"Kariera Nikodema Dyzmy". Sytuacja Sikorskiego stała się rzeczywiście "a very uncomfortable"

fot. A. Krauze
fot. A. Krauze

Ostatni ze świetnych rysunków Andrzeja Krauze – w Anglii tę dowcipną publicystykę, zamieszczaną w gazetach, nazywają cartoonami – to komentarz do jednej z rozmów „afery taśmowej”. Jeden gość mówi do drugiego: ”Jeśli ktoś jest chamem, to i Oksford mu nie pomoże” – oczywiste nawiązanie do życia i kariery Radosława Sikorskiego. Nazywanego przez tabloidy „lordem z Bydgoszczy bez tytułu” oraz, z uwagi na lizusowską postawę wobec Niemiec, „Herr Sikorski”.

Sikorski bardzo dba o swój wizerunek publiczny, znalazł nawet w swoim drzewie genealogicznym uczestnika powstania wielkopolskiego i wojny polsko – sowieckiej 1920 roku. Ale mnie bardziej przypomina rewelacyjną powieść Tadeusza Dołęgi - Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy”, opowiadającą o czasach polskiego Wielkiego Kryzysu oraz błyskawicznej i kompletnie surrealnej karierze gbura i chama Nikodema Dyzmy. Bezrobotny urzędnik pocztowy, który na skutek nieprawdopodobnego splotu przypadków, bezwzględności i sprytu, omal nie zostaje premierem II Rzeczpospolitej! Sikorski wyjeżdża do Wielkiej Brytanii jak Dyzma z Kresów do Warszawy; żeni się z Anne Applebaum - hrabianką Ponimirską, która wprowadza go do dobrego towarzystwa; i zdradza swoich dawnych przyjaciół – jak Dyzma Mańkę i kumpli, którzy przedtem nie pozwolili mu umrzeć z głodu. A kiedy sprawa się wydaje, Zorż, brat Niny ogłasza, że Dyzma to „oszust i cham”, jakiś totumfacki, uwieszony u dyzmowej klamki, ogłasza, że Zorż jest niespełna rozumu. Kto dziś uratuje Sikorskiego?

Ciekawe, jak po opublikowaniu „taśm prawdy” potoczą się dalsze losy Sikorskiego, który przez swoje gadulstwo naraził się administracji amerykańskiej i brytyjskiej. Wprawdzie ambasador Stanów Zjednoczonych Stephen Mull powiedział dyplomatycznie,

Nie będę komentował rozmowy przy kolacji. A co do naszego sojuszu, myślę, że jest silny,

takie niemądre wpadki już niejednego zdmuchnęły ze sceny publicznej i odebrały szansę na dalszą karierę. Nikt nie lubi nielojalnych sojuszników, którzy antyszambrują na amerykańskich czy brytyjskich salonach, i to bynajmniej nie za darmo, poczym okazują się politycznymi przeciwnikami. Określenie przez ministra spraw zagranicznych polsko – amerykańskich aliansów jako „bullshit kompletny”, twierdzenie że „popierając Amerykanów, skłócimy się z Rosją i z Niemcami, i będziemy uważać, że wszystko jest super, bo – tu barwne określenie z terminologii seksualnej, które znaczy, że więcej dajemy niż zyskujemy – na pewno daje Amerykanom do myślenia. Także David Cameron, kiedy usłyszał opinię Sikorskiego, że jest politykiem „niekompetentnym w sprawach Unii”, rozniesioną przez media na cały świat, zapewne to zapamięta. Prywatnie ma to w nosie, ale do opinii szefa dyplomacji kraju nawet niewiele znaczącego, rozwleczonej po świecie, musiał się odnieść i to zrobił. Sytuacja Sikorskiego na brytyjskich salonach stała się rzeczywiście a very uncomfortable.

Po raz pierwszy spotkałam Radka Sikorskiego w 1993 roku, podczas kampanii wyborczej do polskiego parlamentu, organizowanej przez koła konserwatywne w POSK-u, Polskim Instytucie Społeczno-Kulturalnym w Londynie, gdzie oboje promowaliśmy polityków Porozumienia Centrum. A potem w 1995 podczas kampanii prezydenckiej na rzecz Lecha Wałęsy. Nieokrzesany dryblas w garniturach w kratkę z second handu, za to z pasją i oddaniem wskazujący gdzie leży prawdziwy interes Polski oraz rekomendujący naszych ówczesnych kandydatów. Dziś nosi garnitury od Ermenegildo Zenii i Armaniego, lecz wypowiada się dokładnie przeciw temu, czego bronił kiedyś. O, pardon me! W jednym punkcie pozostał konsekwentny - wciąż, jak przed 19 laty, chwali pod niebiosa zalety charakteru oraz odwagę Lecha Wałęsy. Temu brytyjskiemu fragmentowi życiorysu Sikorskiego towarzyszy wiele niejasności i niedopowiedzeń. Wciąż widzę to jako jeszcze jedną ilustrację ludowego przysłowia „kowal konia kuje, a żaba nogę podstawia”. W czerwcu 1981 roku, kiedy wszyscy uczciwi ludzie pracowali na rzecz Solidarności, strajki, manifesty, pochody, zwarcia z milicją, Radek Sikorski „wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, aby uczyć się języka angielskiego”. W pół roku póżniej przytomnie prosi o polityczny azyl, otrzymuje go, zaczyna studiować w Pembroke College w Oksfordzie, bardzo kosztownym, więc chyba dostał jakiś grant (skąd? kto był jego sponsorem?). Studia w Wielkiej Brytanii, to seria półrocznych, rocznych kursów na różnych kierunkach, Sikorski przebywał tam trzy lata, ale nie wiadomo na jakie kursy chodził, jakie zaliczył. Na koniec otrzymał tytuł Bachelor of Arts (licencjat), a potem wystąpił z wnioskiem o dyplom Master of Arts, uzyskiwanym bez dalszej nauki po minimum 7 latach od momentu zakończenia studiów licencjackich. W Polsce chwalił się ukończonymi studiami w University of Oxford już bez komentarza o nietypowych oksfordzkich zwyczajach.

