Dr Chwedoruk: Kaczyński nie potrzebuje ani Ziobry ani Gowina. "Ziobro znalazł się pod ścianą". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Jacek Turczyk
PAP/Jacek Turczyk

Z dzisiejszej Konwencji wynika przede wszystkim perspektywa rozpadu Solidarnej Polski. Występ Jacka Kurskiego jasno pokazał, że w SP zaczęła zwyciężać strategia indywidualnego przetrwania. I to jest zdecydowanie sukcesem Jarosława Kaczyńskiego — mówi politolog oraz historyk myśli politycznej dr Rafał Chwedoruk w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił na Konwencji Zjednoczeniowej Organizacji i Środowisk Patriotycznych o „potrzebie zjednoczenia” prawicy. Bez rozliczeń i wypominania sobie błędów z przeszłości. Nie było się jednak za bardzo z kim jednać, z wyjątkiem Jacka Kurskiego. Zabrakło zarówno Jarosława Gowina jak i Zbigniewa Ziobry. Jaki sens miała więc ta Konwencja? I przede wszystkim: co z niej wynika?

Dr Rafał Chwedoruk: Z Konwencji wynika przede wszystkim perspektywa rozpadu Solidarnej Polski. Kierownictwo okrojonej obecnie do szkieletu formacji nie panuje nad swoimi politykami. Występ Jacka Kurskiego na Kongresie jasno pokazał, że w SP zaczęła zwyciężać strategia indywidualnego przetrwania. I to jest zdecydowanie sukcesem Jarosława Kaczyńskiego. Podobnie jak obecność na Kongresie Andrzeja Smirnowa, polityka związanego do niedawna z klubem PO. Natomiast jeśli chodzi o Ziobrę, to znalazł się pod ścianą. Czas zdecydowanie działa na jego niekorzyść. Im bliżej wyborów samorządowych oraz prezydenckich i parlamentarnych w 2015 r., tym mniejsze prawdopodobieństwo wynegocjowania przez niego jakiś korzyści. Można się spodziewać, że dynamika życia politycznego na jesieni, po wyborach samorządowych, w których poza PiS-em nie zaistnieje nikt na prawo od PO, sprawi, że Ziobro będzie miał jeszcze mniej atutów w ręku niż ma w tej chwili. Obecnie sprzyja mu pokłosie afery taśmowej. PiS chce przedstawić nowe przesłanie, nową jakość i nie jest gotowe poświęcić dalszej energii na rywalizację z takimi formacjami jak SP. Ziobro więc trochę przelicytował. W przypadku Gowina taka strategia opóźniania może mieć sens, ponieważ jego wartość nie wynika z popularności, ale z faktu, że był ministrem PO. Gowin może sobie pozwolić, by wziąć PiS na przeczekanie. Ziobro zdecydowanie nie.

Ziobro na spotkaniu z Kaczyńskim przedstawił wygórowane warunki. Nie to, zdaje się, zdecydowało jednak o tym, że do pojednania nie doszło. Miał zdecydować opór partyjnego aparatu PiS. Prezes nie potrafił narzucić swojej woli

Szczerze powiedziawszy, Kaczyński nie ma żadnych powodów, by spełnić oczekiwania Ziobry. Nawet powtórzenie casusu Marka Jurka byłoby bardzo trudne w przypadku lidera SP, choćby ze względu na to, że konflikt Marka Jurka z prezesem PiS-u miał podłoże ideowe. To był spór podszyty światopoglądowymi kwestiami. Natomiast spór Ziobry z Kaczyńskim był sporem stricte personalnym. Ziobro powtarzał: „PiS tak, Kaczyński nie”. Dlatego nie może być mowy o podmiotowości tego, co zostało z SP, także ze względu na emocje działaczy PiS-u. Moment, w którym SP i PJN rozstawały się z PiS-em, był momentem największego kryzysu w dziejach partii Jarosława Kaczyńskiego. Poczucia pewnej beznadziei. Po dwóch nieudanych kampaniach wyborczych, w 2010 i 2011 r. Wtedy w PiS-ie wokół Kaczyńskiego pozostali najwierniejsi. Ryzykowali istnienie na obrzeżach polityki. Nikt wtedy nie wiedział czy i kiedy partia wróci do władzy. Zwłaszcza na poziomie lokalnym wiązało się to z pewnym ostracyzmem. Każda partia, która w tej sytuacji lekceważyłaby nastroje działaczy, którzy mimo wszystkich przeciwności, pozostali jej wierni, podważałaby zaufanie do przywództwa. Na tym zaufaniu jest także zbudowana relacja PiS-u z wyborcami.

