg numer jeden” o polowaniu na Ben Ladena. Nie było chyba wśród filmów, mówiących o wojnie z terroryzmem, obrazu pokazującego w bardziej werystyczny sposób najczęściej stosowane przez CIA tortury, w tym podtapianie. Ale „Wróg numer jeden” jest zaskakujący, bo nie toczy się według utartego schematu. Gdy młoda agentka jest po raz pierwszy świadkiem podtapiania więźnia, od którego agencja chce wydobyć istotne informacje, przyzwyczajeni do hollywoodzkich schematów oczekujemy, że się oburzy, odmówi udziału, będzie interweniować. Nic takiego jednak nie następuje, a bohaterka najwyraźniej dochodzi do wniosku, że tak właśnie trzeba. Jako że film reżyserka przestrzega zasady neutralnej narracji, widz może w tym momencie zapałać wściekłością albo wytłumaczyć sobie, że tak właśnie trzeba.

Tu należy przypomnieć, że Amerykanie nie dręczyli schwytanych islamistów – często zresztą niereformowalnych fanatyków, których głównym marzeniem było zabijanie niewiernych – dla zabawy. Stosowane przez CIA praktyki służyły wydobyciu istotnych informacji, nierzadko takich, które mogły ocalić niewinnych ludzi. Tak, to trudny wybór, ale ja nie mam wątpliwości, jaki jest właściwy. Jeśli na jednej szali stawiam humanitarne traktowanie fanatyka, który każdego przedstawiciela zachodniego świata utopiłby w łyżce wody, a na drugiej życie przypadkowych ludzi, którzy mogą zginąć w jakimś zamachu bombowym, wybieram to drugie.

Jedyny racjonalny argument, jaki pojawiał się przeciwko stosowaniu waterboardingu i innych praktyk to ten, że nigdy nie można mieć pewności co do wiarygodności informacji uzyskanych za ich pomocą. Z drugiej jednak strony – jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało – strach (bo przecież podtapianie w istocie oddziałuje głównie strachem, a nie fizycznym bólem) często pozwala przełamać barierę milczenia, której nie daje się przebić w inny sposób. Zaś informacje uzyskane dzięki sile przekonywania także nie muszą być miarodajne. Nie mamy gwarancji, że więzień, deklarujący dobrowolną współpracę, nie oszukuje śledczych.

Jeśli faktycznie w Polsce torturowani byli więźniowie CIA, to nie powinniśmy mieć z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. A jeśli cokolwiek można by zarzucić wówczas rządzącym, to to, że w zamian za gotowość do pomocy nie wynegocjowali odpowiednio wysokiej stawki.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.