Polskie miejsce na Zachodzie po zestrzeleniu MH17. Szansa, że Zachód przestanie nas traktować jak jaskiniowych rusofobów

Fot. Radek Pietruszka / PAP
Fot. Radek Pietruszka / PAP

W atmosferze pewnego (ale dalece niewystarczającego) otrzeźwienia Zachodu po zestrzeleniu malezyjskiego Boeinga przez prorosyjskich separatystów na Ukrainie, zapomina się o skandalu, jakim jest pełzająca interwencja rosyjska na Ukrainie.

Owszem, przywódcy Zachodu irytują się i oburzają na to, że „zielone ludziki” z rosyjskim akcentem wywożą zwłoki, maskują inne ślady i nie dopuszczają niezależnych obserwatorów na miejsce upadku samolotu, ale jakoś wszystkim umyka inne pytanie. No dobrze, załóżmy, że ludzie Putina na wschodniej Ukrainie nie pomyliliby się i zestrzeliliby „tylko” ukraiński transportowiec. Czy wywołałoby to jakąkolwiek reakcję Obamy czy Merkel, już nie wspominając o Hollandzie? Pytanie jest retoryczne.

Zachód de facto przymknął oko na tę agresję. Trochę protestuje, trochę straszy, ale te gesty pozostają w żałosnej dysproporcji w stosunku do powagi sytuacji. Byłoby łatwiej skutecznie się jej przeciwstawić, gdyby się wcześniej zrobiło cokolwiek, co ma znaczenie dla Rosji, gdy ta zajmowała Krym. W gruncie rzeczy, Zachód miał wobec Rosji ciągle ten sam defetystyczny dyskurs: jak zrobicie następny agresywny krok, zareagujemy. Nigdy nie był to dyskurs: reagujemy dziś z powodu tego, coście już zrobili, odstąpimy od tej reakcji, jeśli się cofniecie.

Przywództwo rosyjskie widzi tę słabość (trudno jej nie widzieć) i eskaluje swoje działania wobec Ukrainy. Można powiedzieć, że jest to słabość taka jak człowieka cywilizowanego wobec bandyty, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie dla ludzi, którzy rządzą państwami. Ważne jest pytanie o głębsze przyczyny tej słabości. Mówimy: kryzys duchowy Zachodu, zgoda. Ale w zakresie, który nas tu interesuje, trzeba mówić o zatracie poczucia polityczności.

Na Zachodzie postrzega się rządzenie jako proces prowadzony przy minimalnym ryzyku przegrania wyborów. Współcześnie nie ostałby się polityk, który wzorem Churchilla obiecuje swoim rodakom w krytycznym momencie tylko „krew, pot i łzy”. Ma być zawsze przyjemnie, żadne wyrzeczenia nie mogą zostać przedstawione jako konieczne dla uchronienia się przed większymi problemami. Stąd w stosunkach międzynarodowych budowanie iluzji bezpieczeństwa w Europie, stąd mit Rosji jako kraju zmierzającego do demokracji, kraju podzielającego te same wartości co Zachód.

Teraz jest szansa na przebudzenie się, stanięcie twarzą w twarz wobec Rosji takiej jaka jest. To także szansa dla Polaków, że Zachód przestanie nas traktować jak jaskiniowych rusofobów. Dlatego polska dyplomacja ma teraz dużo do zrobienia. Wydaje się, że to jest dodatkowy powód, żeby mieć na tym stanowisku człowieka zrównoważonego i mocnego poparciem politycznym wykraczającym poza obóz władzy. Czy premier to dostrzega?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.