Czarnecki: "Będę trzymał kciuki za wszystkich Polaków, którzy ubiegają się o stanowiska w strukturach PE. Od Anny Fotygi po kolegów z PO." NASZ WYWIAD

fot.wPolityce/ansa
fot.wPolityce/ansa

wPolityce.pl: - Panie pośle - a właściwie panie przewodniczący – proszę powiedzieć szczerze, czy funkcja wiceszefa Parlamentu Europejskiego to stanowisko bardziej reprezentacyjne, czy też takie, które umożliwia realny wpływ na politykę?

Ryszard Czarnecki, nowy wiceprzewodniczący PE, PiS: - Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego wraz z przewodniczącym ustalają zakres spraw, którymi zajmuje się europarlament. Decydują, które tematy wchodzą pod obrady, a które nie, jak długo mają trwać debaty, kogo należy zaprosić w charakterze gościa. Dlatego jest to funkcja ważna. Aczkolwiek, jak to w życiu bywa, to czy daną funkcję wykorzysta się w stu procentach, czy tylko w kilku, zależy nie tylko od kwestii formalnego usytuowania w prezydium parlamentu, ale też od osobowości danego człowieka. Jeżeli ktoś jest pracowity, ma już wiedzę i doświadczenie i wie jak należy rozgrywać w Parlamencie Europejskim, to ma szansę być efektywny.

Jeżeli zaś ktoś jest trusią, która zawsze cicho siedzi w kątku i głosu nie zabiera, to pewnie z niego wiele pożytku nie będzie.

Dla pana poprzednika – myślę o Jacku Protasiewiczu – prezydiowanie nie skończyło się dobrze. Nie miał pan obaw, że ta funkcja przynosi pecha, że może pan zaliczyć podobną wpadkę?

Przypomnę, że jestem szóstym wiceprzewodniczącym z Polski. Osoby, które pełniły tę funkcję wcześniej – pan Saryusz-Wolski, Bielan, Onyszkiewicz – nie mieli takich skandali w życiorysie parlamentarnym, jak pan Protasiewicz.

Szefem Parlamentu Europejskiego został Martin Schultz, lider niemieckiej lewicy. Nie obawia się Pan, że wasza współpraca, ze względu na duże różnice ideologiczne nie będzie układać się harmonijnie?

Martin Schultz uzyskał demokratyczny mandat w Niemczech i od Parlamentu Europejskiego. Polityka to nie jest wizyta w restauracji, gdzie z menu wybieramy sobie takie danie, jakie chcemy. Polityka to obszar, w którym zależymy od decyzji wyborców. Wiem, że Martin Schultz ma poglądy zupełnie inne niż ja, ale na tym polega współpraca w prezydium, żeby ludzie o różnych poglądach, z różnych partii i z różnych krajów jakiś konsensus mogli osiągnąć.

Wcześniej panowie mieli już jakieś bliższe kontakty? Znacie się osobiście?

Znam Martina Schultza od 10 lat. Jesteśmy od siebie bardzo różni w sensie politycznym ale nie jesteśmy dla siebie no-name’ami. To może ułatwić współpracę.

Koalicja PO-PSL bardzo się chwali, że dostała gwarancje obsadzenia przewodniczących trzech ważnych komisji europejskich: energetycznej, konstytucyjnej i rolnictwa. Czy pan też uważa te stanowiska za istotne?

Formalnie skład komisji i ich prezydiów zostanie potwierdzony w poniedziałek 7 lipca. Ja mogę tylko powiedzieć, że będę trzymał kciuki za wszystkich Polaków, którzy będą się ubiegać o stanowiska w strukturach PE - od Anny Fotygi, która ma być przewodniczącą podkomisji zajmującej się bezpieczeństwem i obroną, przez Tomasza Porębę, który ma być wiceprzewodniczącym komisji transportu i turystyki, aż po koleżanki i kolegów z Platformy. Za nich też, ponieważ uważam, że zawsze trzeba głosować na Polaków i zawsze sam na nich głosowałem. Nawet jeśli się z nimi bardzo różniłem politycznie i ideologicznie. Tak jak z prof. Geremkiem. Mimo tych różnic głosowałem na niego, jako na szefa PE. Potem na Jerzego Buzka. Głosowałem też na kandydatów na stanowiska wiceszefów PE - na Onyszkiewicza, Siwca, Bielana, Saryusza-Wolskiego, wreszcie Protasiewicza. Uważam, że to jest normą, że Polacy głosują na Polaków. Dowiedziałem się co prawda, że część posłów PO nie głosowała na mnie. Ale to już oni będą się tłumaczyć swoim wyborcom…

A wracając do rozdzielnika komisji. Energetyczna i rolnictwa wydają się rzeczywiście ważne z punktu widzenia interesów Polski. Czy dzięki nominacjom Polaków sprawy dotyczące ograniczeń emisji dwutlenku węgla czy kolejnych dotacji rolniczych mogą być korzystniej dla Polski rozstrzygane?

Mogę tylko powtórzyć, że będę popierać wszystkie polskie kandydatury. I każdy szef komisji z Polski może liczyć na moje wsparcie, jako wiceprzewodniczącego PE.

Pojawia się opinia, że w związku z tym, że tak łaskawie spojrzano na polską delegację przy obsadzie komisji, może być nam trudniej, gdy przyjdzie do podziału tek komisarzy. Podziela pan te obawy? Czy też obie sprawy nie mają ze sobą związku?

Życie pokaże. Chciałbym wierzyć premierowi Tuskowi i jego ludziom, którzy obiecywali złote góry. Przypomnę, że przez długie miesiące politycy PO powtarzali, że Donald Tusk będzie szefem Komisji Europejskiej. Potem Jacek Protasiewicz, wówczas szef sztabu PO, mówił że Tusk będzie szefem Rady Europejskiej, struktury, która wyraża interesy poszczególnych krajów. Potem mówiono: Sikorski komisarzem ds. polityki zagranicznej, potem komisarzem ds. energetyki. Zobaczymy co z tego będzie. Ja bym chciał, żeby Polska otrzymała jak najwięcej. Ale boję się, że to będzie bolesne rozczarowanie. Natomiast nie chcę komentować tego, że PO wybrała komisje, kosztem teki w Komisji Europejskiej.

A czy echa afery taśmowej mogą zaważyć na rozdaniu unijnych stanowisk?

Na pewno to Polski nie wzmacnia. Przeciwnie - image naszego kraju jest dewastowany. Szkoda, bo dzieje się to w momencie ważnej rozgrywki międzynarodowej o wpływy w Unii.

Przed wyborami sporo mówiło się o tym, że Prawo i Sprawiedliwość może po wyborach zmienić frakcję w PE i przejść w szeregi EPL. Czy dziś ten pomysł jest wciąż aktualny, czy definitywnie odłożono go ad acta?

Jesteśmy we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. I to tyle co chcę na ten temat powiedzieć.

Rozmawiała Anna Sarzyńska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.