Przekreślenie Perejesławia. Taka szansa, przed jaką stoją dziś Ukraińcy, pojawia się raz na dziesięciolecia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

To, co dzieje się na Ukrainie od listopada zeszłego roku, wciąż ogniskuje uwagę Polaków. Krwawe starcia na kijowskim Majdanie, ucieczka prezydenta Janukowycza, aneksja Krymu przez Rosję, konflikt zbrojny w Donbasie, wybór Petra Poroszenki na nowego prezydenta, zestrzelenie malezyjskiego samolotu – w kalejdoskopie tych wydarzeń łatwo umknąć może jednak pewien historyczny proces, który właśnie obserwujemy.

Jesteśmy bowiem świadkami przekreślenia Perejesławia, czyli odwrócenia trendu dziejowego, zapoczątkowanego w 1654 roku. To właśnie wówczas Kozacy pod wodzą hetmana Bohdana Chmielnickiego podpisali tzw. ugodę perejesławską z  Moskwą. Od tego czasu Ukraina znalazła się w rosyjskiej strefie wpływów. Mitem założycielskim nowej konstelacji geopolitycznej stało się powstanie Chmielnickiego, które wykopało przepaść między dwoma narodami Pierwszej Rzeczpospolitej. Antidotum na to miał być sojusz Kozaków z  Moskwą, oparty na wspólnej tożsamości słowiańsko-prawosławnej.

Nic przez wieki nie było w stanie tego zmienić, żaden wrogi akt ze strony Rosji – ani likwidacja Siczy Zaporoskiej w 1775 roku, ani Wielki Głód w 1933 roku. Wszelkie próby odwrócenia sojuszy, począwszy od unii w Hadziaczu w 1658 roku, a skończywszy na układzie Petlura-Piłsudski w 1920 roku, kończyły się niepowodzeniem. Zawsze brakowało pewnej masy krytycznej, zdolnej odwrócić koło historii. W umysły Ukraińców zbyt silnie było bowiem wdrukowane przeświadczenie o braterskich więzach łączących ich z  Rosjanami. Nawet jeśli relacje między nimi były niesprawiedliwe, to nadal pozostawały braterskie. W końcu w każdej rodzinie zdarzają się nieporozumienia i kłótnie. Dla wielu Ukraińców niewyobrażalna była wręcz nawet hipotetyczna możliwość zerwania z  Rosjanami, tak bliskimi im etnicznie, językowo, kulturowo i religijnie.

Obecne wydarzenia przynoszą zmianę tej sytuacji. Im bardziej Rosjanie eskalują konflikt, tym mocniej wpływają na kształtowanie się świadomości narodowej Ukraińców, w której komponent antyrosyjski odgrywa coraz ważniejszą rolę. Obraz starszego brata zastąpiony zostaje obrazem mordercy i agresora. Sprzeciw wobec Rosji utożsamiony zostaje ze sprzeciwem wobec nieludzkiego reżimu, z walką o wolność i godność, a na dodatek przypieczętowany przelaną krwią. Na naszych oczach powstaje nowy mit założycielski współczesnej Ukrainy, który wykuwa się w krwawych bojach z  moskiewską satrapią.

Niepodległościowe elity ukraińskie zdają sobie sprawę, że stanęły przed szansą, jaka zdarza się raz na dziesięciolecia, a może nawet stulecia. Wystarczy przejrzeć ofertę ukraińskich kanałów telewizyjnych, które wciąż pokazują filmy dokumentalne o  zbrodniach rosyjskich, sowieckich i komunistycznych. Jeszcze niedawno, za prezydentury Janukowycza, takich obrazów niemal w ogóle nie pokazywano, preferując raczej lekkie rosyjskie komedie lub filmy akcji. Teraz dominuje inny przekaz: zbyt wiele Moskwa wyrządziła nam krzywd, byśmy mogli razem planować wspólną przyszłość. Musimy być niezależni od Rosji.

W tym kontekście do rangi symbolu urasta fakt aneksji Krymu przez Putina. Przecież półwysep ten został przyłączony do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej w 1954 roku – a więc w 300. rocznicę ugody perejesławskiej – jako znak wiecznego sojuszu rosyjsko-ukraińskiego. Zabranie go teraz przez Rosję to jakby unieważnienie Perejesławia, przekreślenie tej relacji.

Nie trzeba dodawać, że z  punktu widzenia polskiej racji stanu jest to proces niezwykle korzystny. Powinniśmy wspomagać Ukraińców, by wyrwali się z  rosyjskiej strefy wpływów.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych