III RP, czyli targowica targowicą targowicę pogania. Zachowując szantaż w tajemnicy, Tusk musi mu ulegać...

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Już po raz kolejny uchylony został rąbek targowickiej kuchni politycznej, w której postkomunistyczna elita władzy zmawia się przeciw Polsce i Polakom. I co? I nic!

Odpowiedzią jest „pragmatyczne” objaśnienie, że „wszyscy” politycy, i to na całym świecie, tak o polityce rozmawiają. A Tuska i całego układu postkomunistycznej III RP należy bronić, bo przyjdzie Kaczyński z IV RP i „wrócą” czasy „stalinowskich metod” PiS!

Premier Donald Tusk ogłosił, że nagrania są narzędziem szantażu. Ale szantaż ma sens tylko wtedy, gdy szantażysta wie, że szantażowany spełni jego żądania. Dymisja Tuska oznaczałaby klęskę szantażu. Jednak Tusk nie chce złożyć dymisji, bo woli podlegać szantażowi. Dlaczego? Bo jako narzędzie komunistycznej Służby Bezpieczeństwa (peerelowskiej delegatury KGB) jest w tej sytuacji od dawna – od początku swojej działalności politycznej!

Donek w czapce niewidce

Tusk był chroniony przez SB tak troskliwie, że jedyne zatrzymanie, którego doświadczył, nastąpiło wtedy, gdy 22 lipca 1982 r. szedł na spotkanie ze mną. Zapewne nawet wtedy SB udawałaby, że go nie widzi, gdyby nie był w grupie kilku kolegów, więc pominięcie go byłoby zbyt dobitnym dowodem.

Przypomnijmy – Tusk twierdzi, że już przed Sierpniem`80 kontaktował się z Wolnymi Związkami Zawodowymi (charakterystyczne, że tylko z TW „Bolkiem”) i Studenckim Komitetem Solidarności (jakoś nie zetknął się ani z moim bratem, który go zakładał, ani ze mną, choć ściśle z SKS współpracowałem). Później był działaczem NZS i współpracownikiem śp. Lecha Bądkowskiego przy redagowaniu „Samorządności”. Inaczej niż jego koledzy, nie został internowany i pomimo wieloletniej działalności w środowisku solidarnościowym – czego jestem świadkiem – SB nigdy nie zauważyła tej jego aktywności. Nie tylko nie założono mu Sprawy Operacyjnego Rozpracowania, lecz nawet Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia, co było żelazną rutyną w odniesieniu do każdego, kto przewinął się w tym środowisku. Wszystkowiedząca policja polityczna nie potrafiła zdjąć Donkowi czapki niewidki.

Jednak zaraz po Okrągłym Stole ta sama głucha i ślepa SB nagle wiedziała, że można pójść do Tuska jak w dym, bo on przyjmie worek pieniędzy na założenie partii politycznej. Jemu kupiono mieszkanie, a partii dano biuro w warszawskim Marriotcie. Inwestycja okazała się absolutnie trafiona – 4 czerwca 1992 r. Tusk należał do głównych organizatorów puczu na rzecz obalenia rządu Jana Olszewskiego, pierwszego rządu powołanego przez pierwszy demokratycznie wybrany sejm. Jaki był cel akcji? Obrona posowieckiej agentury jako narzędzia trwałej obecności Rosji w polskim życiu politycznym.

Jakie jest hasło szantażu? Polska, jako narzędzie dywersji rosyjskiej, ma blokować sankcje NATO i UE wobec Rosji (cały czas utrzymujemy otwartą granicę z Rosją od północy) oraz pomóc w energetycznym uzależnianiu Zachodu od surowców rosyjskich (w samej Polsce opóźnianie budowy gazoportu i eksploatacji gazu łupkowego). Jaka jest odpowiedź Tuska? Tylko ja i PO jesteśmy w stanie zagwarantować utrzymanie Polski w pozycji przedmiotu międzynarodowej gry politycznej, więc wszelkie siły sprzyjające Putinowi mają obowiązek mnie bronić, bo inaczej do władzy dojdzie Kaczyński i PiS i wprowadzą suwerenność („srenność”).

„Mamy dość tego gnoju”

Około roku temu poprosił mnie o spotkanie pewien bardzo sympatyczny przyjezdny, o którym wiedziałem, że jest specjalistą od tajnego nagrywania elity polskiego światka politycznego. Komplementując moją niezależność myślenia, zawiadomił mnie, że – wraz z grupą podobnych mu patriotów niemogących już dłużej znieść „tego gnoju”, w który układ postkomunistyczny wpędza Polskę – podjął działania na rzecz ujawnienia ich podłych knowań i w ogóle ich nędznej kondycji osobistej.

Znając trochę afiliacje zawodowe mojego rozmówcy, odniosłem wrażenie, że proponuje mi się rolę podobną do tej, w której obsadzono mnie w styczniu 1990 r., gdy rzecznik Jaruzelskiego zameldował mi (w postawie na baczność i stukając obcasami), że ten gotów jest ustąpić z prezydentury. Wówczas dałem się nabrać i uczestniczyłem w intronizacji TW „Bolka”, ale po 23 latach byłem już trochę mądrzejszy i nie podjąłem propozycji. Nieco ponad miesiąc temu przyjezdny ponowił zaproszenie do Warszawy, ale ja znowu odmówiłem wejścia w sprawę (mówiłem o tym 18 czerwca w TV Republika, a wcześniej pisałem na Twitterze).

Nie chcę w niczym urazić mojego rozmówcy i nie twierdzę, że świadomie stał się narzędziem rosyjskich służb specjalnych, ale pozostaję w przekonaniu, że „źródłowym” organizatorem szokujących obecnie opinię publiczną nagrań jest rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa, dawniejsza KGB. Obecnie upewnia mnie w tym zachowanie premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego, którzy obaj, jako narzędzia SB i WSI, muszą już wiedzieć, kto i po co upublicznił rzeczone nagrania, a jednak dbając o swój interes polityczny, zachowują w tej sprawie całkowitą tajemnicę. W detalach ten interes nieco się u obu różni, ale całość pozostaje w zakresie „braterskiej” rywalizacji pomiędzy „małym” a „dużym” żyrandolem, czyli dawniejszymi SB i WSI.

Gdyby jednak komuś nie wystarczały podane przeze mnie przesłanki, to w tym szczególnym przypadku powołam się na Aleksandra Makowskiego, funkcjonariusza wielce zasłużonego we współpracy polskich i rosyjskich (sowieckich) służb specjalnych, który orzekł, iż dokonanie nagrań i ich upublicznienie to – cytuję z pamięci – „wspólne działanie zagraniczne i krajowe”. Podobną ocenę wyraził, też znający się na rzeczy, Andrzej Olechowski, który ostrzegł opozycję przed wykorzystywaniem afery, bo została zorganizowana przez zagranicę.

Kto w polityce rodzi się przez służby, ten przez służby ginie

Podczas swojej (bardzo odwleczonej) konferencji prasowej premier Tusk oświadczył, że wszystkie nagrania powinny zostać natychmiast ujawnione, bo niejawne mogą być narzędziem szantażu. Jest to twierdzenie prawdziwe, czego najlepszym dowodem jest nieujawnianie nagrań rozmów Tuska z Putinem np. w sprawie katastrofy smoleńskiej i oddania Rosjanom całkowitej kontroli nad śledztwem. Tam, gdzie chodzi o kompromitujące nagrania, najlepszą ochroną przed szantażem jest wyeliminowanie szantażowanych z życia politycznego. Zachowując szantaż w tajemnicy, Tusk musi mu ulegać, co krajowa opinia publiczna widzi, a zagranica wykorzystuje przeciw Polsce.

Tusk jednak używa tego twierdzenia w innym celu – jako uzasadnienia dla niewyciągania konsekwencji wobec ludzi skompromitowanych już upublicznionymi nagraniami. Oto minister Sienkiewicz i prezes Belka okazali się chamskimi spiskowcami przeciw porządkowi konstytucyjnemu i demokracji, a obaj pozostają na swoich stanowiskach. Mogą nadal szkodzić Polsce, bo już nie będą szantażowani? Ależ ci ludzie wystarczająco udowodnili, że sami w sobie stanowią kompromitację państwa polskiego (choć trzeba zauważyć, że Sienkiewicz powiedział, że to wie i odejdzie z polityki, a Belka z całą bezczelnością nadal chce szkodzić Polsce). Gdyby zachowanie Tuska miało coś wspólnego z ochroną polskiego życia politycznego przed szantażem z zagranicy, to już dawno podjąłby działania na rzecz, na przykład, ujawnienia pełnej prawdy o rosyjskich agentach pseudonim „Kat”, „Minim” i „Olin”. A co robi premier spotykający się w Belwederze na naradach z Jaruzelskim? Pracuje nad koalicją rządową POSLD, jako sojuszem zaufanych ludzi SB z „zaufanymi ludźmi KGB”.

Nagrania za wiedzą i zgodą BND i CIA?

Jeżeli za nagraniami stoi wyłącznie KGB, to ostatecznie tylko pół biedy. Byłoby gorzej, gdyby przedmiotowa rola Polski była utrwalana za zgodą Niemiec i USA. Co do prowadzenia przez Angelę Merkel polityki fryderycjańskiej nie ma wątpliwości, a czy Ameryce zależy na upodmiotowieniu Polski? Wątpliwe – od czasów prezydenta Busha (seniora) instalującego Jaruzelskiego jako prezydenta III RP, nic się nie zmieniło. Po 25 latach Obama przyleciał do Warszawy, żeby podtrzymać ten układ. USA zahandlują Polską na pierwszym lepszym rogu, gdy tylko będą potrzebowały dealu z Rosją na Bliskim Wschodzie czy gdzie indziej. I tu leży tajemnica bezwarunkowego poparcia, jakiego Tuskowi udzielają wszelcy, mniej lub bardziej „zaprzyjaźnieni”, dziennikarze. Nie trzeba brać dieńgów [ros. pieniędzy – przyp. red.] z ambasady przy Belwederskiej. Można brać „czyste” euro czy dolary w pobliskim pubie.

W takich to ćwiczeniach wykuwa się ta jedność wyrażana formułą „Tusku, musisz!”. Gdyby wierzyć Palikotowi, to dopiero teraz, dzięki nagraniom, Tusk stanie się dojrzałym politykiem – „tylko wtedy możesz dać sobie radę, gdy krew i sperma ciekły ci po twarzy”. Międzynarodowe sadomasochistyczne sex-party trwa, a więc wkrótce wróci zachwyt mediów i zagranicy.

Sienkiewicz – między Machiavellim a Maurerem

Minister Bartłomiej Sienkiewicz nie jest ani agentem rosyjskim, ani niemieckim czy amerykańskim, ani choćby „tylko” byłym TW SB. Choć Czempiński powiedział: „on jest ze służb”, to jest typowym przedstawicielem „patriotycznych realistów”, którzy wiedzą, że „państwo polskie praktycznie nie istnieje”, bo elity są nienaprawialnie sprzedajne, a społeczeństwo głupie i też skorumpowane. „Analityk”, który zniżył się do posługiwania Tuskowi jako superminister do specjalnych poruczeń, w swoim samouwielbieniu uważa ogół polskich polityków, aparatczyków i urzędników za bandę zsowietyzowanych popaprańców, których należy traktować z góry, tak jak porucznik Franciszek „Franz” Maurer oceniał cały świat. W ten sposób uczeń Machiavellego wszedł w skórę „psa” z SB. Przypadek tym bardziej dziwny, że o zastawionej na niego pułapce powinien wszystko wiedzieć z przykładu innego krakowskiego machiavellisty Jana Rokity. Tamten też wyobrażał sobie, że to on reżyseruje rzeczywistość, a okazał się być w swym zachwyceniu sobą tylko pijanym dzieckiem w po-esbeckiej mgle.

Pycha tych „stańczyków” była tak wielka, że wyobrazili sobie, że zniżając się do przyjęcia stanowisk państwowych, stają się treserami prostaczka z Gdańska. Pragnąc karier, wmawiali sobie, że fakt, iż Donald Tusk nie był agentem SB, jest ważniejszy od tego, że całą swoją karierę polityczną zrealizował jako narzędzie SB – krajowej sekcji KGB. Ta samobójcza pycha, połączona z ukrywaną (a więc tym groźniejszą) żądzą kariery, spowodowała, że Sienkiewicz dał się nabrać na inicjatywę „dealu” Tusk – Marek Belka, zapominając, że Tusk, jako posłuszne dziecko SB, mógł bez żadnego pośrednika zmawiać się z, według akt zarejestrowanym jako TW SB, „Belchem”, i jego adiutantem Sławomirem Cytryckim, według akt zarejestrowanym jako TW „Ritmo”. A przecież „analityk” wiedział, że Belka nie urodził się w NBP, bo „Belch” zaczynał jako sekretarz komitetu uczelnianego PZPR, by prosto z POP jeździć na staże w USA. Oprócz SB musiał zdobyć też zaufanie służb amerykańskich, bo w czasie wojny w Iraku zaangażowano go tam jako szefa koalicyjnej Rady Koordynacji Międzynarodowej (Belka wypiera się „Belcha”, więc będzie też twierdził, że nie miało to nic wspólnego z CIA). Po podboju Iraku podbił PRL-bis, zostając premierem pod „zaufanym człowiekiem KGB”, prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Czy katastrofa Sienkiewicza nauczy czegoś naszych pragmatyków odrzucających „polską nienormalność”? Zapewne nie, tak samo jak katastrofa Rokity niczego nie nauczyła jego druha Sienkiewicza.

Zadania dla cyngli polskich i niemieckich

Opiekująca się Tuskiem prasa niemiecka w doskonalej harmonii z krajowymi „zaprzyjaźnionymi mediami” przekuwa służalczość Tuska i PO wobec Rosji w dowód rzekomej niezależności. Mniejsza o to, że „Sueddeutsche Zeitung” ubolewa, że beneficjentem afery jest PiS i to ma być bardzo źle. Szczytem obłudy jest twierdzenie, że „O wiele bardziej wybuchowe byłoby jednak, gdyby za sprawą stały rosyjskie tajne służby”. Cały krajowy i międzynarodowy układ polityczno-medialny, mający na celu utrzymanie Polski w stanie gwarantowanego przez Tuska–PO rozkładu, wskazując na KGB jako organizatora operacji, odwraca kota ogonem – oto nagrania mają być dowodem, że Tusk jest niezależny od KGB, a Kaczyński jest narzędziem w rękach Putina. Oczywiście cyngle niemieckie nie mają nic wspólnego z BND, tak samo jak nasze z ABW (i WSI), i nie wiedzą, że FSB (KGB) nie zamierza Tuska zniszczyć, tylko sprawić,, by przestał lawirować pomiędzy Zachodem a Rosją i przyjął do realizacji listę zadań dla polskiej polityki zagranicznej, szczególnie tych dywersyjnych wobec działań NATO w stosunku do Ukrainy. To kalka z operacji porwania i zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki – sowieccy agencji Jaruzelski i Kiszczak byli przedstawiani jako ofiary wymierzonej w nich operacji KGB. Teraz też cały personel Układu zaprzężony został do tłumaczenia, że w odpowiedzi na nagrania – warto zauważyć, że nie ma na nich Donka, który przecież wcale nie jest milczkiem – trzeba stanąć murem za Tuskiem, bo „radzieccy” chcą go obalić, żeby… zainstalować Kaczyńskiego!

Chodzi o to, żeby unieważnić fakt, że Tusk od początku swojego premierowania (a nawet już jako opozycjonista wobec rządu PiS) wysługiwał się Rosji, czego dobitnym dowodem była dywersja wobec aprobowanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego planu „tarczy antyrakietowej”. Tusk nie zawahał się wykonać poleceń Putina nawet po katastrofie smoleńskiej. Uronił łzę nad trupami i pełnił swą służbę na rzecz Rosji z zaangażowaniem tym większym, że śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego była dowodem, że wszelki opór jest indywidualnie niebezpieczny, a geopolitycznie beznadziejny.

To wysługiwanie się było i jest aktywnie wspierane przez Niemcy, dążące do uprzedmiotowienia pozycji Polski, dzięki czemu Tusk stał się pupilem władz i mediów niemieckich w takim samym stopniu, w jakim z nienawiścią traktowano broniących polskiej racji stanu Lecha i Jarosława Kaczyńskich. To wysługiwanie się było też życzliwie przyjmowane przez Stany Zjednoczone, które wprowadziły wobec Rosji politykę „resetu” i odrzucanie przez polski rząd polskich interesów było im wówczas całkowicie na rękę. Służba dwóm panom stała się dla Tuska trudniejsza, gdy w niespodziewanym świetle Majdanu pomiatanie dobrem państwa i społeczeństwa polskiego stało się zbyt widoczne i zaczęło zagrażać trwaniu Układu.

Miraż możliwości ucieczki z Polski do kariery w UE znęcił go tak skutecznie, że zapomniał, iż nie jest nikim więcej niż tylko narzędziem służb, i wykonał parę gestów mających dowodzić jego względnej niezależności od Kremla. W ten sposób doszło do pojawienia się trudności w ujeżdżaniu Tuska przez Putina i trzeba było, jak w 1981 r., wysłać „list od przyjaciół radzieckich do towarzyszy polskich”. Tusk pismo paniał i ogłosił, że złożenie dymisji byłoby uleganiem szantażystom. KGB nie zdekonspirowała Tuska jako kukły służb, jako organizatora korupcji indywidualnej i partyjnej, jako polityka gardzącego Polską i Polakami, nie wymierzono mu ciosu w twarz, lecz tylko szarpnięto dywanem pod nogami. To znaczy, że Kreml nadal ma zaufanie do „polskich towarzyszy z PO” i pomoże im przetrwać. Nawet niech powołają się na KGB jako autora nagrań. KGB i Rosja takie gry wytrzymają, a Tusk przyjdzie i pocałuje swoich nadzorców w… rękę. W odwodzie czeka, stojąc w pozycji ruki pa szwam, zaufany człowiek WSI z „kamienicy resortowej”, drugi zwycięzca spod Smoleńska 10.04.2010. Żądania KGB muszą zostać spełnione. A co z aferą? Da się po mordzie kelnerowi! Wyimek Na nagraniu możemy posłuchać, jak „analityk” z antykomunistycznego WiP, niczym pierwszy lepszy wsiowy głupek, popisuje się swoimi błyskotliwymi ocenami sytuacji na Bliskim Wschodzie, nie zważając na to, że mówi do funkcjonariuszy układu postkomunistycznego zbudowanego pod nadzorem KGB. Gdy Belka mówi do Sienkiewicza: „suwerenność – srenność”, ten, z fantazją marszałka Rzewuskiego, podwija pawi ogon polskiego patrioty i głębiej brnie w swoje „ChaDeKaKa”.

Gazeta Polska 24 czerwca 2014 r. (Napisane 20 czerwca 2014 r.)

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.