Jednocześnie słychać ze wszystkich stron, że PiS pilnie potrzebuje sojuszników, by mieć szanse w wyborach parlamentarnych w 2015 r. zdobyć te 40 proc., które pozwoliłyby mu samodzielnie rządzić. Że to była szansa na pozyskanie nowych ludzi. Tych 7 procent, które głosowały na Gowina i Ziobrę…

Tak naprawdę dla przyszłego wyniku wyborczego partii Jarosława Kaczyńskiego nie ma żadnego znaczenia, czy będą tam Ziobro czy Gowin. Wyniki jakie obie partie, SP oraz Polska Razem uzyskały w eurowyborach, mimo nadmiernej obecności Ziobry i Gowina w części mediów, były wyjątkowo słabe. W przypadku SP na tyle słabe, że nie pozwoliły jej przetrwać w charakterze partii. Co pokazuje, że tych brakujących PiS-owi do samodzielnego zwycięstwa w wyborach sejmowych 10 proc. na pewno nie przyniosą Ziobro z Gowinem. Moim zdaniem nie przyniosą nawet 5 proc. Jeśli ktoś nie jest w stanie uzbierać 5 proc. przy frekwencji poniżej 25 proc., jego wartość jest bliska zeru. PiS ma swój żelazny elektorat, dla którego nazwiska nie są żadnym wabikiem. Należy też pamiętać o tym, że spór PO z PiS-em to nie tylko zwyczajny spór wynikający z logiki rywalizacji politycznej. To spór o wiele głębszy. Nie ma między oboma partiami praktycznie żadnych migracji polityków. Między PiS-em a PO jest taki mur, że nawet Gowin nie będzie w stanie go sforsować. Nie przeciągnie wyborców PO do PiS-u. Nawet w bardziej liberalnym Krakowie. A w kwestiach gospodarczych lider Polski Razem jest bardzo odległy od PiS-u. Ziobro zaś w zasadzie głosił to co PiS. W sytuacji, kiedy jego wyborcy już otrzymali komunikat, że negocjuje z partią Kaczyńskiego, to już nie mają powodu, by głosować na SP.

Jeśli Kaczyński nie potrzebuje ani Gowina, ani Ziobry, to po co wyciągnął do nich rękę?

Moim zdaniem jest to takie doraźne działanie wizerunkowe związane ze zmianą klimatu politycznego po aferze taśmowej. Jeśli sobie spojrzymy na inne państwa, także w naszej części Europy, to tam nikt nie egzystuje w takie paranoi jak u nas, gdzie każdy cały czas musi się z kimś łączyć. Media wspierające PO ciągle pieją o podziałach na prawicy i na lewicy. To jest taka naturalna broń Platformy: „patrzcie, wszyscy wokół nas są podzieleni, tylko my jesteśmy zjednoczeni. Mamy w miarę stabilną koalicję”. A po drugiej stronie rozłam, Kaczyński, Gowin, narodowcy. Po lewej Kalisz, Palikot i jeszcze jakaś drobnica. Myślę, że PiS wypróbowuje obecnie nowy sposób odpowiedzi na to. Przez długi czas tą odpowiedzią było negowanie poważnego charakteru tych mniejszych partii. Wybory do PE zresztą potwierdziły tę diagnozę. Teraz stara się ich traktować jak partnerów. W rzeczywistości jednak, powtarzam jeszcze raz, ich nie potrzebuje. Dużo ważniejsze, w perspektywie wyborów samorządowych, a następnie parlamentarnych, będzie frekwencja. A nie czy Ziobro zostanie Senatorem w Podkarpackim czy Małopolskim.

Rozmawiała Aleksandra Rybińska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych