Tzw. etyka poselska w służbie propagandy rządu Tuska, czyli jak sprytnie z afery taśmowej zrobiono „tzw. aferę”

fot. msz.gov.pl
fot. msz.gov.pl

Pod naporem wydarzeń międzynarodowych (zestrzelenie boeinga nad Ukrainą) i krajowych (podkarpacka „ośmiornica”) na niebezpiecznie daleki plan odsuwa się afera taśmowa. Z premedytacją wracam więc do taśm prawdy, a ściślej – do drobnej, acz znamiennej, okoliczności towarzyszącej ich ujawnieniu.

Sprawni propagandyści wiedzą, że nawet za pomocą drobnego zabiegu stylistycznego, ot wtrąconego niby od niechcenia słówka, można diametralnie zmienić przekaz.

Jakże inaczej brzmi określenie „afera” od stwierdzenia „tak zwana afera”. Różnica dwóch słów, a wymowa zupełnie różna. Pal sześć, jeśli w takie sztuczki bawią się zawodowi „ściemniacze” na bardziej lub mniej jawnych etatach propagandystów. Gorzej, jeśli zupełnie otwarcie i bezwstydnie manipulacją parają się parlamentarzyści – i to ci, którzy mają stać na straży etyki poselskiej.

W związku z aferą taśmową sejmowa komisja etyki poselskiej postanowiła wydać stosowną uchwałę. Wychodzący akurat z tego gremium dokument, co wydawało się oczywiste, powinien jednoznacznie potępić polityków, którzy wykazują obłudę i skrajny cynizm, przy suto zastawionych (na koszt podatników) stołach dokonują zakulisowych „deali”, a w dodatku posługują się rynsztokowym językiem. Jak jednak nazwano projekt owego manifestu? . Ano „uchwałą w sprawie tzw. afery podsłuchowej”.

To nie jest jakiś byt abstrakcyjny, ta afera jest, w związku z nią w parlamencie dzieją się określone wydarzenia, prowadzimy debaty itd. Sprawa jest poważna i nie można w tym przypadku posługiwać się określeniem „tak zwana”

— protestowała Elżbieta Witek z PiS.

Mamy do czynienia z aferą, która poza tym wywołała potężny rozgłos i to na skalę międzynarodową. W tym przypadku nie chodzi już tylko o nasze lokalne reperkusje. Rzeczy należy nazywać po imieniu i dlatego wnoszę o wykreślenie niepotrzebnych w tej sytuacji słów: „tak zwana”. Afera mogła być określana tym mianem, ale tylko wówczas, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o tym, iż istnieją jakieś podsłuchy. Dzisiaj nie mówimy o doniesieniach. Wiemy znacznie więcej na ten temat, sprawą zajmuje się parlament, wydarzenia są komentowane na świecie, a więc jak inaczej nazwać to wszystko, jak nie aferą?

— przekonywała parlamentarzystka.

Rzucała oczywistymi argumentami, ale jak grochem o ścianę.

Szanowni państwo, w przestrzeni publicznej i w komentarzach mówiono w tym kontekście o aferze, o aferze taśmowej – różnie. Dlatego uważam, że użycie określenia tzw. afera podsłuchowa jest jak najbardziej na miejscu. Myślę, że chodzi wyłącznie o samą nazwę, a nie o kwestionowanie afery i dlatego, według mnie, powinno pozostać w tytule określenie „tzw. afera podsłuchowa”

— orzekła Izabela Mrzygłocka z PO, przewodnicząca komisji.

Jeżeli treść uchwały wygładzimy, tak jak państwo proponujecie, to zrobimy z niej jakąś laurkę, która nikomu do niczego nie będzie potrzebna. Chyba nie taki był cel, kiedy podejmowaliśmy inicjatywę w sprawie przygotowania uchwały. Mamy do czynienia z kompromitacją na skalę międzynarodową, a wy co proponujecie? Żeby ugładzać treść uchwały?

— próbowała jeszcze raz oponować Witek.

Rezultat? Tym z Państwa, których uwadze umknął rezultat pracy komisji etyki, przypomnę, że na mocy głosowania aferę przemieniono sprytnie w „tzw. aferę”.

Tym samym całkowicie uprawnione stały się takie określenia jak tzw. etyka PO-PSL, tzw. państwo prawa i tzw. rząd Donalda Tuska.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.