W jego oficjalnej biografii wiele opowiada o swoich artykułach w „Spectatorze”, od 1990 roku, kiedy znalazłam się w Londynie, czytywałam ten tygodnik regularnie i pamiętam jeden. Wspomina także o „Observerze”, jeszcze wtedy centrowym, bo dopiero kilka lat temu został zakupiony przez Guardiana i zmienił profil na lewicowy. Zapytałam mojego męża, Petera Avisa, publicystę działu zagranicznego Observera z 35-letnim stażem, ale nazwisko Sikorskiego nigdy nie obiło się o jego uszy. Znowu sytuacja „kowala i żaby”? I jeszcze kilka słów o słynnym The Bullingdon Club w Oksfordzie. To prawda, że jest to elitarne stowarzyszenie studentów z bogatych konserwatywnych rodzin – trzeba płacić za klubowy mundurek, za kosztowne bankiety oraz naprawianie szkód po chuligańskich wyczynach po pijanemu biesiadników. 12 maja 1894 roku podczas jednej z takich szalonych nocy, członkowie Klubu wytłukli wszystkie okna oraz całe oświetlenie wewnętrzne restauracji, w której balowali. Dziś Klub Bullingdon ma zakaz Uniwersytetu organizowania swoich spotkań bliżej niż 15 mil od Oksfordu, a swoje wieczory w restauracjach bukuje pod fałszywym nazwiskiem z uwagi na złą sławę tych bankietów. The Bullingdon Club stał się nawet tematem debaty w Izbie Gmin, jako przykład nieobyczajnego zachowania brytyjskich elit, a na co dzień przypomina się o nim w lewicowych mediach, kiedy chce się uderzyć w „posh boys”, synów rodzin milionerów dziś u władzy, Davida Camerona, George’a Osborne’a i Borisa Johnsona. Sikorski został zapewne zaproszony do Klubu na początku lat 80., na fali zainteresowania Polską. Jednak pozostaje pytanie: skąd miał pieniądze na swój wkład w wystawne bankiety w najlepszych angielskich restauracjach i swoją część w naprawianiu szkód po ich zdemolowaniu? Ze studenckiego grantu?

Bardzo fortunnym zdarzeniem dla kariery Radka Sikorskiego było spotkanie Anne Applebaum, wtedy o ile pamiętam, studentki London School of Economics, którą także ukończył mój mąż (dotychczasowy brak promowania się przy pomocy męża, bardzo dziś w Polsce modne, świadczy o moim straszliwym niedołęstwie). A więc córka znanego waszyngtońskiego prawnika, absolwentka Yale, stypendystka Oxford University, laureatka nagrody Pulitzera oraz brytyjskiej Duff – Cooper Prize za książkę o sowieckich gułagach, była dla Sikorskiego tym, czym Nina Ponimirska dla Nikodema Dyzmy. Przy czym oboje zaczynali jako konserwatyści – Anne Applebaum była w latach 90. redaktorką działu zagranicznego prawicowego „Spectatora”, Radosław Sikorski wygłaszał w tym czasie płomienne przemówienia w POSK-u na rzecz Porozumienia Centrum. W 2005 roku został przez Prawo i Sprawiedliwość uhonorowany stanowiskiem ministra obrony narodowej, jeszcze jedna pomyłka obsadowa tej partii. Potem – oboje – pożeglowali w przeciwną stronę. Applebaum od 2009 roku jest współpracownicą lewicowego The Washington Post - tego samego który upublicznił aferę Watergate i spowodował rezygnację ze stanowiska republikańskiego prezydenta Richarda Nixona - pisuje także dla wcale nie niezależnego Independenta i brytyjskiego odpowiednika GW – Guardiana. A Radek Sikorski – wiadomo. Wzięcie „pierwszego dżentelmena w polskiej polityce”, lojalność szlachciury z pól elekcyjnych w epoce saskiej, słownictwo żula spod budki z piwem. Cartoon Andrzeja Krauze, w największym skrócie, podsumowuje tę karierę. Ciekawe czy teraz, kiedy z powodu bezmyślności i gadulstwa Sikorskiemu powinęła się noga, jego żona – jeszcze jedno odniesienie do Niny Ponimirskiej i Nikodema Dyzmy – zapewni mu miękkie lądowanie w swoim bardzo doborowym lewicowo - liberalnym towarzystwie?

Felieton ukazał się na stronach sdp.pl

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.