Operacja „władzy nie oddamy” rozpoczęta: radni PO znienacka zmienili granice okręgów wyborczych. UJAWNIAMY kulisy „nocnej zmiany” w Warszawie

fot. Jerzy Wiktor
fot. Jerzy Wiktor

Może być tak, że w wielu miejscach Polski samorządy podejmują teoretycznie nic nie znaczące uchwały, które nieznacznie zmieniają granice okręgów, czy ilość mandatów, a tak na prawdę jest to robione po to, żeby partia rządząca utrzymała się u władzy

— mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Maciej Wąsik, warszawski radny PiS, b. wiceszef CBA.

wPolityce.pl: Zdominowana przez PO Rada Warszawy, znienacka, późno w nocy, przegłosowała zmianę granic samorządowych okręgów wyborczych w 12 dzielnicach. Jakie były okoliczności tej „nocnej zmiany”?

Maciej Wąsik, warszawski radny PiS, b. wiceszef CBA: Te uchwały były tzw. wrzutką. Nie przechodziły normalną drogą przez komisje, nie były znane radnym na co najmniej tydzień przed sesją. Zostały wrzucone w ostatnim momencie, a będą miały wpływ na wynik jesiennych wyborów samorządowych.

Ratusz i działacze PO zaprzeczają temu. Ponoć zmiany są kosmetyczne i nieistotne…

To nieprawda. Podam przykład. W Wilanowie zrobiono cztery okręgi wyborcze. Dotychczas były dwa, była propozycja, żeby powstały trzy, ale wprowadzono cztery. Po przeliczeniu wyników jakie uzyskały w 2010 r. PO, PiS i inne ugrupowania na cztery okręgi wyborcze, tak jak to zaplanowała Platforma, partia ta uzyskuje bezwzględną przewagę w radzie, której dotychczas nie miała. Czyli są to zmiany, które np. w Wilanowie będą promowały partię, która tam wygra. A najprawdopodobniej wygra tam PO, bo Wilanów jest dzielnicą Platformy.

Czy nie kojarzy się to z realizacją programu, o którym mówił szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz w rozmowie z prezesem NBP Markiem Belką, że trzeba zrobić wszystko, żeby PiS nie wygrał?

Takie skojarzenie jest oczywiste. To co stało się w Warszawie jest działaniem w myśl zasady, że trzeba zrobić wszystko, żeby Platforma utrzymała się u władzy. Powiem jeszcze jedną rzecz niezwykle ciekawą. Zmianę wilanowską, poprawkę do uchwały, wprowadził syn szefa Państwowej Komisji Wyborczej – radny PO Lech Jaworski. To jest taki smaczek, ale niezwykle istotny. Bo nie wiadomo, czy ktokolwiek odważy się podważyć uchwałę, której autorem jest syn szefa PKW. Ma to znaczący kontekst, który jednoznacznie kojarzy mi się z postanowieniem działaczy Platformy, które słychać ewidentnie na taśmach ujawnionych przez „Wprost”, że trzeba zrobić wszystko, żeby PiS nie wygrał. Że trzeba zrobić cyrk, trzeba nawet pożyczyć pieniądze od NBP, po to żeby w roku wyborczym było w kraju dostatniej, oczywiście na kredyt. No i także trzeba zrobić wszystko, żeby okręgi wyborcze były tak skonstruowane, żeby promowały Platformę.

Czy samorządy są do końca władne, żeby zmieniać granice okręgów wyborczych? Czy można w tej sprawie odwołać się do PKW bądź Krajowego Biura Wyborczego?

Zmiana granic okręgów jest zadaniem zleconym samorządom. Komisarz wyborczy może ingerować np. w przypadku jeżeli okręgi mają tyle samo mandatów a zachodzi duża dysproporcja w ilości mieszkańców, co byłoby grubymi nićmi szyte. Wtedy KBW powinna podważyć uchwałę samorządu i wydać własne zarządzenie dotyczące podziału okręgów. Ale samorządy mają pewną autonomię – mogą decydować czy okręgi mają być duże czy małe. W tym przypadku działacze Platformy ewidentnie to wykorzystali i za pomocą „nocnej zmiany” sprawili, że na pewno dużo łatwiej będzie im rządzić w dzielnicy Wilanów.

Czy tego typu operacje mogą być przed wyborami samorządowymi przeprowadzone w całej Polsce?

Jest to możliwe do 21 sierpnia, kiedy upłynie termin wprowadzania zmian w okręgach i obwodach wyborczych.

Czy sądzi pan, że warszawska „nocna zmiana” może być gdzieś powtórzona, albo przeprowadzona w Polsce na dużą skalę, żeby przygotować dla PO grunt przed wyborami samorządowymi?

Taka akcja może być cały czas prowadzona, tylko jest o tym cicho. W Warszawie było 12 zmian, najgłębsze, najbardziej korzystne dla PO – w Wilanowie. Nie wiem jak jest w innych częściach kraju. Może być tak, że w wielu miejscach Polski samorządy podejmują teoretycznie nic nie znaczące uchwały, które nieznacznie zmieniają granice okręgów, czy ilość mandatów, a tak na prawdę jest to robione po to, żeby partia rządząca utrzymała się u władzy.

Czy można mówić o samorządowym zamachu stanu?

O zamachu stanu – nie. Ale jest to quasi-autorytarne posunięcie i wykorzystywanie władzy. Nie spotkałem się wcześniej z takimi metodami, nawet jak rządziło SLD.

Rozmawiał Jerzy Kubrak

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.