Kelnerzy z prowincji mogli obalić rząd. Kulisy afery podsłuchowej według "Faktu"

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Okazuje się, że zorganizowaną grupą przestępczą podsłuchującą ministrów, o której mówił szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, może być… trójka przyjezdnych pracowników restauracji.

Jak informuje „Fakt” za podsłuchami stali bracia Łukasz i Dawid N. pochodzący ze Świdrów w województwie lubelskim (później przeprowadzili się do miasteczka Ryki),  a także Konrad L.

Łukasz za nagrywanie polityków i biznesmenów miał dostać ok. 115 tys. zł. Część z nich musiała trafić do Konrada L. - pochodzącego z Rzeszowa sommeliera w uznanaej restauracji Amber Room. L. wcześniej szlifował fach w Krakowie. Zawsze marzył o własnej knajpie

— donosi tabloid.

Cała trójka miała jednak problemy z realizacją marzeń o swojej restauracji. Trudno snuć takie plany, gdy zarabia się ok. 5 tys. zł. Co innego, gdy w grę wchodzi powyżej 100 tys. zł za „pracę na boju”, którą w tym przypadku było podsłuchiwanie wysokich urzędników państwowych między lipcem 2013 a majem 2014 r.

Właśnie takie zadanie miał zlecić jeden z najbogatszych Polaków, 39-letni Marek Falenta. Sam zainteresowany zaprzecza.

A jak do sprawy odnoszą się mieszkańcy Ryk, z których w wielki świat wyruszyli bracia N.? Okazuje się, że wcale nie potępiają swoich ziomków! W końcu w realizacji własnych marzeń wszelkie chwyty są dozwolone.

Co innego politycy… Takiego kunktatorstwa po stronie władzy lud pracujący wybaczyć nie może. Swoim - zawsze przebaczy. Nawet, gdy gazety robią z nich siłę pociągową całej afery, a politycy - grupę przestępczą.

gah/”Fakt”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych