Ludowcy zadbali o zatrudnienie ludu. Tyle, że własnego! "F": PSL obsadziło aż 30 tys. stanowisk

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Facebook/januszpiechocinski.prezespsl / W. Sumiński
Fot. Facebook/januszpiechocinski.prezespsl / W. Sumiński

Można by śmiało powiedzieć, że PSL to najbardziej prorodzinna partia w rządzie. Wyjątkowo troskliwie zadbała o losy własnych rodzin, zabezpieczając im godne miejsca na stanowiskach urzędniczych w całej Polsce. Jak donosi „Fakt”, Polskie Stronnictwo Ludowe zatrudniło nawet 30 tysięcy bliskich i znajomych.

Tych, które trafiły do władz samorządowych z list ludowców jest około 25 tys. Do tego trzeba doliczyć przynajmniej tysiąc miejsc w Sejmie, Senacie, instytucjach rządowych, które PSL obsadziła swoimi. I kilka tysięcy urzędników, pełnomocników, specjalistów i szeregowych pracowników, którzy robotę zawdzięczają znajomościom lub rodzinnym związkom z ludowcami

— pisze „Fakt”, przypominając że prokuratura bada aktualnie wątek nepotyzmu w aferze podkarpackiej.

Jak tłumaczą się politycy?

Członkowie mojej rodziny przecież muszą gdzieś pracować

— słychać najczęściej.

Gdzie więc pracują? Najchętniej w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Z raportu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, do którego dotarła „Rzeczpospolita”, na 3629 pracowników centrali ARiMR, aż 1707 ma powtarzające się nazwiska. Kontrola wykazała liczne przypadki kumoterstwa i nepotyzmu. W latach 2000-201 zż 28 proc. członków kierownictwa posiada lub posiadało tam członka rodziny lub osobę bliską. Nepotyzm dotyczył samej góry: 2 z 4 zastępców prezesa, 9 z 25 dyrektorów komórek w Centrali, 12 z 51 dyrektorów i ich zastępców oddziałów regionalnych – podaje „Rz”.

Praca w rządowych instytucjach, spółkach i urzędach gwarantuje przyzwoite zarobki, możliwość awansu, szkoleń i przede wszystkim bezpieczeństwo. No to ludowcy, jak widać, wciskają swoich, gdzie tylko się da

— podkreśla dziennik.

Gdy na jaw wyszła sprawa zatrudnienia syna Stanisława Żelichowskiego, polityk uciął sprawę krótko:

Proszę Pana, mój syn jest dorosły, ja jestem dorosły, proszę sobie dzwonić do syna w tej sprawie, kłaniam się.

Brak Eugeniusza Kłopotka nadal pracuje w Elewarze. Polityk tłumaczy, że nie pomagał mu w załatwieniu pracy, a nawet nie wiedział, że Andrzej Kłopotek się o nią starał.

Mój brat odpowiada za kontraktację z rolnikami, a kto jak kto, ale on w terenie był dosyć znany, bo był radnym, posłem i teren miał obcykany. I jego zadaniem było przekonywać rolników do sprzedaży swoich płodów rolnych do firmy Elewarr. Prawdopodobnie decyzja na tak była dlatego, że znał teren. Muszę się jeszcze pochwalić, że brat obronił licencjat. On wtedy miał średnie i nie miał matury. Teraz zrobił maturę, licencjat, a ja namawiam go do pójścia za ciosem i zrobienie magisterki

— pękał z dumy Eugeniusz Kłopotek.

Nepotyzm nie jest też obcy ministrowi Markowi Sawickiemu. Teść jego syna jest zastępcą dyrektora Centralnej Biblioteki Rolniczej.

Fakt / mall

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych