Kiedy Bóg chce kogoś ukarać, to mu najpierw rozum odbiera. To powiedzenie przypomniało mi się, gdy obserwowałem – jak wielu– niemrawy szturm ABW na siedzibę tygodnika „Wprost” i kiedy dowiadywałem się o nieudolnej i nieudanej (a zarazem, jak wszystko wskazuje, bezprawnej) próbie przejęcia laptopa redaktora naczelnego tego pisma.
Oczywiście, sytuacja w której nieznani sprawcy bezkarnie i długotrwale nagrywają ministrów polskiego rządu jest kompromitująca. Dążenie do ich schwytania jest oczywiste. Ale podjęte w tym celu działania wyglądają tak, jakby Platforma postanowiła spektakularnie popełnić samobójstwo.
Bo przecież po takiej kompromitacji, jaką była (jest dalej) afera taśmowa tego rodzaju działanie ze strony władz wygląda w oczach bardzo wielu ludzi tak, jakby zamiast szukać realnych sprawców chciały one wywrzeć zemstę na posłańcu, który przyniósł im złą wiadomość. Na piśmie, które opublikowało zapisy podsłuchów (przyznajmy – podejmując decyzję z dziennikarskiego punktu widzenia kontrowersyjną, bo upubliczniając taśmy, o których redakcja najwyraźniej sama nie wiedziała, kto je nagrał – tylko że teraz ta decyzja „Wprost” jest drugorzędnym tematem).
I to jest jeszcze z punktu widzenia rządzących nie najgorsza interpretacja ich działań. Bo wielu narzuca się też inna: że władze są w strachu, bo na nie opublikowanych jeszcze taśmach jest coś, czego się śmiertelnie boją (według niektórych może tu chodzić o rozmowę wicepremier Bieńkowskiej z szefem CBA Wojtunikiem)
Osobiście raczej stawiałbym na trzecią interpretację zachowania władz – na histerię. W zamkniętym świecie Kancelarii Premiera i kilku najważniejszych ministerstw politycy stopniowo odrealniają się, a różnego tym zagrożenia wyrastają w ich oczach do rozmiarów smoków. Zdarza się, że przychodzą im w związku z tym do głowy głupie pomysły. Do widowiskowo poniżonego faktem nagrania go szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza wizja ataku histerii pasuje jak najbardziej. Ale większość Polaków, dowiadując się o szturmie na „Wprost”, pomyśli raczej o jednej z dwóch przytoczonych wyżej hipotez, albo o obu naraz. I dlatego właśnie działania rządzących, niezależnie od ich intencji, określam mianem politycznie samobójczych.
Również dlatego, że bardzo zantagonizowały one w ten sposób swoją dotychczasową opokę – mainstreamowe media. Nikt, kto wczoraj wieczorem oglądał TVN czy słuchał radia TokFM nie mógł mieć co do tego żadnych wątpliwości. W tych mediach panowała atmosfera taka, jak w 2006 czy 2007 roku – tylko że teraz dziennikarze prześcigali się w atakowaniu nie „faszystów z PiS”, tylko „kompromitującego nas przed światem atakiem na wolność mediów rządu PO”.
Gdyby sytuacja polityczna była inna, gdyby na przykład Ruch Palikota wyszedł z eurowyborów z 18-procentowym poparciem, uznałbym że wiodące ośrodki establishmentu widzą degrengoladę PO i chcą poprzez wywołanie sztucznego kryzysu doprowadzić do zmiany warty. Że odtąd ich interesów strzec ma „nowa”, niezgrana siła. Ponieważ jednak takiej siły na horyzoncie nie widać, pozostaje mi uznać, że po prostu skala gnicia Platformy przekroczyła jakiś punkt krytyczny i wywołuje efekt odrzucenia u nawet dotąd przychylnych im obserwatorów. A zawsze silny odruch solidarności dziennikarskiej dopełnia reszty. „Platforma to obciach! To nie do uwierzenia, ze coś takiego dzieje się w Polsce! Gdyby coś takiego stało się za rządów PiS, to już teraz pół Komisji Europejskiej siedziałoby w samolotach do Warszawy!” – takie rewolucyjne sformułowania można było wczoraj usłyszeć na antenie radia TokFM.
Warto też zwrócić uwagę na zachowanie urzędowych dramatis personae. Rzecznik KG Policji, wypowiadając się w TVN robił wszystko co mógł, aby „odciąć” policję od całej operacji, i zdystansować się od niej. Prokuratorzy, których widzieliśmy na ekranie również nie byli zbyt przebojowi. Czują, że władza zaczyna zalatywać trupem, i nie chcą być z nią za bardzo kojarzeni?
No i bardzo ważne jest to, że władza poniosła spektakularną klęskę. Nie dostała laptopa Latkowskiego (jakkolwiek groteskowo to brzmi). A porażka zawsze powoduje, że oportuniści zaczynają odchodzić, albo przynajmniej zachowywać się mniej niż dotąd gorliwie. A przeciwnicy przegrywających dostają skrzydeł. Donald Tusk liczy oczywiście na to, że długi weekend spowoduje, że wszystko ucichnie a sprawa sama się wypali. Może mieć rację, ale może też się przeliczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/201339-piotr-skwiecinski-pan-bog-odebral-im-rozum-rzad-zaczyna-smierdziec-trupem