Jestem wściekły na tych, którzy spowodowali, że słowa, które były przeznaczone tylko i wyłącznie dla Jacka Rostowskiego zostały wyniesione na zewnątrz i mogły powodować zgorszenie

— przyznał Radosław Sikorski.

Patrzcie państwo, podli kelnerzy nie dość, że podstępnie nagrali, spisali cyrylicą, to jeszcze wcześniej nafaszerowali nam polityków paskudnym żarciem, przez co ci, wbrew swojej woli, klęli jak szewcy (Przepraszam wszystkich przyzwoitych szewców).

Na tym jednak nie kończy się bezczelność warszawskich kelnerów.

Kelner nas trochę podszedł. Wino okazało się za drogie, dlatego za nie zapłaciłem

-– wyjaśnił Sikorski.

Skoro za nagrania odpowiedzialna jest szajka kelnerów, jak rozbrajająco utrzymuje rząd, to powiedziałabym, że kelner ich podszedł nie tylko trochę i nie jeden. Musiał podejść bardzo, bo szef MSZ przyznał, że wybór padł na tę, a nie inną restaurację, ponieważ: „jest bardzo dobrze chroniona jeśli chodzi podsłuchy. Stąd też jest taka droga” — wciąż pogrążał się i pogrążał Sikorski. Toć to już były solidne podchody!

Z jakiegoś powodu Sikorski postanowił jednak pogrążyć się tak, żeby już nie wypłynąć na powierzchnię:

W MSZ wydajemy 12 milionów złotych rocznie na rozmowy przy posiłkach o polityce zagranicznej. Standard dyplomacji jest dosyć wysoki

— bez cienia skrępowania ujawnił szef dyplomacji.

Czyli wychodzi na to, że w MSZ przejadają milion złotych miesięcznie, a minister uważa, że to powód do dumy. Tymczasem rządowi jakoś ciężko było wyskrobać 400 złotych miesięcznie podwyżki dla rodziców niepełnosprawnych dzieci.

Przecież nie można dyplomatołkom odejmować od ust ośmiorniczek, które teraz zresztą pewnie odbijają się jednemu z drugim niezłą czkawką.

Ech, upał pomieszał biedakowi zmysły. A może to ci kelnerzy?