Alfabet Szczerego Przywódcy: P jak Pitera Julia, Platforma Obywatelska, Protasiewicz Jacek

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Znany bloger Seaman przedstawia kolejny odcinek „Alfabetu Szczerego Przywódcy”. Dziś hasła rozpoczynające się na literę P.

Pitera Julia

Paweł mówi, że ona może zagrać z marszu i bez żadnej charakteryzacji siostrę Ratched w tym filmie z Jackiem Nicholsonem. Albo niemiecką guwernantkę w jakiejś francuskiej komedii. I mnie się tak wydaje, że ona ma osobowość na miarę tych postaci.

Ale Julia jest także częścią mojego większego planu efektywnego zarządzania, a jest to plan rewolucyjny i już wkrótce będzie klasyką w światowej politologii. Mało kto podjął temat, kiedy zrobiłem Julię przewodniczącą sejmowej komisji administracji i cyfryzacji, a to w ramach opracowanej przez nas strategii personalnej: „Każdemu to, na czym się mniej zna”. Metoda działa bezbłędnie jak szwajcarski zegarek Sławka. I dalej według tego kryterium – politolog na infrastrukturę, kulturoznawca na informatyzację, archeolog na skarb państwa, a Paweł  na wszystko.

Dzisiaj psy wieszają na Piterze, ale ona zrobiła wielką robotę jako ten pełnomocnik od korupcji. Daj spokój – mówię do Pawła, który za nią nie przepada – ty byś spróbował przez cztery lata walczyć z korupcją, ale tak, żeby nikomu się nie narazić z biznesu, a nawet ich przekonać do naszej tarczy antykorupcyjnej, to inaczej byś ją dzisiaj oceniał. Naprawdę, Julia była atakowana jak mało kto, a już tego raportu o korupcji, to po mistrzowsku  nie dała sobie wydrzeć opozycji. Należy jej się ten Parlament Europejski, jak rzadko komu z naszej ekipy.

Plan Konsolidacji i Rozwoju Finansów Publicznych

Patrz hasło: jesienna ofensywa legislacyjna

Platforma Obywatelska

Gromek przyjechał do mnie tak jakoś latem 2000 chyba, bo haratałem akurat w gałę plażową, jak mnie znaleźli, z Pawłem i drugim kolegą, także z resortu. Obaj mieli zafrasowane miny, bo Mumia Wolności więdła w oczach i nie bardzo było wiadomo co dalej z tym truchłem robić. A w dodatku Bronek z Tadkiem upierali się przy tych swoich starożytnych koncepcjach, nie szło ich przekonać, że nowe czasy idą, polityka ustępuje postpolityce, a pijar wypiera program. Dzisiaj to oczywistość, ale wtedy byliśmy pionierami nowego na scenie politycznej i osamotnieni, jak nie przymierzając Piętaszek na bezludnej wyspie albo ten cały Robin Hood w Lesie Birnamskim.

I Gromek mówi wtedy do mnie, że ma fajny pomysł i ja bym się im nadał. Bardzo ich ujął wtedy mój bon mot o klasie próżniaczej i w ogóle chwalili mnie, że mam predyspozycje, gdyż nie posiadam wrodzonych przesądów ani żadnych zabobonów na tle moralnościowym, jak te Kaczory. Pierwotny plan był taki, że zdobywamy władzę w Mumii i reformujemy ją do spodu, że kamień na kamieniu nie zostaje, ale po namyśle doszliśmy do wniosku, że te narcyzy z biografiami wrzask podniosą na cały kraj, więc z tego wariantu musieliśmy zrezygnować.

Przeszliśmy więc do wariantu zapasowego, że Gromek z resortowymi kolegami jeżdżą po całej Polsce i zdobywają nam sympatyków wśród swoich znajomych z dawnych czasów, których prowadzili, ale także z tych, którzy ich prowadzili. Ten plan nam wypalił, bo jak się okazuje, większość ludzi liczących się w biznesie, polityce i mediach była prowadzona lub ewentualnie są dziećmi prowadzących. Taka specyfika polskiej sceny politycznej, politologiczna ciekawostka. No więc Gromek et consortes odbyli niezliczoną ilość spotkań i narodził się nasz spontaniczny ruch obywatelski w opozycji do demokracji partyjnej. Partiami wówczas się brzydziliśmy, niedobrze się nam robiło na samą myśl o partiach, z tym ich partyjniackim zawłaszczaniem państwa i w ogóle. Jednak zbudowanie solidnej partii w końcu okazało się konieczne, żeby jakoś uporządkować te demokratyczne struktury. Bowiem w ruchu społecznym każdy chciał rządzić, robić nie było komu, a fundusze społeczne gdzieś znikały jak kamfora. Tak powstała nasza partia obywatelska, z której programu narodziła się idea obywatelskiej demokracji sterowanej, a ta stworzyła zieloną wyspę na mapie Europy oraz pomniejsze wynalazki, jak ustawowa przejezdność autostrad lub reformy małe w kroku.

Płaszczyzny inteligentnego rozwoju

Patrz hasło: jesienna ofensywa legislacyjna

Polityka miłości

To nie jest takie proste hasło, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. To jest skomplikowana materia politologiczno-psychologiczna. Owszem, ja zaproponowałem, żeby zamiast politycznych wojen uprawiać politykę miłości; zamiast podejrzliwości stosować zaufanie. Ale znacie takie powiedzenie, że dla wrogów wolności nie ma wolności? A dla wrogów miłości też nie ma miłości ani nawet zmiłowania nie ma! Dlaczego miałoby by być inaczej niż w przypadku wolności? To jest powód i uzasadnienie, że tuż po proklamowaniu polityki miłości mogłem do opozycji mówić w Sejmie, iż wyginą jak dinozaury, jeśli nie zagłosują zgodnie z moim rządem. Bo kto nie popiera rządów obywatelskich, ten jest faszystą, a kto się sprzeciwia związkom partnerskim, ten jest przeciwnikiem miłości. Chyba logiczne aż do bólu, prawda? Kto zaskarża ustawy obywatelskiego rządu, ten jest wrogiem demokracji. A PiS, który uprawia permanentnie wszystkie powyższe praktyki, staje się wrogiem legalnie wybranego w demokratycznych wyborach rządu, a dla wrogów demokracji nie ma demokracji. Co należało udowodnić. Aha, bym zapomniał - Paweł mi podpowiada, że kto jest za finansowaniem partii politycznych z budżetu państwa, ten jest złodziejem!

Polskość to nienormalność

Po pierwsze w kwestii formalnej - nigdy nie powiedziałem, że polskość to nienormalność, ja tylko  to napisałem i  tak dawno, że już nie pamiętam dokładnie o co chodziło. Ale na pewno nie chodziło mi wtedy o polskość samą w sobie, czyli o pojęcie strukturalnie obiektywne, lecz o relatywną polskość we mnie, jako jednostce samotnej geopolitycznie i w sensie wyalienowania z korzeni zapuszczonych w obcym środowisku naturalnym, jakim był Danzig przed wojną i Sopot po wojnie. Bo to są dwie różne rzeczy. Weźcie choćby mojego dziadka, który był Polakiem z zamiłowania, chociaż po polsku nie mówił, bo gdzie się miał nauczyć, skoro w domu i w szkole mówili w obcych językach? I czy to jest normalność, taka sprzeczność pomiędzy umiłowaniem polskości, a koniecznością historyczną, że przy dziecku mówiło się po niemiecku? Kiedyś, przy okazji Świąt Wielkanocnych byłem indagowany o zwyczaje świąteczne w moim domu i ujawniłem, że kolędy śpiewamy także po niemiecku. Jaki krzyk się podniósł w kraju, a przecież to prosta konsekwencja wdrażania unijnej polityki równościowej – refren śpiewamy po polsku, reszta po niemiecku albo na odwrót. Teraz sprawa jeszcze bardziej się skomplikowała, bo żona uczy się angielskiego i też nie można Brytyjczyków w kolędach dyskryminować, chociaż Cameron to świnia. Tkwię więc  w tej polskiej nienormalności niczym rozdarta sosna, którą tak pięknie opisał Mickiewicz w cudownym wierszu „Góralu czy ci nie żal” – jednym korzeniem w staropolskiej ziemi gdańskiej, a drugim w języku Goethego, który mój dziadek wyssał z mlekiem matki, dzieckiem będąc w kolebce.

Program Polska 2030

Patrz hasło: jesienna ofensywa legislacyjna

Protasiewicz Jacek

No, co tu dużo mówić, nikt się nie spodziewał, że Jacek jest antyfaszystą jaskiniowym. Wszyscy wiedzieliśmy, że za Niemcami nie przepada, a jednak kto by pomyślał, że to tak daleko u niego zaszło? Owszem, ostatnio był dość markotny i na wspomnienie Angeli krzywił się jak po zgniłym korniszonie, jednak mimo wszystko, wszyscy myśleliśmy, że to tylko grymas albo tik nerwowy. Ale tam, we Frankfurcie  to numer wywinął, że daj Boże zdrowie, nawet starożytni Rzymianie z ich germanofobią wydają się harcerzykami przy naszym Protasiewiczu. Wykonał taki spektakularny coming out z tymi celnikami we Frankfurcie, że Angela  w pierwszej chwili zamieniła się w słup soli, kiedy go zobaczyła w akcji na lotnisku. A proszę mi wierzyć, to jest naprawdę sztuka nie lada, żeby Angeli odebrać głos na dłużej niż pięć sekund. A zaraz potem mnie zapytała, czy to prawda, że ten człowiek jest szefem naszej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. No, to jakie ja mogłem mieć wyjście dla Jacka w tej sytuacji?

On jest bardzo zasłużony dla partii, zwłaszcza zaimponował postawą podczas kryzysu wałbrzyskiego. Kiedy po rozwiązaniu naszych dolnośląskich struktur powiedział, że to dowód, iż mamy najwyższe standardy etyczne, to kulaliśmy się z Pawłem ze śmiechu po podłodze. Spłakałem się wtedy jak przysłowiowy borsuk w jamie.

Szkoda go, bo dobrze nam ten Protasiewicz rósł, porządek zrobił ze Schetyną w jego mateczniku, a to duża rzecz. Wybory też cudnie usta…tfu, co ja piszę…organizował…oczywiście, że organizował. Zapowiadał się na prawdziwego mistrza demokracji sterowanej, aż tu nagle wyskoczył z tym Heil Hitler, jak nie przymierzając diabeł z pudełka. Paweł to się jeszcze boi, co może wyjść z tych taśm, jeśli jego też w jakiejś knajpie podsłuchali. Aż mi się zimno robi, jak pomyślę, co on mógł po pijaku wygadywać o Niemcach, a szczególnie o Angeli. A jak chłop do tego stopnia odleciał w niemieckim samolocie, to można sobie wyobrazić, jak on potrafi odlecieć w polskim lokalu z nieograniczonym wyszynkiem!

Seaman

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.