Tygodnik "Wprost" mimowolnie naprowadził śledczych na trop swoich informatorów?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.warsawfoodie.pl
fot.warsawfoodie.pl

Dwaj kelnerzy z warszawskich restauracji obciążają Marka Falentę, że ich namówił do nagrywania gości. Podsłuchy, których jest więcej, niż ma prokuratura, miały mu pomóc w interesach. Nie były do publikacji – twierdzi Gazeta Wyborcza.

Jak informuje dziennik z notatek kelnera, który zakładał podsłuchy wynika, że nagrań jest znacznie więcej, niż ma prokuratura. Według dziennikarzy GW na trop „grupy nagrywającej władzę” wpadł jeden z czterech prokuratorów prowadzących śledztwo. Jej wykrycie miał ułatwić sam tygodnik „Wprost” - mimo że wcześniej odmówił udostępnienia nagrań prokuraturze i ABW. Argumentował - jak się okazuje, słusznie - że może być w nich ślad chronionego tajemnicą dziennikarską źródła. Rzecz w tym, że redakcja, broniąc się przed zarzutem manipulacji treścią rozmów, ostatecznie opublikowała w internecie całość nagrania rozmowy szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką

Ponoć odsłuchując to nagranie na stronie „Wprost”, prokurator wychwycił, że podsłuch uruchamia ktoś z obsługi.

Wezwani na przesłuchanie Belka i Sienkiewicz zgodnie zeznali, że jedynym człowiekiem, który ich obsługiwał w restauracji Sowa & Przyjaciele, był Łukasz N. – twierdzi Gazeta Wyborcza.

ansa/GW

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych