W sprawie tzw. jednoczenia prawicy PiS się pogubił. Wygrywa doraźna chytrość partyjnego aparatu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Tomasz Gzell
fot. PAP/Tomasz Gzell

Ostatnimi czasy broniłem taktyki PiS w stosunku do rządu Tuska jako zasadniczo racjonalnej. To naturalne, że partia opozycja zgłasza wniosek o votum nieufności dla celów czysto demonstracyjnych. Nie jest też żadną kompromitacją głównej partii opozycyjnej, że nie jest w stanie rządu wywrócić. Jarosław Kaczyński zdawał się patrzeć do przodu. Zamiast zajmować się jałowymi rokowaniami z Millerem i Palikotem, zapowiedział integrację prawicy. Jak znalazł na wybory 2015.

To on ogłosił szumnie szybkie zjednoczenie, łącznie ze zwołanym zawczasu kongresem. Recepta była prosta: przyprzeć do muru mniejszych graczy i skłonić ich do wspólnych deklaracji. Okazało się jednak, że w tej sprawie PiS zdolny jest do przewracania się o własną nogę.

Od początku było to uwikłane w sprzeczność. Jak  to wyglądało w stosunku do Zbigniewa Ziobry? Owszem na spotkaniu z Kaczyńskim przedstawił on wygórowane warunki. Np. wizja wzięcia sobie czwartego miejsca na wszystkich listach do Sejmu groziło zmasowaną kampanią w Radiu Maryja pod hasłem „poprzyj czwartego”. Prezes PiS miał prawo te warunki odrzucić.

On jednak zrobił coś więcej. Wbrew własnej zapowiedzi więcej się do Ziobry nie odezwał. Nie podjął choćby próby negocjacji. I to można by jednak wytłumaczyć brutalnym scenariuszem. Zaprosić na sobotę szeregowych posłów Solidarnej Polski i w ten sposób swoisty sposób okrążyć ich lidera. Cokolwiek to ryzykowne, na pewno gangsterskie, ale w polityce się zdarza. Byłby to odwet za rozbicie klubu PiS na początku tej kadencji.

Ale do tego scenariusza potrzebne byłoby coś jeszcze – sobotni kongres powinien się udać. A żeby się udał, warto by się na nim jednak było połączyć z kimś innym, stosunkowo znanym. Jarosław Gowin był tu kandydatem idealnym.

Tymczasem prezes PiS także z nim spróbował w ostatniej chwili, po serii atłasowych spotkań, rozmawiać z pozycji siły. Co najgorsze zakwestionował własne wcześniejsze ustalenia, co szczególnie rozwścieczyło Gowina. Uzasadnienie podawał jedno: opór własnej partii. Wygrała logika aparatu, który nie jest w stanie dopuścić większej liczby ludzi z zewnątrz na listy, zwłaszcza w wyborach samorządowych.

W efekcie na sobotnim kongresie PiS będzie się jednoczył z PiS. No może za paroma politykami Solidarnej Polski, np. z marzącym o powrocie do polityki Jackiem Kurskim. Efekt wizerunkowy żaden, a przecież to o niego chodziło.

Zwolennicy PiS prezesowi jak zwykle przyklasną, ale to był pomysł na pozyskanie nowych ludzi. Tych 7 procent, które głosowały na Gowina i Ziobrę, a w szerszym sensie tych wszystkich, którzy są potrzebni do stworzenia samodzielnej większości w przyszłym Sejmie lub przynajmniej stabilnej większości z Korwin-Mikkem (potrzeba dociągnięcia do 40 procent).

Odrzucam pogląd, że PiS zyska, bo przedstawi teraz swoich partnerów jako warchołów, którzy odrzucili rękę wyciągniętą do zgody. To jest wersja dobra dla twardego elektoratu PiS. Przecież od wielu dni mainstreamowe media i politycy innych partii głosili, że z porozumienia nic nie będzie, bo Kaczyński jest jak zwykle apodyktyczny i kłótliwy. Ci, co na Kaczyńskiego do tej pory nie głosowali, łykną teraz ten stereotyp. Nie pomoże fakt, że prawicowi komentatorzy będą się upajali rytualną moralną wyższością.

A co najciekawsze rzecz cała wcale nie musi być produktem brutalności Kaczyńskiego. Owszem chciał on przyprzeć do muru Ziobrę, ale już niekoniecznie Gowina. Jeszcze tydzień temu z pełnym przekonaniem zgłaszał hojne obietnice, bo wie, że najważniejsze dla niego są wygrane wybory.

Dlaczego więc zmienił zdanie? Wersja najpopularniejsza mówi, że ugiął się wobec oporu partyjnego aparatu. Na posiedzeniu zarządu PiS, w którym biorą udział szefowie regionów, doszło nieomal do buntu. Fatalnie przysłużyło się temu przedwczesne ujawnienie warunków umowy z Ziobrą i Gowinem, zwłaszcza osławionej już proporcji 32:4:3, opartej na wynikach wyborów europejskich. Kaczyński, zawsze liczący się z opinią aparatu, ustąpił.

Mówi się, że data 12 lipca nie jest ostateczna, że do rozmów wszystkie strony wrócą. Powtarzają to nieoficjalnie zwłaszcza politycy PiS, a Gowin też jest nie od tego. Możliwe, nie wykluczałbym nawet cudu jeszcze przed sobotą. Ale jest to mniej prawdopodobne niż zawarcie takich umów z rozpędu. Już pojawiły się wzajemne polemiki, one szybko zmienią się w ataki. Rozmawiać będzie jeszcze trudniej.

Tymczasem Kaczyński potrzebuje Gowina, a może nawet bardziej Ziobry, także z innego powodu niż tylko nadzieja na premię za jedność. Oto przed wyborami parlamentarnymi będą prezydenckie. Kaczyński upiera się, że nie wystartuje. Padają różne nazwiska, min. Prof. Zdzisława Krasnodębskiego, ale nie są  to kandydaci bardzo mocni.

Ziobro, a być może i Gowin (którzy podejmą teraz ścisłą współpracę w Sejmie) zapewne wystartują. Ich w takiej sytuacji nie najgorsze wyniki to będzie niezłe wiano w następujących za kilka miesięcy wyborach parlamentarnych. I PiS-owi znowu zabraknie paru procent. Znowu będą tyrady o zdrajcach, zamiast refleksji nad własną taktyką. Przecież to egoizm partyjnego aparatu oddala cele istotniejsze.

Nie twierdzę, że Kaczyński nie ma w tej sprawie żadnych racji. Jego nieufność wobec ambicji Ziobry do budowania w przyszłym Sejmie własnego klubu jest uzasadniona. Twierdzę też, że partyjne szyldy Solidarnej Polski i Polski Razem to anachronizm. Tyle że wiedzą to już Ziobro i Gowin (ten pierwszy godził się nawet na zesłanie do Senatu). Można im było pomóc w podjęciu stosownych decyzji teraz – za stosunkowo małą cenę.

Na razie czeka nas jednoczenie z Kurskim i z szefem klubów Gazety Polskiej, które zrzeszają samych zwolenników PiS. A mogło być dużo bardziej sensownie. Już w tę sobotę. A może jeszcze będzie? Cuda się zdarzają.

I proszę nie odpowiadać mi, że Ziobro i Gowin to drobinki z którymi nie warto rozmawiać. Jeśli przyjmiemy taki punkt widzenia, rzeczywiście nie należało rozmawiać., zwłaszcza z secesjonistami z SP Ale rozmawiać po to żeby nic nie ugrać, to strzelić sobie w stopę.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych