O demonstracji pod domem Tuska: wojewoda nie dość, że złamał konstytucję, to jeszcze miał pretensję do policji, o to że nie pałowała!

fot. solidarni2010
fot. solidarni2010

Niecałe dwa tygodnie temu w Sopocie przy Skwerze Andrzeja Grubby pod kamienicą, w której znajduje się mieszkanie premiera Donalda Tuska miała odbyć się demonstracja przeciwko polityce rządu.

Organizował ją trójmiejski oddział Stowarzyszenia „Koliber”. W jego skład wchodzą głównie młodzi ludzie, sympatyzujący z PiS-em i Kongresem Nowej Prawicy. 3 dni wcześniej, czyli zgodnie z ustawowym terminem,  na biurko Prezydenta Miasta Sopotu Jacka Karnowskiego wpłynął wniosek o „o zamiarze zorganizowania zgromadzenia publicznego”.

Generalnie tego typu pisma są zwykła formalnością, ponieważ prawo do zgromadzeń jest jedną z podstawowych wartości państwa demokratycznego, zagwarantowane w Ustawie Zasadniczej, czyli Konstytucji. Jest tylko jeden poważny powód, kiedy władze samorządowe mogą odmówić zgody na demonstracje. W sytuacji, gdy odbycie zgromadzenia „może zagrażać zdrowiu lub życiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach”.

W tym przypadku zagrożenie takie nie istniało, ponieważ jak zwykli mieszkańcy wraz z grupą studentów są w stanie zagrozić życiu lub zdrowiu ludzi oraz mieniu w znacznych rozmiarach. Jednak prezydent Jacek Karnowski uznał inaczej, a mianowicie, jak sformułował to w uzasadnieniu odmowy „… iż spotkanie w określonych godzinach, w dniu wolnym od pracy przy skwerze im. Andrzeja Grubby może zakłócać spokój, porządek publiczny oraz odpoczynek mieszkańców”, jednocześnie stwarzając „zagrożenie życia lub zdrowia obywateli albo mieniu w znacznych rozmiarach”. Odwołanie od decyzji do wojewody pomorskiego Ryszarda Stachurskiego też nic nie dało, albowiem utrzymał on w mocy postanowienie Prezydenta Miasta Sopotu.

W tej sytuacji Stowarzyszenie „Koliber” oficjalnie zrezygnowało z demonstracji (zresztą zupełnie nie potrzebnie, choć z drugiej strony widać w odróżnieniu od prezydenta Jacka Karnowskiego rozumieją poszanowanie dla prawa), ale kilkadziesiąt osób w ramach tzw. „protestu obywatelskiego” zjawiło się na skwerze pod domem premiera. Wygłoszono przemówienie, skandowano hasła, by po 40 minutach rozejść się do domów w pokoju.

Policja w zasadzie nie interweniowała, poza dyskretnym i należy dodać grzecznym spełnieniem obowiązku wylegitymowania jednego z organizatorów zgromadzenia. Jednak to nie koniec. Wojewoda pomorski, nawiasem mówiąc były działacz PZPR-u obecnie w Platformie Obywatelskiej, zwrócił się ze skargą do Ministra Spraw Wewnętrznych na „bierne działania policji”.

Tak więc czerwony ex-aparatczyk nie dość, że złamał Konstytucję nie uchylając zakazu demonstracji wydanego przez Prezydenta Miasta Sopotu, to jeszcze miał pretensję do policji, o to że nie pałowała! Bo jak inaczej rozumieć słowa wojewody, że „działała zbyt biernie”?

Na domiar złego dla tandemu Karnowski-Stachurski w ostatni wtorek sąd uznał za niezgodną z prawem decyzję zakazującą manifestacji antyrządowej pod domem premiera Donalda Tuska w Sopocie. Od rozstrzygnięcia przysługuje co prawda odwołanie do Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale nikt nie sądzi, by wojewoda pomorski chciał, to zrobić. Sprawa jest przecież jasna jak słońce. Panowie łamią sobie Konstytucje jak chcą, byle nie podpaść swojemu szefowi.

CZYTAJ WIĘCEJ: A jednak można protestować pod domem Tuska! Sąd znosi decyzję prezydenta Karnowskiego

Choć sprawa w żadnej mierze nie dorównuje wadze „afery taśmowej”, to jednak pokazuje dobitnie demokratyczne standardy władzy Platformy Obywatelskiej w terenie.

Zwracam się z apelem do twórców następnych tego typu inicjatyw, by w razie odmowy władz nie rezygnowali z przedsięwzięcia, bo tylko w ten sposób może coś dotrzeć do głów ludzi, którzy zawłaszczyli sobie kraj od Tatr do Bałtyku. W tym przypadku dosłownie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych